Kultura

Dylematy autora literackiego

Michał OlewnikChcę napisać książkę. To ma być literatura piękna, a najlepiej – piękna literatura. Przyszła pora już na następne decyzje – jakie dzieło chcę stworzyć? Na początku myślę o warunkach rynkowych, jakie, wydaje mi się, powinienem uwzględnić przed napisaniem pierwszego wyrazu. Z doświadczenia wiem, że stoję przed wyborem – albo książka pretendująca do miana bestselleru, albo moja literatura. Rzucam okiem na listę najlepiej sprzedających się książek w polskich księgarniach – przede wszystkim w empiku i matrasie. Analizuję pierwszą dziesiątkę w kategorii „literatura” na empik.com (sic! siedem tłumaczeń), w której widzę kryminał Stephena Kinga, thriller Zygmunta Miłoszowskiego oraz powieść Katarzyny Grocholi. W obliczu tych faktów stoję przed kolejną decyzją: chcę napisać książkę, która będzie podobna do znajdujących się na szczycie list bestsellerów, aby przynajmniej teoretycznie zwiększyć swoje szanse na sukces, czy dać się porwać fantazji i własnej wizji literatury. W pierwszej pięćdziesiątce znalazła się też tylko jedna książka debiutanta. To radykalnie zmniejsza moją wiarę w stworzenie dzieła, które polubią masy. Może powinienem już kilka książek napisać, tak po prostu, zapełniając kilkaset stron znakami językowymi. Z dorobkiem kilku tytułów czułbym się pewniej.

Myślę dalej: kim ma być mój docelowy czytelnik. Właściwie to chciałbym, aby czytali moje dzieło wszyscy, młodzi i starsi, mądrzejsi i ci mniej bystrzy. Mogliby moją książkę czytać na festiwalach literatury, targach książki oraz także tradycyjnie – na lekcjach języka polskiego. Fragment mojego tekstu mógłby stanowić podstawę do interpretacji jako zadanie na teście gimnazjalnym czy egzaminie gimnazjalnym. Ciekawy jestem, jaką interpretację stworzyłoby ministerstwo edukacji jako klucz do mojego tekstu.

A może to ma być książka tylko dla wybranego kręgu, z ukrytymi znaczeniami, pełna zagadek literackich i sztuczek językowych? Mógłbym być traktowany jako autor ambitnej literatury, a nie jak pisarz dla ubogich Paolo Coehlo. Jeździłbym po świecie i wyjaśniał zawarte w mojej książce sensy. A jeśli ktoś próbowałby polemizować, zmiażdżyłbym go swoją elokwencją…

Obawiam się rozstania ze swoim dziełem. Mam świadomość jednak, że mniejsze szanse na dotarcie do szerokiej publiczności mam wtedy, gdy tekst sam sobie powielę w jakiejś drukarni. Co z tego, że moja książka powstanie, jak nikt o niej się nie dowie? Miałem czas na pisanie tekstu, ale już nie na jej promocję. Na szczęście istnieją wydawcy, którzy znają się na rynku. Potrafią z tekstu zrobić książkę – produkt. Dbają o jej sukces rynkowy: angażują grafików, redaktorów, specjalistów od marketingu, a na końcu drukarzy. Nie robią tego jednak charytatywnie – po wydaniu książki oczekują, że przyniesie im ona zysk. Moje relacje z wydawcą ureguluje umowa wydawnicza. W świetle prawa autorskiego mam decydujący wpływ na kształt dzieła. To mnie pociesza. Pociesza mnie to do momentu, kiedy muszę skończyć tekst i oddać go do druku. W jaki sposób mam jednak szansę sprawować kontrolę nad moim tekstem, gdy zostanie on utrwalony i rozpowszechniony? Teoretycznie mogę po wydrukowaniu nakładu wprowadzić do każdego egzemplarza odręczne poprawki lub dołączyć erratę. Drugie rozwiązanie sprawdza się i wydawcy z niego korzystają, gdy dostrzegą błędy w druku jeszcze przed sprzedażą książek. Po tym fakcie szanse na to, że autor wpłynie na kształt książki, drastycznie maleje. Pozostaje mu wyjaśnianie sensu książki na spotkaniach autorskich lub oczekiwanie na kolejne wydanie tekstu. Jeśli mi się jednak poszczęści, wydawca zadba także o przygotowanie wersji elektronicznej mojego dzieła. I tu upatruję swoją szansę na kontrolowanie kształtu swojego tekstu nawet po jego wydaniu. Otóż znany jest już podobny przypadek – gry i inne programy komputerowe są sprzedawane na nośnikach cyfrowych z błędami, tzw. bugami. Producent zbiera informacje o nich i tworzy tzw. łatkę, której instalacja skutkuje ich naprawą. Gdy elektroniczne książki stają się coraz popularniejsze, może również dystrybutorzy e-booków i wydawcy książek sięgną po podobne rozwiązanie?

W jakim wydawnictwie chciałbym opublikować swoją książkę? Jeśli to będzie fantastyka, to marzy mi się, aby mój tekst znalazł się w planie wydawniczym MAG-a lub Fabryki Słów. Jeśli to będzie biografia – tylko Znak i Wydawnictwo Literackie wchodzą w grę. W przypadku opowiadania najbardziej interesuje mnie seria Archipelagi oficyny W.A.B.

Pisanie to intymna czynność. Pokazanie komuś brulionu to akt odwagi. Nie chcę się ośmieszyć, dlatego zależy mi także na możliwości wyboru redaktora i korektora mojego dzieła. W gruncie rzeczy przeraża mnie to, że ktoś obcy zmienia mój tekst, robi to w imię dobra literatury – sprawdza poprawność wyrazów z hasłami w słowniku, eliminuje nieścisłości i krystalizuje styl. Ale czy uzgadnianie mojego tekstu z normami językowymi i aktualnie panującymi tendencjami we współczesnej polszczyźnie nie ingeruje w rzeczywistości w moją własność? Czy to nie zubaża języka?! Życzę sobie, aby nikt nie wtrącał się w mój tekst, on ma być literacki, czyli nietykalny. Odstępstwa od normy językowej są świadectwem dzisiejszości, mówią wiele o autorze, są moje.

Decyduję się na zbiór opowiadań. Mam nadzieję, że łatwiej będzie mi przelać na papier krótsze, autonomiczne teksty, niż wpleść wszystkie wątki w jedną fabułę. Opiszę życie kilku podlaskich wsi. Przeczytam kilka przewodników po tamtych rejonach, obejrzę filmy dokumentalne o problemach tubylców, może nawet podejdę do sprawy etnograficznie – zamieszkam tam przez pewien okres i zapiszę swoje obserwacje.

Temat i edycja wybrane, ale jak stworzyć dzieło literackie, które będzie słynne ze swojej literackości? Czy istnieją jej wzorce? Biblioteka uniwersytecka w Warszawie posiada w swych zbiorach kilka milionów woluminów. W tym przynajmniej kilkaset tysięcy tekstów zakwalifikowanych do literatury pięknej. O żesz! Jak patrze na ten zbiór, to mam coraz więcej wątpliwości, czy sam powinienem pisać tekst z ambicją jego rozpowszechnienia. Ile ja w zasadzie książek przeczytałem w życiu – czy ja w ogóle powinienem pisać książki, czy to nie grafomania? Liznąłem trochę polskiej, przede wszystkim lektury szkolne. Cóż z niemieckiej oprócz Goethego i Schillera? Cóż z francuskiej oprócz Balzaka, Woltera i Rousseau? Cóż z włoskiej oprócz Puzo i Eco? Nie czytałem przecież nic z kultury azjatyckiej. Cóż z afrykańskiej…

Wracając jednak do stylu: jak sprawić, aby był on literacki – wypisać sobie wyrażenia frazeologiczne, nie stosować się do zasad ortograficznych, pisać wierszem? Im więcej takich pytań sobie zadaję, tym bardziej odechciewa mi się pisać. Sokrateska sentencja „Wiem, że nic nie wiem” podbudowuje moje pisarskie ego i pomaga podjąć decyzję o kontynuacji dzieła. Co jednak powinienem zrobić, aby wiedzieć więcej o stylistyce – czytać rozprawy językoznawcze, czytać książki traktowane w społeczeństwie za wzór stylu czy nie zważać na nie szczególnie, a dać się pochłonąć magii pisania.

Rozważyłem kilka czynników, które determinują rolę autora w systemie literatury. Na podstawie refleksji wyciągnąłem wniosek, że literatura, traktowana jako zjawisko społeczne, pozwala, przynajmniej teraz mi się tak wydaje, przezwyciężyć problem subiektywizmu w humanistyce. Mój tekst będzie literacki, jeśli tylko będę sobie tego życzył. Działa to jednak w obie strony – choćbym nie wiadomo jak bardzo się starał, aby tekst był literacki w oczach czytelnika, nie mam bezpośredniego wpływu na jego odbiór. Każda próba definiowania właściwego znaczenia mojego tekstu przez osoby trzecie, krytyków czy redaktorów, jest sprzeczna z zasadami funkcjonowania komunikacji językowej. Dlatego radzę delektować się moim dziełem, czytać je z dystansem i nie doszukiwać się zbyt nachalnie ukrytych znaczeń. Wykreuj za jego pomocą swoją tożsamość. Ot, co.

Michał Olewnik
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.