Wracamy do Polski. Jesteśmy na Słowacji, ledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy. Poprzedni stopowy kierowca wysadził nas koło małego jeziorka. Jest koniec maja, wyjątkowo upalny tego roku, nie możemy oprzeć się pokusie, żeby trochę nie popływać...
UWAGA! Wszystkich, którzy odwiedzali Rumunię albo planują w najbliższym czasie się do tego kraju wybrać, serdecznie zapraszam do współtworzenia tego przewodnika. Można w tej sprawie pisać na adres redakcji redakcja@libertas.pl.
Potem stajemy na drodze z wyciągniętym kciukiem i kartką z napisem „PL”. Zabiera nas kierowca TIR-a. Taki kierowca TIR-a to instytucja najbardziej przyjazna autostopowiczom na całym świecie...
Nasz ma już około 50 lat i dzieci mniej więcej w naszym wieku. Dobroduszny człowiek, przyjaźnie nastawiony do ludzi, gawędziarz..
Pyta czym się zajmujemy. Mówię, że pracuję jako urzędnik. Panie – odpowiada – mów zawsze, że jesteś studentem, to dużo chętniej będą cie ludzie zabierać. Co racja to racja..
Jego życie to bycie cały czas w drodze. Zjeździł cała Europę, najczęściej Grecja, tym razem Rumunia, ale też Turcja, Kazachstan... Myślę sobie, że takie jeżdżenie to dobra praca dla mężczyzny, a przynajmniej dla mnie.. Jeździć w świat zarabiając w ten sposób na rodzinę. Żeby się nie zasiedzieć przy jakimś biureczku i nie stać wiecznym frustratem. On pojawia się w domu zwykle po tygodniowej nieobecności. Czasem dłużej. Skojarzył mi się z pilotami książki „Nocny lot" autorstwa A. de Saint-Exupery, którą niedawno przeczytałem. Pilotami bohatersko pchających swoje maszyny w nieznane,w samotność i ciemność... Jazda TIR-em jest dużo bardziej bezpieczna. Ale ma swój urok pchanie się podczas nocy w obce strony.
Nasz kierowca opowiada o swojej pracy. Mówi, że nie lubi zapinać pasów. Policjanci w różnych krajach często przez lornetki z daleka wypatrują, czy kierowcy mają zapięte pasy i czy nie przewożą za dużo ludzi w kabinach. Dlatego on ma kilka jasnych bluzek z namalowanym przekątnym czarnym paskiem. Kiedy policjant patrzy przez lornetkę, to wydaje mu się, że on faktycznie zapiął pasy. A to tylko specjalna bluzka. Ale nie wiem czy to prawda, miał na sobie zwykłą koszulkę...
Kierowca opowiadał także, jak wiózł raz z Turcji transport maku do Polski. W języku tureckim mak to haszysz. Jego kolega-kierowca zrobił mu żart i mówił przed każdą granicą celnikom, że on wiezie transport haszyszu. I wszędzie go dokładnie kontrolowali... Za to on następnym razem jak znajomy celnik miał zmianę na granicy rumuńskiej, włożył temu koledze dwie butelki wódki do skrzynki z narzędziami, tak by ten kolega tego nie widział. Celnik wiedząc o tym, pytał dlaczego przemyca alkohol przez granicę. A on, że nie przemyca. No to na to celnik – tak, to pokaż skrzynkę z narzędziami. I była ku zdziwieniu kolegi tam wódka. I dostał mandat 10 euro. A zarekwirowany alkohol wrócił z powrotem od celnika, do mojego kierowcy..
Jadąc do Rumunii spieszyliśmy się, korzystaliśmy z Węgierskich autostrad, a żeby wbić się w głąb samej już Rumunii jechaliśmy nocnym pociągiem z Oradei do Gheorgheni. Ale powrót był już tylko stopem. I bez autostrad. Mniejszymi drogami, tak jak najbardziej lubię.
Sama Rumunia to piękny kraj. Chyba najładniejszy w jakim do tej pory byłem. Kraj nieskomercjalizowanych Karpat, nieokiełznanej przyrody, wolno biegających psów, dzikich koni, mustangów... Mało jest takich miejsc w Europie, gdzie przez asfaltową drogę przebiega stadko koni nie mających swojego właściciela - człowieka. Biegających i żyjących tam gdzie same chcą. Chyba te wolne, dzikie konie najbardziej zostają w pamięci...