Felietony

Bij palacza!

Nałogowy palacz: on tego nie pochłania, to pochłania jego!O „liberalnych” dokonaniach wielce „liberalnego” rządu Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej będą kiedyś krążyły legendy, o tak! Nikt nie widział jeszcze obiecanego uproszczenia podatków i zmniejszenia liczby licencji, koncesji i pozwoleń, „podatek Belki” (od zysków kapitałowych) nadal istnieje, jego twórca został nawet prezesem NBP, a deficyt budżetowy na 2010 rok przekroczył już 50 mld zł, chociaż miał zostać obniżony do 20 mld.

Nie znaczy to, że rząd nic nie zrobił, bo zrobił dużo, np. podwyższył podatek VAT albo dzielnie zawalczył z hazardem, także tym internetowym, bo po co ludzie mają stawiać swoje własne pieniądze i się jeszcze nie daj Boże uzależniać, kiedy mogą zagrać w totolotka, który jest już wspaniałą rodzinną rozrywką! Innym bohaterskim wyczynem było zamknięcie legalnie działających sklepów sprzedających „produkty kolekcjonerskie” z ostrzeżeniem „nie nadaje się do spożycia”, cóż, jak ktoś jest… niemądry i taki produkt spożyje to chyba jego sprawa (w przypadku nieletniego to sprawa rodziców), ale nie! Rząd wie lepiej, a jak działanie „na granicy prawa” zbiera poklask ludu, to już w ogóle super, na przyszłość polecam premierowi zająć się płynami do przeczyszczania rur, jakieś dziecko kiedyś zjadło, też zakazać! Najświeższym „liberalnym” osiągnięciem jest natomiast ustawa regulująca gdzie wolno zapalić papierocha, a gdzie nie wolno, w całej „cywilizowanej Europie” tak jest, a tutaj powinniśmy klaskać tak jak Europa chce.

Hitler byłby dumny

Jak wszyscy wiemy, Unia Europejska próbuje stworzyć nowy, lepszy świat, najwyraźniej nikotyna sprawia, że tan świat nie jest taki ładny jak chcieliby tego inżynierowie społeczni, więc trzeba walczyć. Nie wolno palić w miejscach publicznych, w restauracjach i innych knajpach, papierosy są obłożone akcyzą, a z budżetu wydaje się sporo kasy na kampanie zniechęcające do palenia. Cały „cywilizowany świat” walczy, nie tylko Europa, Ameryka też, pomysł walki z tytoniem nie jest jednak zupełnie nowym zjawiskiem.

Bezpardonową wojnę wypowiedział palaczom wiele lat wcześniej inny człowiek, który też marzył o „nowej, lepszej i zjednoczonej Europie”, nie kto inny jak najsłynniejszy narodowy socjalista Adolf Hitler. Tytoń stał się w III Rzeszy wrogiem publicznym numer jeden kiedy niemieccy lekarze odkryli, że jego palenie powoduje raka płuc. Złożyła się też na to niechęć samego Führera do tego nałogu, chociaż, co ciekawe, sam podobno był za młodu nałogowym palaczem. Wcześniej w wielu krajach istniały towarzystwa walczące z paleniem takie jak np. Brytyjska Liga Przeciwko Paleniu Papierosów, ale to nazistowskie Niemcy były pierwszym krajem, gdzie w te działania na poważnie zaangażowało się państwo. Wprowadzono nieobowiązujący wówczas w innych państwach zakaz palenia w środkach publicznego transportu oraz liczne ograniczenia palenia w miejscach publicznych, a także w restauracjach i kawiarniach. W szkołach pojawiła się antynikotynowa propaganda, reklamy papierosów były ściśle ograniczane, zaczęto drukować ostrzeżenia o szkodliwości na paczkach, a sam produkt został obłożony bardzo wysokim podatkiem akcyzowym.

Oczywiście wszystko dla zdrowia „rasy panów”, szczególnie krytycznie patrzono na palące kobiety, które musiały przecież rodzić tylko czystych, nieskażonych Aryjczyków. O ile III Rzesza upadła, to pomysły uszczęśliwiania obywateli są nadal żywe.

Opiekun o ciebie zadba

Dzisiaj państwa demokratyczne w kwestii walki z nikotyną kontynuują to, co rozpoczęły hitlerowskie Niemcy, nadal są różne zakazy, za paczkę papierosów trzeba sporo zapłacić, na opakowaniach koniecznie trzeba wydrukować, że jak zapalisz, to na pewno umrzesz, a z budżetu finansuje się antynikotynowe kampanie, zresztą pamiętam jak w podstawówce (a to było już trochę lat temu) kazali mi rysować plakaty w stylu „Papieros – seryjny morderca”. Czy jednak te działania państwa są złe tylko dlatego, że naziści też tak robili? Czy w ogóle są złe? Przecież stoją za nimi jak najbardziej szlachetne pobudki? Przecież palenie naprawdę wywołuje raka.

Problem w tym, że kiedy państwo raz zacznie o człowieka dbać, to już później nie wie kiedy przestać. W większości krajów Unii, a teraz też w Polsce, już istnieją przepisy utrudniające palaczom życie, ale są one całkiem niewinne w porównaniu z tym, co planuje zrobić rząd Finlandii, który chce całkowicie zakazać palenia tytoniu. Póki co zakazana jest reklama wyrobów tytoniowych, a wkrótce będzie je można sprzedawać tylko „spod lady”, bo będą musiały zniknąć z półek sklepowych. Czy takie prawo przejdzie w całej Europie? Wszystko możliwe, w końcu fanatyków chcących narzucać innym zdrowy styl życia nie brakuje, a w Finlandii też zaczęło się od zakazu chociażby palenia w restauracjach i barach. Do tego jeśli w większości państw nadal obowiązuje zakaz posiadania miękkich narkotyków, to dlaczego konsekwentnie nie zakazać innych uzależniających używek? Najpierw papierosy, później alkohol, który w ostatnich badaniach na temat szkodliwości różnych używek zajmuje niechlubne pierwsze miejsce, a następnie, w imię zdrowia publicznego, tłuste potrawy, chipsy i hamburgery? Wolny człowiek to taki, który jest właścicielem swojego ciała. To oznacza, że ma też prawo robić sobie krzywdę, w myśl starej rzymskiej zasady: „chcącemu nie dzieje się krzywda”, kiedy państwo zabrania człowiekowi szkodzenia samemu sobie, to tym samym pozbawia go części władzy nad sobą i czyni swoim niewolnikiem.

Po co to wszystko?

No właśnie, kto na tym zyskuje? Czy palacz ze swoim, nie ukrywajmy, szkodliwym dymem tytoniowym nie narusza wolności drugiego człowieka? Czy „dymek” na przystanku aż tak bardzo przeszkadza? Sam nie palę i jestem jeszcze w stanie zrozumieć argumenty za zakazem palenia w przestrzeni publicznej, w urzędach czy na przystankach, gdzie różni ludzie są zmuszeni się ze sobą spotykać. Czy jednak to samo powinno dotyczyć prywatnych przecież barów i restauracji? Czy ktoś kogoś zmusza, żeby tam szedł? Wśród różnych argumentów w telewizji nie usłyszałem chyba jeszcze żadnego, który brałby pod uwagę prawo właściciela do rozporządzania swoją własnością, to właściciel powinien decydować czy wprowadzić zakaz, czy wydzielić osobne pomieszczenie dla palących, klient decyduje gdzie iść. Są knajpy, gdzie przychodzi tylko paląca klientela. Czy właściciel lokalu jest jeszcze w ogóle właścicielem? W niemieckim narodowym socjalizmie, o którym pisałem wcześniej, nie wprowadzono wzorem państw komunistycznych nacjonalizacji przedsiębiorstw, a poddano je centralnej rządowej kontroli sprowadzając właścicieli do roli kierowników, którzy muszą podporządkować się władzy urzędnika. Dzisiejsza sytuacja jest oczywiście inna, ale czy mechanizm nie jest podobny? Co do roli państwa w zwalczaniu nałogu, dlaczego przykładowy pan Marian fajczący sobie spokojnie w domu ma finansować z podatków kampanię antynikotynową? Czemu ma płacić większe podatki niż inni (akcyza), które i tak trafiają do budżetu, a nie, jak niektórzy myślą, na leczenie chorych na raka płuc? Wreszcie, czy rządowi naprawdę aż tak bardzo zależy na naszym zdrowiu, a jeśli tak to dlaczego? Bo przecież nietrudno zauważyć, że nowe przepisy mają zniechęcać do palenia. Czyżby wpływy z akcyzy były aż tak niskie? A może dlatego, że jesteśmy dla nich źródłem stałego dochodu, że mamy być tani w utrzymaniu i nie chorować za dużo, bo to kosztuje. Dopóki służba zdrowia jest państwowa i ubezpieczenia społeczne są państwowe, tak długo nie ma mowy o wolności i wszelkie zachowania ryzykowne będą systematycznie zakazywane lub ograniczane, ludzie będą nadal zniechęcani do picia i palenia, zakazywane będą ziółka i grzybki a może nawet skoki na bungee, kto wie? Z drugiej strony takie zakazy niemal zawsze nie przynoszą żadnego skutku, przykładem niech będzie prohibicja w Ameryce. Ludzie zawsze znajdą sposób. Szwedzi i Norwegowie, którym rządy utrudniają kupienie alkoholu, upijają się tanią (według nich) wódką przywożoną chociażby z Polski, jeśli kiedykolwiek zobaczymy zakaz sprzedaży papierosów, to zarobi na tym jakiś „tytoniowy Al Capone”, tak jak to się teraz dzieje z tzw. miękkimi narkotykami.

Co ciekawe, w różnych sondażach większość Polaków uważa nowe przepisy za bardzo dobre. Więc teraz czas na pytanie. Ilu ludzi posiada bar czy restaurację? Niewielu, większość nie ma pojęcia jak to jest być właścicielem knajpy, ale chętnie by temu właścicielowi czegoś zakazała albo coś nakazała np. wprowadzenie zakazu palenia i wydzielenie pomieszczenia dla palaczy.

Jedno jest pewne, nic nie daje różnym, często obcym sobie ludziom lepszej możliwości wtrącania się w nieswoje życie niż demokracja.

Piotr Brzeziński
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.