Czekoladowy Piknik Bluesowy w Tychach

Śląska Grupa BluesowaZawsze kiedy miasto organizuje jakąś imprezę lubię sobie trochę ponarzekać... żeby więc dać upust tej zachciance wspomnę, że organizatorzy w tym roku kompletnie nie zadbali o odpowiednią pogodę! Padało praktycznie cały czas, przez co zamiast wyłożyć się na trawce, jak na pikniku przystało, musiałem kryć się pod parasolem albo pod nogami rozkraczonej Żyrafy, niegdyś zwanej pomnikiem Walki i Pracy. Ale na tym koniec, muszę bowiem organizatorom uczciwie oddać, że z okazji tegorocznego Święta Czekolady w Tychach zabrzmiała naprawdę dobra muzyka.

Jak już mówiłem pogoda była barowo-sypialniana, więc gdy po obiedzie położyłem się z dzieckiem na drzemkę, ta przeciągnęła się ponad plan i w rezultacie pierwsze trzy koncerty mnie ominęły! Pierwszy zagrał zespół Syndykat, w którym muzykują wspólnie Polacy z niemieckiego Essen. Po nich na scenę wyszli Adam Kulisz, Mariusz Maksymowicz i Michał Giercuszkiewicz, czyli innym słowy Kulisz Trio. Zespół słyszałem całkiem niedawno na II Bytomskiej Mocy Bluesa i nie mogę sobie darować, że tym razem się spóźniłem, gdy grali zaledwie kilometr od mojego domu! No nic, może się uda następnym razem. Z tych samych prozaicznych powodów nie udało mi się usłyszeć także szczecińskiego zespołu Free Blues Band...

Jan 'Kyks' SkrzekAgnieszka ŁapkaMirek RzepaMichał Giercuszkiewicz

Kiedy zmierzałem w stronę parku już z daleka witał mnie głos Kyksa, czyli Janka Skrzeka, co oznaczało, że Śląska Grupa Bluesowa jest już na scenie i gro! Razem z Kyksem oczywiście Leszek Winder na gitarze, Mirek Rzepa na basie, Michał Giercuszkiewicz na perkusji i aniołek o bardzo charakterystycznym niskim głosie, czyli Agnieszka Łapka, która wspierała wokalnie zachrypniętego, ale jak zwykle tryskającego humorem Kyksa.

Leszek WinderAgnieszka Łapka

Po Śląskiej Grupie Bluesowej na scenie pojawiła się legendarna Kasa Chorych, zespół założony przez Ś.P. Ryśka Skibińskiego i Jarosława Tioskowa. Podczas jednego z ostatnich numerów zespół wspomagał Adam Kulisz, który dzięki temu na chwilę jeszcze do nas powrócił.

Adam Kulisz i Kasa ChorychAdam Kulisz i Kasa ChorychAdam Kulisz i Kasa Chorych

Jako ostatnia polska gwiazda na scenie pojawiła się Martyna Jakubowicz ze swoim zespołem. Jego skład uległ w zeszłym roku modyfikacji, a mianowicie miejsce skrzypka Janka Gałacha zajął perkusista Przemek Pacan. Reszta bez zmian, czyli na basie Paweł Mikosz, a na instrumentach klawiszowych Łukasz Matuszyk.

Łukasz Matuszyk i Martyna JakubowiczPrzemek Pacan

Martyna Jakubowicz i Paweł MikoszJak zwykle w przypadku Martyny był to bardzo przyjemny koncert, choć mam wrażenie zbyt krótki. Towarzyszący jej muzycy tradycyjnie spisali się na medal. Zawsze z przyjemnością słucham akordeonu Łukasza Matuszyka, tym bardziej, że nie jest to powszechnie używany instrument. Do tego genialne i bardzo odważne solówki Pawła Mikosza, zauważone zresztą także przez publiczność, która skandowała głośno BASISTA... BASISTA.... Krótko mówiąc: warto było trochę zmoknąć, żeby Martyny i jej zespołu na żywo posłuchać.

Martyna Jakubowicz i Paweł MikoszMartyna Jakubowicz, Paweł Mikosz i Przemek Pacan

Przyznam, że dość sceptycznie podchodziłem natomiast do zespołu, który miał swoim koncertem zakończyć ten bluesowy wieczór. Obawy musiałem porzucić, gdy tylko muzycy zaczęli się montować. Na scenę weszło trzech facetów. Pierwszy miał gitarę, harmonijkę, kapelusz i papierosa. Drugi kontrabas, kapelusz i papierosa. Trzeci kapelusza nie posiadał, a papierosa nie zauważyłem, ale może to dlatego, że ciągle pił piwo. Zauważyłem za to jego zestaw perkusyjny, który wyglądał tak, jakby został zmontowany przed chwilą z czegoś, co dało się znaleźć na jakimś wysypisku instrumentów. Zupełnie nie przypominał drogich, wypasionych zestawów, którymi lubi się prześcigać większość bardziej lub mniej profesjonalnych muzyków. Zaczepiany przez akustyka nie widział nawet powodu, aby przywiązywać jakąś specjalną uwagę do nagłośnienia swojego instrumentu. Jednym słowem, od razu było widać, że to nie jest zwykły zespół. Był to

Frank Morey & His Band

Frank MoreyLider zespołu – Frank Morey – przyjechał do Tychów aż ze Stanów Zjednoczonych, a dokładniej z Lowell w stanie Massachussets. Jego czarny kapelusik i zachrypnięty, szorstki niczym papier ścierny głos od razu przywodziły na myśl Tomka Waitsa. Dodam jeszcze, że Frank Morey jest też póki co jedynym znanym mi muzykiem, który potrafi jednocześnie grać na gitarze, harmonijce, śpiewać i jeszcze palić. A wszystko to jakby od niechcenia, na pełnym amerykańskim luzie. Cóż, niektórzy więcej wysiłku wkładają w sikanie pod płotem.

Matt MurphyPo prawej stronie Franka Moreya stoi Matt Murphy, który szarpiąc struny swojego wielkiego kontrabasu zaciąga się głęboko papierosem i robi chórki. Prowadzący koncert - pan Wojtek Wieczorek - w swoim krótkim słowie wstępnym poinformował zresztą wszystkich, że zespół bardzo się cieszy z tego, że tym razem może wystąpić w Tychach pod gołym niebem, ponieważ ostatnio, gdy grali w Miejskim Centrum Kultury, zakaz palenia bardzo utrudniał im pracę.

Jeszcze dalej po prawej, za instrumentem z grubsza przypominającym perkusję, siedzi Scott Pittman. Zestaw składa się w Scott Pittmanzasadzie tylko z centrali, werbla, talerzy i kilku przeszkadzajek, a wygląda tak amatorsko, że aż trudno uwierzyć, że może na tym grać gwiazda wieczoru. Okazuje się, że może i robi to świetnie, w dodatku podobnie jak koledzy Scott Pittman wydaje się grać przy minimalnym nakładzie uwagi, a pałeczki trzyma zupełnie jak cowboy poganiający konia. Kiedy jedna z nich wyleciała mu z dłoni, jak gdyby nigdy nic sięgnął po... stojące na ziemi piwo, co każe przypuszczać, że pałeczkę wyrzucił z premedytacją tylko po to, żeby się napić!

Frank Morey & His BandFrank Morey & His Band

Jakie to przyjemne uczucie, gdy nieznany mi wcześniej zespół okazuje się tak pozytywnym zaskoczeniem! Frank Morey i jego band-a byli nie tylko świetni muzycznie, ale potrafili również stworzyć niesamowicie bluesowy klimat, któremu nikt ze zgromadzonych pod tyską Żyrafą nie mógł się oprzeć. Jeśli do tego dodać zachowanie sceniczne Pittmana, od którego momentami nie potrafiłem oderwać wzroku, to można powiedzieć, że był to nie tylko świetny koncert, ale też wielkie show, choć osiągnięte niewiarygodnie skromnym zestawem środków.

Czekoladowy Piknik dobiegł końca, a ja nie miałem okazji choćby kawałeczka czekolady spróbować, nie to jednak było przecież najważniejsze, bardziej bowiem niż czekolady, było to święto bluesa! Święto bardzo udane.

Witold Wieszczek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.