Państwo, polityka, społeczeństwo...

Ludzie gór

Ludzie górWładysława i Jan Skórowie żyją w zgodzie z naturą, w górach, są skazani na łaskę i niełaskę łagodnych i mroźnych zim. Ich dom położony jest na skraju lasu, w oddaleniu od zabudowań. Do ich domu nie ma drogi dojazdowej. By dostać się do ich gospodarstwa, trzeba przejść przez malowniczy wąwóz i wspiąć się pod górę. Teraz wiosną jest to przepiękna wyprawa, wspaniały spacer, ale dla starszego małżeństwa z ponad pięćdziesięcioletnim stażem jest to niemały wyczyn. Jesienią państwo Skórowie robią zapasy na zimę, bo nigdy nie wiadomo ile śniegu spadnie. Kupują cukier, ryż, makaron na zapas. – Wiadomo – mleka więcej się nie kupi i trzeba na bieżąco robić zakupy, ale te produkty, które mają długi termin ważności można zeskładować – mówi pani Władysława, przesympatyczna Babcia sześciorga wnucząt i paru jeszcze innych adoptowanych.

W ich domu czuć serdeczność i rodzinną atmosferę. Goście nie wychodzą nigdy głodni, nie tylko strawą cielesną, lecz także duchową, bo miłość tutaj nie jest zamiatana w kąt, nią się oddycha w kuchni i na podwórku.

Ludzie górNiebezpiecznie jest mieszkać tak z dala od ludzi, jednak małżeństwo przyzwyczaiło się. Wnuczki przywiozły psa, który broni swoich właścicieli. Łagodny jest tylko dla Babci i Dziadzia – Obcych przepędza spod domu w podskokach, taka z niego dzika zwierzyna – opowiada Babcia Władzia. Dziadek bardzo związany jest z psem. Razem chodzą na spacery do lasu, razem rąbią drewno. Kiedy jest zimno Dziadziu wpuszcza psa do domu, żeby nie zmarzł i się nie przeziębił.

Ludzie górLudzie gór

Państwo Skórowie mają córkę, która często do nich zagląda. Robi zakupy, zabiera do miasta i do lekarza. Dziadziu nie lubi opuszczać na długo domu, w nim czuje się najlepiej. Choć córka chciała ich zabrać wielokrotnie do siebie, za każdym razem spotykała się z odmową. Mówi się, że starych drzew się nie przesadza.

Dawniej małżeństwo miało konia – Baśkę, która była członkiem rodziny, kochana i szanowana, bo pomagała na gospodarstwie. Dziś Dziadkowie nie mają zbyt wiele sił, więc i konia nie ma. Na gospodarstwie były króliki, każdy miał swoje imię. Babcia lubiła doglądać milusińskich i przyglądać się życiu codziennemu zwierząt. Króliki wyniszczyła zaraza. Teraz zagląda jelonek i to nie jeden. Zwierzęta z lasu lubią podejść pod dom. – A widzieliście białego jelenia? – pyta Babcia. Każdy kręci głową przecząco. – Zachodzi czasem pod dom. Według legendy przynosi szczęście i chroni przed złem – tłumaczy.

Życie z dala od ludzi jest ciężkie. Daleko do wsi, daleko do sklepu. Dzieci miały daleko do szkoły. Ma ono jednak swoje uroki. Babcia Władzia jest dzielną kobietą i nie pozwoliła, by czas u nich w górach się zatrzymał. Nie mają telefonu stacjonarnego, bo kto by podciągnął kabel tak daleko. Na szczęście elektryczność jest. Kiedy tylko pojawiły się telefony komórkowe, Babcia kazała sobie jeden taki zakupić. Dziś pisze esemesy, robi zdjęcia i przesyła mmsy, dzwoni kilka razy dziennie do wnuczek i do córki. Wywalczyła dodatkowe minuty i tańszy abonament. Podłączyła cyfrowy Polsat i z Dziadziem oglądają w zimowe, długie wieczory swoje ulubione programy. Choć u nich w górach jest sielsko i anielsko, jest to niebezpieczne miejsce, zwłaszcza dla starszych osób. O tym, że karetka pogotowia dojedzie na miejsce i na czas, gdyby coś im się stało, nie mam mowy. Dlatego też córka cały czas się martwi. – Najważniejsze, że jest zdrowie – mówi Babcia – i że ktoś do nas zagląda. Zawsze to weselej.

Marta Kilian
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.