Dziennik podróży: Rodos – odsłona pierwsza : Trochę śmiesznie z lotem na Rodos, bo podają różne czasy przelotu w obie strony. Jak mogłem się nie zorientować, że chodzi o różnicę czasu?! W każdym razie w samolocie przestawiam zegarek i jest okay. Bałem się. Niby to mój trzeci lot...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona druga : Wczorajsza kolacja, czy raczej dinner, była znakomita. Na stojącej w jadalni tablicy kredą napisane nazwy dań. Po grecku i po polsku (!). A. i W. podpowiadają, co wybrać. Zwłaszcza W., który widać, że bawi się świetnie. To on, gdy Apostolis...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona trzecia : Kompletnie brak mi poczucia odległości. Jeszcze. Wyprawa do miasta, do Rodos, wydaje się długa i skomplikowana. Mapa w niczym nie pomaga. A map wszędzie pełno. Co jakaś reklamówka rent car, restauracji, hotelu, miejscowej atrakcji turystycznej...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona czwarta : Zatem gdzie jest miasto? Bo przecież te mury muszą kryć wyłącznie jakieś ogromne muzeum, coś na kształt kamiennego parku etnograficznego, jakiegoś południowo-wschodniego skansenu? Przed nami ukryty w cieniu, prawie w mroku zakręt. I nagle...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona piąta : Pół dnia na plaży w Kamiros bądź antycznym Kameiros. Przez chwilę było cudownie. Nie, nie mam na myśli plaży. Siedzimy przy śniadaniu, ja oglądam mapę wyspy, próbując sobie wyobrazić, w którą stronę pojedziemy, a tu odbywa się uczony...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona szósta : Znowu w Rodos. Ale tym razem jedziemy trasą bardziej cywilizowaną. Najpierw przedzieramy się przez Paradissi. Dobre słowo, „przedzieramy”. Chociaż wyobrażam sobie, że można by docisnąć pedał gazu i przemknąć jak strzała przez...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona siódma : Ślęczę od rana nad mapą. Przecież dzisiaj poważna wyprawa. Musimy wznieść się na wyżyny uwagi, orientacji, koncentracji. Jedziemy w głąb wyspy. Do starożytnego Ialyssos. Podobno współcześnie operuje się nazwą...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona ósma : Postanawiamy ruszyć brzegiem morza na południowy zachód, czyli w przeciwnym kierunku niż do miasta. Chyba nadszedł czas, żeby ogarnąć wzrokiem zaklęte w kamieniu emocje, poczuć pod stopami ślady po biegających wąskimi uliczkami...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona dziewiąta : Znużony po nocy, która przynosi chłód jedynie dzięki przyciskom remote control. Skrzynka w rogu pokoju na szczęście odpowiada na zadania, które powierza jej pilot. Znużona, zatem jak i my, szemrze. Gdy powiew dociera do mnie, lekko...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona dziesiąta : Wydaje się to po prostu niemożliwe. Jak można żyć w taim permanentnym braku zmian? Niby marzy się o tym prawie całe życie. Przeklina w cholerę owe wakacyjne niedogodności. Wlepia się codziennie, punktualnie oczy w telewizor. Nastawia radio...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona jedenasta : Bez emocji związanych z odległością przystępujemy do wyprawy na drugą stronę wyspy. Wybieramy się na południowo-wschodni cypel, gdzie przycupnęło drugie rodyjskie miasto. To tam spodziewam się fali gorąca z afrykańskich brzegów...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona dwunasta : Uczucie, że wszystko już znamy. Zatem czas płynie zdecydowanie wolniej. Świadomość tego, iż nic już nas nie zaskoczy. Wszędzie, dokąd pojedziemy, znajome krajobrazy, znajome skrzyżowania, znajome miejscowości. Narodziło się to, co...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona trzynasta : Już poprzedniego dnia wieczorem, przy retsinie, potem frappe, a w końcu metaxie tylko z S. (jak miło tak z nim siedzieć i gadać niby o niczym; samotność we dwoje, jak mawiał poeta) poczułem, że cyferki elektronicznego zegarka zmieniają się...
Dziennik podróży: Rodos – odsłona czternasta : Zgodnie z umową zawartą ze spoconym i znudzonym panem w jeansach i adidasach samochód należało zostawić poprzedniego dnia wieczorem na parkingu przed hotelem, a kluczyki oddać w recepcji. Tak i uczyniliśmy. No i znowu, słodka naiwności!
Dziennik podróży: Rodos – odsłona piętnasta : Najprościej byłoby napisać, że Apostolis zawiózł wszystkich na lotnisko, wsiedliśmy do samolotu, lot był spokojny, szczęśliwie wylądowaliśmy w Warszawie i tego samego dnia pociągiem dotarliśmy do Kętrzyna. Po co byłoby jednak wówczas...