Państwo, polityka, społeczeństwo...

Afryka inaczej - wywiad z Radkiem Malinowskim

Radek MalinowskiRadek Malinowski, od kilku lat w Afryce (1 rok w Zambii, 2 lata w Malawi), ukończył teologię w Kenii. Był zaangażowany w budowę i rozwój ośrodka Center for Social Concern w Lilongwe (stolica Malawi). Ośrodek w którym pracował Radek zajmuje się m.in. przeciwdziałaniem handlowi ludźmi, programem pomocy ekonomiczno-społecznej miejscowej ludności, programem dla ubogich robotników wiejskich, dialogiem międzyreligijnym oraz tworzeniem biblioteki. Obecnie pracuje w Kenii w stowarzyszeniu zajmującym się przeciwdziałaniem niewolnictwu i walką z handlem ludźmi w Afryce.

Mimo postępującej globalizacji i "kurczenia" się świata Afryka wciąż wydaje nam się odległa. Dlaczego?

To prawda. Zawsze kiedy wracam do Polski dziwi mnie ta nieobecność Afryki w naszym kraju. Wydaje się, że Afrykańczycy mają większe pojęcie o naszym życiu, niż my o tym, co się dzieje na Czarnym Lądzie. Nie wiem co jest tego powodem, może warto zapytać o to Polaków? Proces globalizacji w Afryce jest teraz dużo silniejszy niż w Europie. To odbija się mocno na relacjach społecznych Afrykańczyków czy procesach ekonomicznych.

Ogromnym problemem w Afryce są długi zagraniczne. Prezydent Tanzanii Julius Nyerere powiedział kiedyś, że musimy głodzić swoje dzieci by spłacać nasze długi. Czy istnieje jakiś rozsądny sposób na pozbycie się tego balastu, czy kraje afrykańskie mogą jedynie liczyć na łaskę pożyczających w ich umorzeniu?

Mam mieszane uczucia co do oddłużania Afryki. Robiono to już wielokrotnie, banki pod wpływem mediów czy nacisku opinii publicznej redukowały spłaty, ale za jakieś 10, 20 lat długi narastały ponownie. Problem zadłużenia Afryki jest niezwykle trudny i złożony. Jest to problem historyczny. Dogłębna analiza zajęłaby wiele czasu. Jest on nieodłącznie związany z tym, jak państwa afrykańskie powstawały. Wiele z dzisiejszych państw afrykańskich nigdy nie istniało przed kolonizacją. Państwa te powstawały w trakcie zimnej wojny, kiedy to Afryka była poligonem pomiędzy dwoma państwami: USA i ZSRR. Kredyty były brane na rozbudowę niepotrzebnej dla nowych państw armii. Jednocześnie już wtedy państwa afrykańskie potrzebowały pieniędzy na rozwój podstawowej infrastruktury. Największym problemem jest jednak to, że kredyty zaciągali politycy, a pieniądze nie docierały do zwykłych Afrykańczyków (lądowały na kontach osób prywatnych). Mimo to obciążały one państwo. To dlatego tak wiele ludzi sprzeciwia się spłacie tych kredytów. Istnieje ciekawy precedens, który może zapobiec temu procesowi, a powstał on za czasów wojny USA z Hiszpanią o Kubę. Amerykanie stwierdzili, iż to rządy hiszpańskie, w tym osoby prywatne, zaciągały długi, więc to nie zwykli Kubańczycy winni je teraz spłacać. Podobnie jest w Afryce - długi zaciągane są przez poszczególne jednostki, które idą nierzadko na ich prywatne konta, zamiast wspierać inwestycje, dlatego banki powinny żądać spłat kredytów od tych osób czy instytucji, które je zaciągnęły. Żądanie spłaty długów od społeczeństwa, które z tych pieniędzy nigdy nie miało korzyści jest nieuczciwe. Kolejnym związanym z tym problemem jest polityka prowadzona przez Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Te instytucje zostały stworzone do odbudowy gospodarek krajów Europy Zachodniej, zrujnowanych po wojnie. Ich działania były skuteczne wobec państw europejskich, ale wobec państw afrykańskich już nie. Wymagania kredytowe instytucji międzynarodowych (Konsensus Waszyngtoński) miały sens dla krajów Europy, ale dla Afryki były już nieadekwatne, dla przykładu nakazywano krajom afrykańskim błyskawiczną prywatyzację wszystkich sektorów gospodarki, de facto było to tworzenie prywatnych monopoli. Po krytyce takich ekonomistów jak Stiglitz (laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii), Fundusz Walutowy przyznał już, że te działania prowadziły do pogłębienia biedy i były rażąco niecelne. Jest też ważne, że dla bogatszych krajów dawanie kredytów wbrew pozorom było bardzo korzystne z powodu odsetek, które później kraje afrykańskie musiały spłacać. By nie zachwiać własnej gospodarki takie kraje jak USA musiały gdzieś ulokować nadmiar swojej waluty, a pożyczki dawały lepsze oprocentowanie niż lokaty w papiery wartościowe. Są przypadki, kiedy to kredyty były wymuszane przez kraje "pierwszego'' świata na krajach trzeciego świata. Jednak, jak wspomniałem, jest to jednak sprawa trudna i wymaga dogłębnej analizy.

Istnieje taka formuła misyjna, która mówi, że misjonarze nie powinni porównywać kultury europejskiej do kultur krajów afrykańskich. Jak jej realizacja wygląda w rzeczywistości, jakie istnieją problemy z zaakceptowaniem tak odmiennej, tak odmiennej od naszej, kultury afrykańskiej?

Mogę powiedzieć jak to wygląda z perspektywy osoby świeckiej. A myślę, że jest to zasada niezwykle praktyczna, bo jeżeli będziesz przekładać realia swojego kręgu kulturowego na realia afrykańskie, to to co robisz nigdy ci nie wyjdzie. Jest to jednak trudne i wymaga wysiłku. Wydaje mi się, że osiągnąłem etap, na którym wiem czego nie rozumiem. Bo ja nadal nie rozumiem wielu aspektów kultury kenijskiej! Wiem, które moje typowo europejskie czy polskie zachowania nie przystają do życia w Afryce, a to jest bardzo ważne w integracji z kulturą afrykańską. Ludzie z Europy przyjeżdżający do Afryki chcą pomóc, ale problem w tym, że chcemy to robić po europejsku - szybko, i efektywnie. A w Afryce pojęcie efektywności może być inne niż w Polsce.

Poza problemami finansowymi krajów afrykańskich istnieją też te związane z chorobami, z AIDS oraz HIV na czele. Z badań i statystyk wynika, że najmniejsze jej występowanie i zachorowalność występuje w krajach muzułmańskich takich jak Algieria, Tunezja, Egipt. Barierą chroniącą mieszkańców tych krajów jest Koran, który surowo podchodzi do spraw seksualnych. Dlaczego kraje chrześcijańskie mają większy problem z AIDS i HIV, czy Kościół popełnia jakieś błędy w walce z tym problemem?

Ustalmy parę faktów. Po pierwsze epicentrum AIDS znajduje się na południu Afryki - czyli w rejonie RPA, Zambii, Malawi. A im dalej na górę, tym stopień zarażenia HIV jest niższy. Oficjalnie o AIDS wiemy od lat 80., a to jest krotki okres jeżeli chodzi o epidemię. Wirus HIV rozprzestrzenia się w dużej mierze poprzez kontakty płciowe, a tą dziedzinę życia trudno jest kontrolować. Seks pełni w Afryce bardzo ważną rolę, inną niż w Europie. Dobro społeczności jest w kulturach Afryki mocniej akcentowane niż dobro jednostki, a seks pełni funkcję prokreacyjną. Na to nakłada się kultura zachodnia, która także ma ogromny wpływ na Afrykańczyków. W skrócie: zachodni styl życia jest bardzo hedonistyczny, zakłada, że seks uprawia się dla przyjemności i bez zobowiązań. Nie sądzę by była to wina Kościoła, na to składa się wiele innych czynników, chociażby postępująca w Afryce globalizacja. Zaczęły powstawać duże afrykańskie metropolie, które dają mieszkańcom anonimowość. W małych społecznościach każdy znał sąsiada, nie było zjawiska anonimowości. Zachowania niezgodne z norma społeczną były wystawione na publiczne osądzenie. W wielkich metropoliach ten mechanizm już nie działa. Panuje anonimowość, która łamie bariery zachowań społecznych, więc np. seks z wieloma partnerami staje się czymś powszechnym. Wielu Afrykańczyków wierzy natomiast, że to biali wygenerowali wirusa HIV i go rozprzestrzenili celowo. Osobiście nie wierzę w tę teorię, ale jest wiele ciekawych faktów dotyczących tego wątku. Jedna z nich, która zapewne interesuje zwolenników teorii spiskowych, traktuje o naukowcu z Kenii, który długo zajmował się badaniem wirusa HIV i po ogłoszeniu, że bliski jest odkrycia leku na AIDS, zginął w wypadku samochodowym. Natomiast faktem jest, że przemysły farmaceutyczne mają wysokie zyski ze sprzedaży leków na AIDS. Produkuje się specyfiki, które chorzy przyjmują czasem nawet po dwadzieścia lat. I co ważne - owe leki na AIDS kupuje często państwo. Nie ma więc problemu dystrybucji lekarstw. Firmy farmaceutyczne nie muszą dystrybuować lekarstw po miastach, wsiach, to wszystko robi za nie państwo. Są za to duże kontrakty miedzy firmą farmaceutyczną a ministerstwem zdrowia danego kraju. I nagle pojawia się ktoś, kto odkrywa lekarstwo na AIDS, a leczenie zamiast lat 20 trwa rok. Pojawienie się leku, który wyleczyłby wirusa HIV rzeczywiście zmniejszyłoby dochody firm farmaceutycznych. Może więc w twierdzeniu, że koncerny międzynarodowe nie są zainteresowane skutecznym lekiem na AIDS, jest dużo prawdy.

By zapobiec rozprzestrzenianiu tej choroby istnieje też możliwość zabezpieczania się prezerwatywą, której Kościół zabrania. Czy nie jest to błąd ze strony tej instytucji?

Najpierw powiedzmy sobie, że prezerwatywa nie jest środkiem, który zabezpiecza nas w 100 procentach przed jakąkolwiek chorobą. Daje tylko szanse. Jeden z Ojców Białych dość obrazowo tłumaczył Afrykańczykom problem zabezpieczania się przed zarażeniem wirusem HIV. Był to tzw. program łódek. Mówił on, że AIDS jest dużym sztormem, który nadchodzi, a my mamy trzy możliwości zabezpieczenia się. Najlepszym i najbezpieczniejszym jest wielki tankowiec, a jest nim wstrzemięźliwość albo seks małżeński. Jeżeli nie chcesz takiej opcji, masz do wyboru dużo mniejszy statek, który obrazuje uprawianie seksu pozamałżeńskiego z osobą, którą się dobrze zna, choć to już nie do końca chroni nas przed chorobą. Natomiast jeżeli i z tego chcesz zrezygnować, pozostaje ci kajak czyli prezerwatywa. Jest różnica pomiędzy dużym tankowcem a kajakiem na wzburzonym morzu. Ale jest też różnica być w kajaku a płynąć wpław. Wybór gdzie wsiądziesz tak naprawdę należy do ciebie, ale jak mówił zakonnik - wsiądź gdziekolwiek, nie płyń wpław. Innym zagadnieniem jest sytuacja w małżeństwie kiedy jedna z osób jest chora na AIDS. Kościół w takim momencie zakazuje małżonkom seksu z użyciem prezerwatywy, co budzi wiele kontrowersji i jest obiektem krytyki. Natomiast warto też wspomnieć, że programy, w które Kościół włożył dużo środków finansowych, cechują się skutecznością.

Powiedziałeś kiedyś, że dla Afryki nie jest dobry ani socjalizm, ani kapitalizm. Jaki system w takim razie miałby szanse sprawdzić się na Czarnym Lądzie?

Może jakaś zdrowa mieszanka tych systemów? Sam system ekonomiczny nie jest jednak tu największym wyzwaniem. Jakikolwiek system nie będzie w Afryce funkcjonował bez rozwiązania podstawowych problemów takich jak identyfikacja obywateli ze strukturami państwowymi, to żaden system w Afryce nie będzie dobrze działać. Ciekawy model funkcjonuje obecnie w Botswanie, gdzie system wolnorynkowy jest w symbiozie z obecnością regulacji państwowych. Jest to kraj stabilny politycznie, choć oczywiście ma swojej problemy takie jak np. epidemia AIDS. Co też ważne jest to kraj jednolity etnicznie. Kolonialiści stworzyli własne struktury, którym brakuje legitymacji społecznej. Nagle kazano ludziom kochać coś, czego nie znają i co jest im obce. Kiedy zapytamy Polaka czy walczyłby o swój kraj, zapewne wielu odpowiedziałoby, że tak. Natomiast kiedy ktoś zapytałby czy to samo zrobiłby dla Unii Europejskiej, odpowiedź nie byłaby już taka entuzjastyczna. Podobnie jest w Afryce - wielu poświęciłoby swoje życie za własną grupę etniczną, ale za państwo już nie. Taką swojego rodzaju identyfikację z państwem próbował realizować pierwszy prezydent Tanzanii Julius Nyerere, który powtarzał, że "możemy być głodni, ale nie komuś podlegli''. Dopóki nie będzie prawdziwej legitymacji władzy ze strony społeczeństwa, to żaden system ekonomiczny nie przyniesie spodziewanych efektów.

Z Radkiem Malinowskim rozmawiała Agnieszka Pawłowska.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.