Kultura

Dziady część II Adama Mickiewicza w Czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej

Dziady część IIPopołudniową, ciemną, mglistą porą szliśmy do kętrzyńskiego zamku, gdzie krużganki tonęły w ciemnościach, a okute ciężkie drzwi otwierały się z chrzęstem przyprawiającym o dygotanie duszy. Dygotanie ciała spowodowane zaś było wczesnym, jak rzadko w tym miesiącu, mrozem. Księżyc, przebijając się przez mgłę, nie oświetlał drogi, lecz wprowadzał nastrój do spotkania z potępionymi duszami, które z otchłani nicości przybywały, jak i my, na Dziady.

Byłoby okrutne, jak kary dla mickiewiczowskich bohaterów, gdybym napisał, że publiczność składała się jedynie z rodziców nastolatków występujących na scenie, przyjaciół aktorów – uczniów, nauczycieli i operatorów elektronicznych mediów. Jestem przekonany, że tak nie było. Czytelnia dla dzieci i młodzieży była pełna. Pod ciężarem wierzchnich okryci łamały się drewniane stojaki na ubrania. Goście szukali miejsc, co rusz w trakcie przedstawienia błyskały flesze, tłumy stały pod ścianami.

Dziady część IIDziady część II

Dziady część IIDo części drugiej „Dziadów” mam sentyment podwójny, a w tej inscenizacji nawet potrójny. Po pierwsze, w liceum, pod kierunkiem nieocenionej polonistki pani Czesławy Dąbrowskiej, moja klasa (z moim udziałem także) przedstawiała „Dziady”. Cóż porównywać. Inne czasy, inna scena, o kurtynie nie było co marzyć, inne możliwości scenografii i przygotowywania strojów. Jednak chyba przeżycia te same. Wielkie z pewnością. Nie dość, że było to jak najbliższe spotkanie z wielkim poetą, z wielką twórczością, to przede wszystkim przeniesienie się na kilkadziesiąt minut do innego świata. Zaczarowanego, dramatycznego, magicznego, mistycznego, odległego, nieznanego. W przestrzeń nie dość, że literacką, to na dodatek teatralną. A wykonawcy, reżyserki, aktorzy i obsługa techniczna stanęli na wysokości zadania. Sprawili, że publiczność znalazła się w tym samym miejscu, co aktorzy. Znakomita, przeszywająca dusze widowni, gra świateł i cień, niezwykle dramatyczna muzyka pochłaniająca widza i fascynująco współgrająca z każdym słowem na scenie, z każdym gestem, z każdym ruchem postaci, z każdym fragmentem scenografii. Sentyment… Słuchając tekstu, nagle zrozumiałem, że znam cały na pamięć. Ach, dobra, acz wymagająca okrutnie, polonistko. Sprawiłaś, że po dwudziestu paru latach Mickiewicz wrócił do mnie z pełną siłą w ten listopadowy wieczór. Że pojąłem go znowu, pojąłem inaczej. Że w końcu go przeżyłem.

Sentyment po raz trzeci. To, jaką pracę w Bibliotece wykonał jej Dyrektor, sprawiło, że poczułem, iż coś drgnęło, coś zmienia się na lepsze, coś zerknęło w najlepsze czasy Kętrzyńskich Spotkań Teatralnych. Proszę tylko o nieco więcej spontaniczności, rozluźnienia. Wówczas może będą nie od parady porównania Kętrzyna do projektów z Węgajt albo Sejn. Czego życzę kętrzyńskiej kulturze, jej twórcom i publiczności.

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.