Festiwal muzyki lodowej w norweskim Geilo1 organizowany jest już od dwunastu lat w pierwszą pełnię nowego roku. Specjalnie na tę okazję artyści i wolontariusze budują lodową scenę i wykonują w pełni funkcjonalne, lodowe instrumenty. Jest to jedyna taka impreza na świecie. Co nieco na ten temat pisałem już w zeszłym roku w artykule pt. Festiwal Muzyki Lodowej w norweskim Geilo2.
Emile Holba, fotograf odpowiedzialny za kontakt z mediami, umożliwił mi przekonanie się, czym tegoroczny festiwal różnił się od ubiegłorocznego.
Zasadniczą zmianą, jaka nastąpiła, była lokalizacja – nieco oddalono się od centrum miasteczka. Zrezygnowano również z dwóch scen na rzecz jednej, ale za to dużo większej. Do tego wybudowano dwa obszerne igla, w których odbywały się koncerty kameralne. Zupełnie inna była również pogoda, ale o tym później.
Festiwal w Geilo trwał cztery dni – od czwartku 9. do niedzieli 12 lutego. Mnie udało się wziąć udział w dwóch sobotnich występach i jedynym niedzielnym.
Pierwszy koncert nazywał się „Ice Music Party”. Energiczna wokalistka Sofie Tollefsbøl wykonywała muzykę z pogranicza R&B, hip-hopu i jazzu. Towarzyszyły jej lodowe bębny, lodowy bas oraz lodowe instrumenty dęte. Widzowie siedzący w pierwszych rzędach (na uformowanych z lodu siedziskach...) tylko kiwali się w rytm muzyki, natomiast z tyłu odbywały się prawdziwe tańce. Temperatura podczas tego występu wynosiła -15ºC. Mimo to zarówno artyści, jak i publiczność, bawili się świetnie. Występ trwał godzinę, po czym ludzie rozeszli się szybko w poszukiwaniu ciepła.
Drugi koncert – „Full Moon Concert” – był punktem kulminacyjnym całej imprezy3. Odbył się o północy. Tytułowy księżyc tym razem nie próbował kryć się za chmurami, natomiast temperatura spadła do -17ºC. W zeszłym roku temperatura oscylowała w okolicach 0ºC, a ludzie narzekali na zimno... Artyści, ubrani w ciepłe kurtki, czapki i rękawiczki, rozgrzewający się parującymi trunkami, dali naprawdę świetny występ. Najważniejszymi osobami występującymi na scenie byli niewątpliwie Maria Skranes – wokalistka, której delikatny głos stał się już jednym z symboli festiwalu oraz Terje Isungset – inicjator całego przedsięwzięcia. Natomiast na lodowym saksofonie grał nasz rodak – Grzech Piotrowski.
Melodie wykonywane podczas tego koncertu ciężko zaliczyć do jakiegoś konkretnego gatunku. Wykonawcy nazwali ten rodzaj muzyki po prostu Ice Music. Doszukać się w niej można wpływów lapońskich, norweskich no i polskich. Niektóre utwory były bardzo żywe inne melancholijne. Czasami bywały smętne, a wokaliści ograniczali się do murmurando tylko po to by następnie zagrać skoczną piosenkę z humorystycznym tekstem. Te żwawsze kawałki zdecydowanie bardziej podobały się publiczności.
Ostatni koncert festiwalu „Winter Songs” był niezwykle kameralny. Odbył się w niedzielę w samo południe w tzw. kulturalnym kościele – czyli takim, który pełni funkcje również komercyjne (koncerty, konferencje, bankiety...). Przyszło na niego tylko kilka osób, przez co atmosfera była bardzo intymna. Na scenie ponownie wystąpili Maria Skranes i Terje Isungset. Ze względu na dodatnie temperatury wewnątrz, duże instrumenty lodowe wwieziono na scenę tuż przed występem. Natomiast małe wnoszono i wynoszono w zależności, które akurat były potrzebne. Występ był bardzo spokojny. Publiczność siedziała zasłuchana, a posiadacze aparatów, którzy podczas nocnych koncertów strzelali migawkami na wszystkie strony, tutaj ograniczali się do pojedynczych fotek, aby nie zakłócać łagodnej muzyki. Na koniec Artyści podziękowali za przybycie i zaprosili zebranych na przyszłoroczny Ice Music Festival, który odbywać się będzie od 31 stycznia do 4 lutego.
Tegoroczna impreza była lepsza od poprzedniej. Uważają tak zarówno organizatorzy, jak i widzowie, z którymi miałem okazję porozmawiać. Wszystkim podobała się scena, instrumenty, lodowe rzeźby, igloo, oświetlenie i akustyka. Duży wpływ na to miała zapewne wspominana już nowa lokalizacja. Tutaj lodowi twórcy mieli szersze pole do popisu, a efekt był naprawdę świetny. Spory wpływ na powodzenie imprezy mieli również Polacy, których było tam całkiem sporo. Był wymieniony już Grzech Piotrowski. Byli też porządkowi, wolontariusze, fotografowie i dziennikarze. Do tego spora grupa Polonii bawiła się na widowni. Całkiem nieźle jak na tak nietypową imprezę. Mam nadzieję, że za rok będzie nas tam jeszcze więcej. Zachęcam do uczestnictwa w przyszłych festiwalach. Naprawdę warto.
https://www.instagram.com/icemusicgeilo/
https://twitter.com/icemusicgeilo
https://en-gb.facebook.com/icemusicfestival