Felietony

Droga Samotnika

Tarzanowi poświęcam

Od dzieciństwa byłem samotnikiem. Kiedy inne dzieci bawiły się na podwórku, ja brałem koc, szedłem na zarośnięte lebiodą rumowisko i tam budowałem swój szałas. Swoją pustelnię.

W szkole średniej zaprzyjaźniłem się z człowiekiem, który był trochę do mnie podobny. Razem słuchaliśmy muzyki, dyskutowaliśmy o sensie życia. Kiedyś zaproponował mi narkotyki, ale ja panicznie bałem się zastrzyków, wiec odmówiłem. Niedługo potem jego brat popełnił samobójstwo, a jego samego wydalono ze szkoły. Być może to doświadczenie uchroniło mnie przed braniem narkotyków.

W klasie maturalnej zacząłem zastanawiać się nad drogą życiową. Bycie ogrodnikiem jakoś mi nie odpowiadało, postanowiłem zostać poetą. Zacząłem pracę w ogrodzie botanicznym, gdzie większość czasu poświęcałem uprawianiu poezji i integrowaniu się z naturą. W miarę możliwości, unikałem krzywdzenia roślin i zwierząt, a na tym miała polegać moja praca. Zacząłem wtedy szukać miejsca i ludzi z którymi mógłbym podzielić się swoją poezją. W ten sposób trafiłem do Zajazdu Błędnych, gdzie poznałem Drwala i Tarzana.

Chyba właśnie Tarzan najbardziej wpłynął na moje życie. Stał się moim Sokratesem. Często przestrzegał mnie przed drogą, którą sam podążał i uczył mnie samodzielnego myślenia. Tarzan miał okresy lepsze i gorsze. Często nie akceptowałem tego, co robi z własnym życiem, ale zawsze darzyłem go wielkim szacunkiem. Był dla mnie autorytetem w sprawach, w których nie mogłem liczyć na radę od innych.

Miałem taki okres w życiu głębokiego religijnego zaangażowania. Chodziłem codziennie na poranną Mszę i przyjmowałem Komunię Świętą. Natomiast w niedzielę nigdy nie udawało mi się „zaliczyć” Mszy. Wolałem bezpośredni kontakt z Bogiem w górach, w lesie czy nad jeziorem. Później były studia teologiczne w PAT. Dość szybko jednak je przerwałem, zainteresowałem się sztuką i medytacją Zen. Do dziś zresztą medytuję. Ciągle czegoś szukałem. Przede wszystkim szukałem miłości. Jeśli spojrzeć na to z dystansu, to wszystkie moje poczynania sprowadzały się do poszukiwania tej „drugiej połowy”. Myślę, że większość młodych ludzi tego szuka. Ludzie, którzy temu zaprzeczają, najczęściej mają jakąś traumę której nie potrafią zwalczyć. Albo nawiązują powierzchowne kontakty, albo unikają wszelkich bliższych kontaktów i jednakowo cierpią.

Kiedy wreszcie założyłem rodzinę (Tarzan miał w tym swój udział), na jakiś czas zerwałem kontakt z Ruchem. Owszem, wciąż obracaliśmy się w tym samym kręgu znajomych, ale coraz częściej byli to znajomi, którzy tak jak my, „ucywilizowali” się. Obserwowałem z boku, jak niektórzy ludzie spadają w dół, a inni wynoszą się ponad przeciętność i zacierają za sobą ślady. Myślę, że całe to hipisowanie, to takie współczesne harcerstwo. Ludzie do niego wchodzą, uczą się pewnych postaw, a później wyrastają, ale coś w nich zostaje do końca życia.

Uważam, że pomimo wielu wad to dobra szkoła. Pozwala odnaleźć się ludziom wrażliwym i naprawdę myślącym. Niszczy zaś tych, którym brak pokory. Popadają oni w narkomanię, alkoholizm albo zły seks, lub stają się prorokami jakichś fałszywych kultów. Mnie na szczęście wszystko to ominęło.

W małżeństwie co prawda nie wszystko nam się udało i zostałem na nowo samotnikiem. Stanowimy jednak nadal rodzinę, której mogło by pozazdrościć nie jedno tzw. dobre małżeństwo. Gdy dodatkowo straciłem pracę, żyłem jakby w zawieszeniu. Początkowo upajałem się wolnością. Wreszcie próbowałem zdobyć nowy zawód, ale żaden pomysł na pracę nie wzbudzał we mnie entuzjazmu. Znowu uratowały mnie sztuka i medytacja. Pewnego dnia przeczytałem książkę o mistycznym malarstwie Zen. Dzięki niej lepiej zrozumiałem chińska filozofię tao. Później w jakimś transie dotarłem na Akademię Sztuk Pięknych. Tam bez trudu dostałem pracę modela. Miałem tu wszystko czego potrzebowałem: kontakt ze sztuką i dużo czasu na medytację. Niedługo potem po raz ostatni spotkałem Tarzana. Wyglądał zadziwiająco młodo. Szedł ubrany w barankowy kożuszek, wlokąc na sznurku wychudłego psa, zupełnie tak ja w dniu, w którym go poznałem. Być może duchem był już po tamtej stronie. Gdy niedługo później dowiedziałem się o jego śmierci, przyjąłem to bez żalu, wręcz z ulgą. Jakby mój przyjaciel został wypuszczony z więzienia. Myślę, że jest teraz szczęśliwy. Po jego śmierci obiecałem sobie, że odnowię kontakt z Ruchem, co niniejszym czynię.

Tomasz Drath
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.