Podróże małe i duże

Aloha Hawai’i Ohana

Laguna z żywą rafą na Oahu (Hawaje)Amerykanie traktują je jako oddalony od macierzy kawałek wypoczynkowego raju, zaś turyści z całego świata chętnie odwiedzają złociste plaże i oddają się surfowaniu. Hawaje, bo o nich mowa, to 50. stan USA, gdzie pogoda nigdy nie zawodzi. Miejsce bardzo znane, wielokrotnie filmowane i utożsamiane z relaksem i luzem. Niewielu zdaje sobie jednak sprawę z tego, że za tą powierzchowną i komercyjną fasadą kryje się dramat walczącej o przetrwanie kultury i utraconej niepodległości.

Archipelag wysp hawajskich wyznacza północno-wschodnią granicę Polinezji. Samo słowo „Polinezja” oznacza w tłumaczeniu „wiele wysp”, tak więc nie dziwi fakt, że Hawaje to ogrom wysp, wysepek i szkierów, z których tylko 8 jest zamieszkanych. Jest to najbardziej na południe wysunięty stan USA oraz jedyny, który położony jest wyłącznie na wyspach. Miejsce wzbudza mieszane uczucia przede wszystkim ze względu na swoją odrębność etniczną. Hawajczycy to Polinezyjczycy, jednak liczną grupę mieszkańców stanowią także Azjaci – Japończycy, Koreańczycy i Wietamczycy. Oczywiście nie brakuje również napływowej ludności amerykańskiej, która porzuciła „mainland” na rzecz spokojniejszego życia w tropikach. W przeciwieństwie do kontynentalnej części USA na hawajskich ulicach próżno szukać Latynosów i Afroamerykanów.

Centrum Kultury Polinezji (Hawaje)Dom na palach na wybrzeżu Kauai (Hawaje)

Aż trudno uwierzyć, że jeszcze w XIX wieku Hawaje, a dokładnie Królestwo Hawajów było niezależnym państwem, a także jedynym oprócz Teksasu stanem USA, którego niepodległość została uznana na arenie międzynarodowej. Po prawie stuletnich rządach monarchii, ostatnia zasiadająca na hawajskim tronie królowa została obalona i nastały krótkotrwałe rządy demokratyczne, zaś państwo przekształcono w Republikę Hawajów. Spięcia pomiędzy rojalistami i ówczesnym rządem wykorzystały Stany Zjednoczone i tym samym Hawaje zostały w 1959 inkorporowane w skład USA jako ostatni (po Alasce) – 50 stan. Wyspy są doskonałym przykładem tego, w jaki sposób rewolucja kulturowa może doprowadzić do doszczętnego zniszczenia kultury lokalnej, bynajmniej bez stosowania przemocy czy sił zbrojnych. American dream w warunkach międzyzwrotnikowych ograniczył się nie tylko do wprowadzenia typowej dla „mainlandu” infrastruktury drogowej, rozwiązań architektoniczno-urbanistycznych oraz przekształcenia archipelagu w bazę turystyczno- rekreacyjną dla zblazowanych i mało zainteresowanych czymkolwiek poza plażą i drinkami amerykańskich turystów, których jest tam oczywiście najwięcej. Najbardziej tragiczna w skutkach okazała się być rewolucja na płaszczyźnie językowej. Język hawajski jest na wymarciu i jego powszechne użycie ogranicza się do stricte turystycznych zwrotów takich jak wieloznaczne „aloha” (cześć, witaj, do zobaczenia, miłość) lub „mahalo” (dziękuję) oraz banalnych sloganów w stylu „Hawai’i ohana” (Hawaje – moja rodzina/ojczyzna). Aktualnie 90% mieszkańców urodzonych i wychowanych na Hawajach w ogóle nie zna języka hawajskiego, zaś liczba osób, dla których hawajski jest pierwszym językiem, ogranicza się do garsteczki tubylców zamieszkujących 1,2 milionowy archipelag. Co prawda podjęta została próba reaktywacji języka hawajskiego, a dorośli zachęcani są do uczestnictwa w darmowych kursach językowych. Jednak aktywność zawodowa oraz upał skutecznie rozleniwiają miejscowych i zniechęcają do nauki języka. Ostatni bastion autentycznej hawajskiej kultury stanowi niewielka wyspa Niihau, zamieszkana przez około 140 osób, chroniona przed najazdem turystów przepustkami, zaproszeniami oraz wysokimi kosztami lotów helikopterem. Niihau to jedyne miejsce na Hawajach, gdzie powszechnie używanym językiem jest hawajski, zaś tradycyjne pieśni i tańce hula oraz sztuka lei (robienia girland z kwiatów) są wciąż autentyczne i nie mają komercyjnego charakteru.

Hawajska rejestracja samochodowaHonolulu z lotu ptaka (Hawaje)

Przynależność do USA wiązała się również z pojawieniem się na Hawajach fast foodów, które sprowadziły na Polinezyjczyków plagę otyłości. Warto zauważyć, iż obecnie coś takiego jak „kuchnia hawajska” nie istnieje, zaś jej namiastki, promowane w barach chociażby jako danie o chwytliwej nazwie „loco moco” to nic innego jak otłuszczony do granic możliwości burger ze smażonym jajkiem. Sytuacja kulturowa Hawajów skłania do refleksji nad sytuacją w Polsce i Europie w ogóle, a także pokazuje, na ile zgubne jest/może okazać się polskie zapatrzenie za zachód tudzież kopiowanie tak naprawdę obcych wzorców zachowań wtłaczanych kulturowo poprzez takie kanały jak media czy muzyka.

Wracając jednak do Hawajów... Pierwsze cztery dni spędziłam w stolicy archipelagu – Honolulu. Miasto znajduje się na wyspie Oahu i zamieszkuje je około 400 000 ludzi. Jest to typowe amerykańskie średnio-duże miasto z centrami handlowymi, imponującym skylinem oraz lansującymi się wszędzie turystami. Cztery dni w Honolulu to zdecydowanie ZA DUŻO, o ile ktoś nie jest specjalnym fanem hałasu i tłumów. Miasto jest bardzo głośne, na ulicach panuje duży ruch, a liczne knajpy aż huczą od beatów mainstreamowej muzyki. W Honolulu znajduje się też znana na świecie plaża Waikiki (ciekawostka: akcent na pierwszej sylabie! Tak więc poprawna wymowa to: Waí – ki – ki). Waikiki nie dość, że rozczarowuje rozmiarem, to przyprawia o mdłości tłumami plażowiczów, z których zdecydowaną większość stanowi grupa początkujących surferów. Pomimo iż centrum Honolulu aspiruje do miana LA Polinezji, przedmieściom bliżej do faweli Rio. Szczególnie razi ilość poplątanych kabli i przewodów elektrycznych, więc łatwo odnieść wrażenie, że na każdym słupie wysokiego napięcia znajduje się węzeł gordyjski.

Jedna z wielu par biorąca ślub w romantycznej scenerii HawajówMemorial USS Arizona (Hawaje)

Będąc w Honolulu warto natomiast odwiedzić sąsiedni Pearl Harbor. W okresie letnim radzę udać się tam już z samego rana, by uniknąć tłumów turystów. Wśród zwiedzających nie brakuje Japończyków, którzy czują się tam pewnie równie niezręcznie jak Niemcy odwiedzający Oświęcim. Pearl Harbor to przede wszystkim sporych rozmiarów visitor center, niewielka muzealna wystawa oraz sala kinowa, co pół godziny wyświetlająca seans filmowy przejrzyście wyjaśniający przyczyny i przebieg ataku na Pearl Harbor oraz jego skutki. Po seansie każda grupa przewożona jest niewielkim promem na USS Arizona Memorial, wybudowany nad wrakiem jednego z zatopionych okrętów US Navy, na którym zginęła rekordowa liczba żołnierzy – 1400 osób. Wszystkie atrakcje są bezpłatne, całość zorganizowana jest sprawnie, zaś sama forma prezentacji bardzo przystępna.

Najprzyjemniejszą częścią Oahu jest moim zdaniem wschodnie wybrzeże, gdzie plaże świetnie komponują się z tropikalną roślinnością. Na północnym-wschodzie wyspy znajduje się ponadto największa atrakcja Hawajów – Polynesian Cultural Center (www.polynesia.com). Bilet wstępu wart jest bandyckich $55, bo obszerny park rozrywki oferuje liczne atrakcje. Całość podzielona jest na tematyczne wioski, więc poza kulturą Hawajów można dowiedzieć się także czegoś o innych zakątkach Polinezji, takich jak Tonga, Fiji, Markizy, Rapa Nui, Samoa czy Nowa Zelandia, a wszystko to zaprezentowane w iście amerykańskim stylu – efektownie, edukacyjnie, ale też bez przesady, żeby nie zanudzić otępiałych od upału turystów.

Ociosany orzech kokosowyPałac Iolani - dawny pałac królewski, obecnie siedziba rządu stanowego (Hawaje)

Opcją na pozostałe trzy dni pobytu była wyspa Maui, jednak ze względu na jej zbyt turystyczny charakter, ostatecznie zdecydowałam się na sąsiednią wyspę Kauai, która wraz z Niihau stanowi wschodnie przedmieścia archipelagu. Po głośnym i zatłoczonym Oahu, Kauai okazało się strzałem w dziesiątkę. Wyspa zwana przez miejscowych „Garden Island” jest mała i bardzo przytulna. Nie ma na niej ani jednego miasta powyżej 10 000 mieszkańców, zaś rzeczywistą populację regularnie zawyża armia turystów, których w porównaniu z innymi wyspami i tak nie jest tam wielu. Na miejscu warto wynająć samochód, gdyż dobre drogi sprzyjają łatwemu poruszaniu się po wyspie, gdzie pięknych miejsc nie brakuje. Szczególnie duże wrażenie zrobił na mnie Waimae Canyon – mniejsza wersja Grand Canyon’u, gdzie nota bene kręcono „Park Jurajski”. Ciekawostką, która przykuła moją uwagę na północno-wschodnim wybrzeżu były domy wybudowane na wysokich słupach. Okazało się, że taka struktura ma za zadanie chronić przed potencjalnym tsunami, tak aby cofająca się fala nie przeszła przez wnętrze domostwa.

Na Hawajach, podobnie jak na Alasce jest dosyć drogo, co spowodowane jest geograficzną izolacją wysp i wysokimi kosztami transportu towarów na archipelag. Paradoksalnie, Hawaje były bardziej samowystarczalne w okresie swojej niepodległości, pomimo niższego poziomu życia i uboższej infrastruktury. Obecnie uzależnienie wysp od USA jest ogromne, zaś 75% towarów pochodzi z importu. Głównym źródłem dochodu stanowego jest oczywiście turystyka, jednak Hawajczycy zdają sobie sprawę, że dalsza intensyfikacja eksploatacji wysp nie jest możliwa, gdyż grozi katastrofą ekologiczną. Rząd stanowy stopniowo wdraża przyjazne środowisku rozwiązania irygacyjne i recyclingowe, jednak ze względu na nieustające cięcia budżetowe, zmiany wprowadzane są bardzo powoli.

Waikiki późnym popołudniem (Hawaje)Waimae Canyon na Kauai (Hawaje)

Na archipelag prawie wszyscy turyści docierają drogą powietrzną. Stanowe linie lotniczne Hawaiian Airlines oferują połączenia z USA, Kanadą, a także Tokio, Seulem, Fidżi i Australią. Hawaje oddalone są od Polski o 12 stref czasowych, więc planując podróż dobrze wziąć pod uwagę możliwy „jetlag”, czyli zaadaptowanie się w nowej strefie czasowej. Ze względu na położenie w strefie międzyzwrotnikowej dzień i noc na Hawajach mają średnio po 12 godzin, co wiąże się z tym, że zmrok zapada już ok. godziny 18:00 – 19:00. Dobra pogoda utrzymuje się na wyspach przez okrągły rok, zaś majowe dni są świetną okazją do doświadczenia zenitalnego słońca. Miłośnicy surfowania mogą spodziewać się wysokich fal, a plażowicze z pewnością będą zachwyceni czystością plaż, drobnoziarnistym piaskiem i błękitem Pacyfiku. Warto odwiedzić Hawaje chociażby po to, by zweryfikować rzeczywistość z wyobrażeniami o tym oddalonym od reszty świata archipelagu i przekonać się jak niewiele prawdy o nim pokazują seriale i filmy.

Wioska Królestwa Tonga w Centrum Kultury Polinezji (Hawaje)Zachód słońca na Kauai (Hawaje)
Gitte Jensen
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.