Marlena & Trio – ostatnie przygotowania

Marlena & Trio – ostatnie przygotowaniaZamieszanie w podziemnym korytarzu. Na tle dźwięków muzyki, śmiechów, okrzyków dochodzących z kilku zamkniętych sal otwierają się zamaszyście drzwi i wchodzą mężczyźni dzierżący w dłoniach futerały. Twarze skupione, nieco groźne. El Mariachi i Desperado. Za chwilę w otoczeniu orszaku wchodzi Ona. Dziedziczka wokalna wielkiej imienniczki, Błękitnego Anioła. Podobno jest problem. Dodatkowo niewielki kłopocik, ale rozwiązany natychmiast. Czarny męski kwartet symbolizują już tylko klawisze Yamachy, na których kartki z pokreślonymi tekstami piosenek. Dowód intensywności pracy na próbach. Zatem Marlena i Black Trio? Czy po prostu Black Quartet? Kompletnie nieważne. Na krześle przy drzwiach pierwszy z fanów, gdzieś w kącie przy wieszaku ubranym odzieżą nieco znudzone dziewczę z telefonem komórkowym. Wydaje się, że w pracy. Kamerzysta nagrywa. Czuję się jak widz muzycznego filmu dokumentalnego. Niezbyt dobre porównanie, ale przychodzi mi do głowy na przemian „Woodstock” albo Martina Scorsese „The Blues”. Kamera pochyla się nad przewodami, wzmacniaczami, głośnikami. Zapewne chwyta i dłoń, która podłącza gitarę do przeróżnych tajemniczych urządzeń. Brzdąkanie, buczenie, drżenie, szum, trzask, stukanie. Wszędzie jest tak samo. Początek prób, początek koncertów. Czy to na estradzie, w sali filharmonijnej, w studio nagraniowym. Wibrują talerze perkusyjne. Wibrują struny basowe. Kolejna dłoń stuka w mikrofon. Miotełka przesuwa się po perkusji.

Marlena & Trio – ostatnie przygotowaniaNa pozór wydaje się, że nic ciekawego. Trzeba jednak zamknąć oczy, żeby nie przyszyć popowo-rockowej łatki. Noga odsuwa przewody, twarz zbliża się do mikrofonu. Trochę poleceń, trochę próśb. Nieco narzekań, że brakuje dzisiaj gitarzysty. Ale, co tam! Na ile ważna będzie jego rola między sekcją rytmiczną a wokalistką, usłyszymy w najbliższy piątek w Kardamonie. Tymczasem jakby późna Martyna Jakubowicz ze współpracy z Waglewskim. Miękko wokalnie i niezbyt wyraźnie muzycznie. Ze zdziwieniem przyjmuję odpowiedź, że to był blues, tamto reggae. Bardzo głęboko chyba ukryta forma 12-taktowa. Marlena zaczyna śpiewać intensywniej, słychać więcej napięcia. Nie słychać w jej manierze wymuszonej histerii ani słodkiego ciepła. Momentami jest bardzo bliska Bartoszewicz, a chwilami prawie wadzi się z Nosowską, kiedy jej głos prawie że drapie. To z pewnością poniesie publiczność. Wokal idzie w stronę zadziorności, nawet delikatnej chrypki. Niestety czasami ginie w głośnej perkusji. Być może to wina aranżacji tekstu. Pewnie to taki deficyt na próbie. Basista nie wyraża żadnych uczuć. Przysiadł owiany aurą spokoju i zgody na wszystko, ale widać, że kontroluje i to on nadaje rytm. Za to bawi się znakomicie perkusista. Niekwestionowana gwiazda dzisiejszej próby. Czy będzie jaśnieć w Kardamonie?

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.