Chała, chałka, chałtura, dno. Tak kątem oka zerkam na telewizor. Czekoladowa laseczka w majciochach wywija ciałkiem i śpiewa bejbi, bejbi, if ju rili łont mi. Następny teledysk. O matko. Jaki goguś zniewieściały. Słodki chłopczyk. Fuuj… No koniec, następny. Czterech gostków w jakichś mundurach wywija główkami do rytmu. Chyba myślą, że są groźni. Żenada. Nudzę się… Następny. Ooo – dupa goła. Aaa to Dodzia. Oglądam z ciekawości. Z Radziem się mulda. Przełączam na inny kanał muzyczny. Rihanna. Ponoć ją facet pobił. Zdjęcie zakrwawionej Rihanny krąży w necie – zobaczcie. Kurcze, kto tego słucha? W przerwie reklama jakiegoś ciulstwa na pryszcze. I znowu gołe dupy, cycki, wywijki i golutkie torsy gladiatorów. Blllleee.
Spoglądam na moje płyty – Joy Division, Dead Can Dance, Velvet Underground, Tool… No niestety, nie jestem trendy ani dżezi. A może stety.
Słuchaj ciszy, pozwól jej dzwonicć Oczy, ciemnoszare soczewki bojące się słońca. Mielibyśmy świetne życie, gdy w nocy mrok, Zostawieni ślepej destrukcji, Czekającej na nasz widok. I byśmy trwali, jakby nic złego się nie działo. I ukryli przed tymi dniami, gdy zostawaliśmy zupełnie sami. Zostając w tym samym miejscu, po prostu zostając poza czasem. Przejmujący z oddali, Głębiej cały czas… Transmission (Joy Division)
P.S. godz. 23.47 – Ooooo! Puścili Rammstein.