Sześć dekad temu w Monachium powstał polski oddział Radia Wolna Europa. 3 maja 1952 roku z odbiorników milionów Polaków popłynęły słowa Jana Nowaka-Jeziorańskiego: Mówią Polacy do Polaków!
Odtąd uszy i serca rodaków w kraju i poza granicami skierowane były w jedną stronę.
Gustaw Herling-Grudziński i Roman Palester przez wiele lat pracowali dla rozgłośni. Myślę, że gdyby kiedyś udało mi się z nimi porozmawiać, tak by to właśnie wyglądało.
- Kamila Zygmunt: Co spowodowało, że zdecydował się Pan na rozpoczęcie pracy w Radiu Wolna Europa? Czy były to wyłącznie patriotyczne pobudki i chęć niesienia myśli wyzwoleńczej?
- Gustaw Herling-Grudziński: Głównym powodem podjęcia takiej decyzji było poczucie obowiązku wobec narodu. Chciałem być w ciągłym kontakcie z Polakami, dostarczać im informacji ze świata, kształtować gusta i światopoglądy. Czuć łączność duchową, nie mogąc doświadczać fizycznej. RWE dawało mi tę możliwość, a dodatkowo pozwalało na stabilizację zawodową i zapewnienie godnego bytu rodzinie.
- K. Z.: Jednak nie zawsze praca była przyjacielem, bywała też wrogiem...?
- G. H.-G.: Muszę przyznać, że faktycznie bywały momenty, kiedy radio mi przeszkadzało. Kiedy umierała moja żona, Krystyna, męczyło mnie chodzenie do pracy, przygotowywanie audycji - ta regularność, monotonia i konieczność dotrzymywania terminów. Przestałem czuć się dobrze w Monachium. Podobny kryzys i narastające wątpliwości dopadły mnie również sześć lat później. Straciłem natchnienie do pisania komentarzy kulturalnych. Uważałem, że poziom literatury w kraju spada, wszystko jest jałowe i nudne. Nie wiem, jak potoczyłaby się wtedy moja kariera na antenie, gdyby Jan Nowak-Jeziorański nie zgodził się na zmniejszenie częstotliwości nadawania tego, co wyszło spod pióra Grudzińskiego. Jestem mu wdzięczny,ponieważ zawsze dawał mi szansę (uśmiech).
- K.Z.: Kiedy ukazał się "Inny świat" długo nie mógł przebić się do świadomości czytelnika - pokutował wizerunek Gustawa Herlinga-Grudzińskiego jako publicysty i eseisty politycznego. Mimo to nie zakończył Pan współpracy z Rozgłośnią Polską Radia Wolna Europa?
- G. H.-G.: Zawsze miałem coś do powiedzenia w najważniejszych kwestiach. Wszyscy dobrze znają moje poglądy na temat marksizmu, komunizmu, stalinizmu, socrealizmu. O tym ówcześnie należało mówić. Przez to, że zagadnienia polityczne były nieodłączną częścią mojego życia prywatnego i zawodowego, wydawcy nie widzieli już we mnie pisarza. Istniałem tylko jako publicysta. Wolna Europa dawała mi przestrzeń do głoszenia własnych poglądów. Fascynowało mnie, że docieram do tak dużej rzeszy odbiorców, że może coś w ich świadomości pozostaje, że jestem w pewien sposób z nimi.
- K. Z.: Jaką myśl chciałby przekazać Pan przyszłym adeptom dziennikarstwa? Może lepiej, żeby nie wiązali swej przyszłości z tym niewdzięcznym zawodem?
- G. H.-G.: Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, czy dziennikarstwo jest niewdzięczną profesją. Miałem i mam do niego ambiwalentny stosunek. Zawód radiowca dawał mi przez długi czas satysfakcję i spełnienie, utwierdzał w przekonaniu, że jestem potrzebny i (co prawda w nieznacznym stopniu) zmieniam świat. Wymaga jednak bardzo dużo dyscypliny i uporządkowania oraz zmusza do radzenia sobie pod presją czasu. Młodzi dziennikarze powinni wziąć to pod uwagę rozpoczynając pracę.