Kultura

Jerzyk dzisiaj nie pije, czyli Kabaret Moralnego Niepokoju w Oslo

Kabaret Moralnego Niepokoju – tej grupy chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Znani i lubiani kabareciarze zabawiają nas już od dwudziestu trzech lat! Liczne programy kabaretowe, audycje telewizyjne, płyty CD, DVD oraz Blu-ray to tylko część ogromnego dorobku tej grupy. Do tego szereg barwnych, zapadających w pamięć postaci wykreowanych przez artystów. Kto nie kojarzy Gwidona, Badyla, Inżyniera Mrównicy czy Mariusza i jego ojca? Wszystko to zawdzięczamy pięciu osobom: Mikołajowi Cieślakowi, Przemysławowi Borkowskiemu, Rafałowi Zbieciowi, Magdalenie Strużyńskiej-Brauer, a przede wszystkim Robertowi Górskiemu. To ten ostatni jest kierownikiem całego zamieszania.

Kabaret Moralnego NiepokojuKabaret Moralnego NiepokojuKabaret Moralnego Niepokoju

Dziesiątego kwietnia Kabaret Moralnego Niepokoju odwiedził Oslo. Klub Latter umożliwił mi naoczne przekonanie się, czy znani z ekranu kabareciarze równie dobrze wypadają na żywo. Mieszcząca pięciuset widzów sala, tego dnia po brzegi wypełniła się Polakami. Widzowie rozkręcili się już podczas pierwszego skeczu („Rozmowy przy psie”), a uśmiech z ich (a w sumie to naszych) twarzy nie schodził do końca występów, nawet podczas piosenek, które zazwyczaj przyjmowane są z umiarkowanym entuzjazmem. Tegoroczna trasa zatytułowana była „Jerzyk dzisiaj nie pije”. Nazwa wzięła się od tytułu jednego z najnowszych numerów kabaretu – numeru, który był punktem kulminacyjnym wieczoru. Podczas jego wykonywania mieli szansę wykazać się wszyscy artyści. I tutaj wielkie brawa dla Magdaleny Strużyńskiej. Gwiazda „Złotopolskich” idealnie wpasowała się w rolę żony – hetery, zabraniającej mężowi imprezowania z kolegami. Podczas tego skeczu bezbłędny był również Mikołaj Cieślak, na twarzy którego aż rysowało się prawdziwe cierpienie w momencie, w którym patrzył tęsknym wzrokiem na kolejne kieliszki opróżniane przez przyjaciół.

Kabaret Moralnego NiepokojuKabaret Moralnego NiepokojuKabaret Moralnego Niepokoju
Kabaret Moralnego NiepokojuKabaret Moralnego NiepokojuKabaret Moralnego Niepokoju

Widownia bawiła się przednio, więc oczywistością było, że nie obędzie się bez bisu. Pierwszym bisowym szlagierem było „Biuro matrymonialne”. Skecz odegrany przez Cieślaka i Zbiecia był oczywiście zabawny, ale moim zdaniem czegoś w nim brakło. Po chwili dotarło do mnie czego, a w zasadzie kogo. Zabrakło Roberta Górskiego. Po odejściu z Kabaretu Moralnego Niepokoju Katarzyny Pakosińskiej w 2011 roku wiele osób wieszczyło koniec tego kabaretu. Po mniej lub bardziej udanych eksperymentach z różnymi artystkami, grupa przetrwała. Według mnie śmiertelnym ciosem dla Niepokojących Moralnie mogłoby być chyba tylko odejście Górskiego. Podczas skeczu, w którym go zabrakło, uświadomiłem sobie, że to on jest tym kabaretem (swoją drogą zauważyliście może, że momentami lider zespołu swoją mimiką i postawą, przypomina Louisa de Funèsa?). Niezwykle entuzjastycznie natomiast został przyjęty ostatni numer tego wieczoru zaczynający się słowami: „Dzień dobry, proszę pana, chciałem kupić drzwi...” Na te słowa publiczność niemal zachłysnęła się śmiechem. Duet Robert Górski – Mikołaj Cieślak, to jeden z najlepiej dobranych w historii polskiego kabaretu. Panowie doskonale się uzupełniają. Nie wiem, jakie są codzienne relacje tych dwóch kabareciarzy, ale na scenie są oni niemalże jak stare dobre małżeństwo – zgrani i rozumiejący się bez słów.

Kabaret Moralnego NiepokojuKabaret Moralnego NiepokojuKabaret Moralnego Niepokoju

Wymienione przeze mnie skecze nie były oczywiście wszystkimi odegranymi tego dnia. Pozostałe były równie zabawne, ale bezcelowym wydaje mi się opisywanie całego występu krok po kroku. Wieczór spędzony z Kabaretem Moralnego Niepokoju uważam za bardzo udany. Opuszczający klub Polacy wychodzili uśmiechnięci i przerzucali się tekstami ze skeczów. Jak dla mnie do pełni szczęścia zabrakło tylko dwóch „elementów”. Po pierwsze Katarzyny Pakosińskiej – niestety, pięć lat już minęło, a miłośnicy jej talentu i niepowtarzalnego śmiechu wciąż nie mogą pogodzić się z jej odejściem. Co do drugiej brakującej rzeczy, to była nią wpadka, a właściwie jej brak... Artyści wyszli na scenę i odegrali swoje role bezbłędnie, bez najmniejszego zająknięcia. Pełen profesjonalizm. Wybierając się jednak na występ na żywo, chyba podświadomie oczekujemy, że wydarzy się coś niespodziewanego, coś, co np. rozproszy lub rozśmieszy artystów. W Oslo do niczego takiego nie doszło. Ale czy to źle? Osobiście cały występ oceniam na piątkę z plusem.

Łukasz Solawa
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.