Prezydent Donald Trump odwiedził Czechy w roku 1990. Był na pogrzebie teścia, niejakiego Miloša Zelnička. Jego córka – Ivana – wyszła bowiem za mąż za Donalda Trumpa w roku 1977. Zelničkowie pochodzą z miasta Zlin (w czasach socjalizmu nazywało się Gottwaldov), w którym kiedyś zbudowała swoje imperium obuwnicze jedna z najsłynniejszych rodzin czeskich fabrykantów – Batowie.
Zlin jest miastem wojewódzkim, które leży w centralnych Morawach – dokładnie 126 km na południe od przejścia granicznego w Cieszynie. To właśnie tutaj we wrześniu 1894 roku powstało słynne imperium obuwnicze „Bata”, które ma swoje sklepy również w Polsce. Po II wojnie światowej cała rodzina Batów wyjechała na Zachód i z Kanady zarządzała dalej filiami na całym świecie. Zlińskie zakłady znacjonalizowano i pod nową nazwą „Svit”, stały się na długie lata największym producentem obuwia we wschodniej Europie. Tomasz Bata w swoich fabrykach wprowadzał kontrowersyjny system socjalno-kapitalistyczny. Ideałem dla niego była zawsze sytuacja, kiedy władze pozwoliły mu wybudować tak zwane „przemysłowe miasto” i wraz ze swoją fabryką (lub w jakimś mieście dzięki potędze swojej fabryki) kompletnie zorganizować komunikację, handel, kulturę, budownictwo itd. – jak właśnie stało się w Zlinie. W fabryce zatrudniał robotników, którym płacił godziwą pensję na ówczesne czasy (zatem na brak pracowników nigdy nie narzekał). Biedota, której dawał pracę w swoich miastach i fabrykach, miała możliwość studiowania, pracy, otrzymywała domy mieszkalne i co więcej, ich dzieci miały również perspektywę godziwego życia i robotniczej kariery w rodzinnym imperium.
Na czym więc polegała kontrowersyjność, która spowodowała, że komuniści nie lubili rodziny Batów, wbrew temu, że na pierwszy rzut oka pomagał robotnikom? Wyzysk polegał na tym, że właściwie wszystko w danym mieście należało do jednej rodziny. Sklepy, szkoły, przedszkola, szpitale, komunikacja miejska, hotele, restauracje, usługi wszelkiego rodzaju, niemal wszystko, co znajdowało się w obrębie danego miasta. Robotnicy, którzy zatrudniali się w batowskim imperium i otrzymywali tym samym szansę na lepsze życie, byli oczywiście zadowoleni. Nie myśleli wcale o tym, że rodzina Batów w ciągu miesiąca ściągnie od nich całą pensję, ponieważ gdziekolwiek w Zlinie weszli i coś kupili, wszystkie pieniądze lądowały w kieszeni tej samej rodziny. Wyzysk był zatem doprowadzony do absurdalnego ideału. Nietrudno przewidzieć, jaki los czekał na ewentualnego krytyka lub przeciwnika politycznego. Ponieważ do rodziny Batów wszystko należało, to o wszystkim wiedzieli i nic nie umknęło ich uwadze.
O chęci i potrzebie nieustannej kontroli świadczyć może biuro w windzie, jakie dał sobie zrobić Bata w swoim biurowcu o nazwie „21”. Jedni widzą w takim biurze genialną myśl techniczną, a dla innych jest to dowód psychopatycznej chęci absolutnej kontroli podwładnych. W windzie-biurze miał Bata mapę świata z filiami fabryki, a nawet umywalkę z ciepłą i zimną wodą. Windę można dziś oglądać jako zabytek techniki, a biurowiec obecnie wykorzystuje aktualna władza – Urząd Wojewódzki oraz Urząd Skarbowy. W Zlinie istnieje również ciekawe Muzeum obuwia.
Tak zwanych „przemysłowych miast”, w których właściwie wszystko należało do jednej rodziny, zbudowali Batowie na całym świecie mnóstwo (najwięcej w Indiach i Brazylii, ale również na Słowacji i w Szwajcarii). Do dzisiaj system zarządzania rodzinną firmą Batów ma zarówno zagorzałych przeciwników, jak i bezgranicznych zwolenników.