Powieści i opowiadania

Napaść Korei Północnej na Rzeczpospolitą Polską!

Napaść Korei Północnej na Rzeczpospolitą Polską!Wzmożony handel z Chinami objawiał się między innymi sporą liczbą statków handlowych tego kraju rozładowywanych w polskich portach. Dlatego też nikt nie spodziewał się, że z tej przyczyny pewnego letniego dnia stanie się coś, co wstrząśnie nie tylko Polską, ale całym światem. W połowie czerwca cieśniny Skagerrak i Kattegat przebyło ponad dwadzieścia kolosów pod chińską banderą, zmierzających do portów w Szczecinie, Kołobrzegu, Gdańsku, Gdyni i Świnoujściu. Już sam fakt, że ominęły Kanał Kiloński, był podejrzany, lecz tylko dla kogoś, kto wnikliwie obserwowałby ruch tej flotylli, która usilnie udawała, że flotyllą wcale nie jest i tylko czystym przypadkiem jednostkom tym przyszło płynąć w niewielkiej odległości od siebie. Część statków była oficjalnie zaawizowana, więc ich pojawienie się na redach głównych polskich portów potraktowane zostało rutynowo. Następnie sytuacja potoczyła się lawinowo: Świnoujście, Kołobrzeg, Gdańsk i Gdynia zostały zaatakowane przez ukryte w jednostkach handlowych siły militarne - i to bynajmniej nie chińskie, lecz pochodzące z Korei Północnej. Świnoujście, służące Szczecinowi za awanport, po opanowaniu przez siły wroga przyjęło jeszcze kilka potężnych jednostek, których załogi błyskawicznie zajęły miasto i ruszyły na Szczecin, biorąc go niemal z marszu. Podobnie zaskoczone zostało Trójmiasto: Koreańczycy po wylądowaniu przejęli kontrolę nad portami i bez większych problemów zdobyli miasta. Zatoka Gdańska zaroiła się od wrogich okrętów, które ruszyły od razu na Hel, Władysławowo i Puck. Podobnie wzięty został Kołobrzeg, a do mniejszych portów w Łebie, Ustce i Darłowie dotarły wypuszczone na małych jednostkach desanty. Zaskoczenie było tak kolosalne, że Polska utraciła swoje wybrzeże niemal bez wystrzału. Zawiła droga morska do Elbląga, prowadząca przez terytorium Rosji, nie zdołała powstrzymać eskadry łodzi podwodnych, które - wynurzając się w samym niemal porcie - wywołały panikę i chaos ułatwiający wrogowi przeprowadzenie sprawnego zajęcia portu i miasta. Polska została odcięta od morza.

Najgorsze jednak było to, że wraz z zajętymi terenami w ręce najeźdźców dostały się setki tysięcy zakładników. Koreańczycy nie omieszkali przekazać polskiemu rządowi informacji o tym, jaki status otrzymali wszyscy mieszkańcy zaatakowanych miast. Ta sytuacja sparaliżowała polskie siły zbrojne. Dotychczas zginęło stosunkowo mało ludzi, lecz w przypadku podjęcia działań obronnych miało się to znacząco zmienić. Koreańczycy mieli do dyspozycji lotniska w Szczecinie i Trójmieście, do których zaczęły masowo przylatywać kolejne transporty wojskowe. Świat bezradnie przyglądał się tej katastrofie, gdyż jakakolwiek interwencja groziła zagładą zakładników. Podjęto próbę negocjacji. Rząd koreański wystosował ultimatum:

ZDEMILITARYZOWANE WOJEWÓDZTWA: ZACHODNIOPOMORSKIE, POMORSKIE, WARMIŃSKO-MAZURSKIE ORAZ KUJAWSKO-POMORSKIE MAJĄ ZOSTAĆ NATYCHMIAST PRZEKAZANE POD KONTROLĘ ARMII PÓŁNOCNOKOREAŃSKIEJ, BO INACZEJ CZAPA!!!

No i co było robić? Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej w ramach protestu popełnił publicznie seppuku na szczycie najwyższego pomnika w kraju (blisko granicy z Niemcami, jeśli to ma jakieś znaczenie), używając do tego celu szabli Piłsudskiego. Krzyczano jeszcze do niego z dołu, żeby się nie wygłupiał, bo Koreańczycy to nie Japończycy i nie będzie to miało odpowiedniego wydźwięku, ale się zawziął. Tyle że nie pocelował dobrze, bo się zachwiał na wietrze, i zamiast w wątrobę trafił w... ale przyszyli mu dzięki sprawnie przeprowadzonej akcji ratowniczej.

Tymczasem bezkarne żółtki zaczęły masowo przywozić na zajęte terytorium Polski swoich, a wywozić naszych. Oświadczyli przy tym, że zbrzydło im już życie na Półwyspie Koreańskim, a w szczególności obok znienawidzonego narodu bratniego w południowej jego części, i teraz chcą sobie pomieszkać nad Bałtykiem, a Polacy mogą sobie ułożyć życie w ich dotychczasowych siedzibach i zobaczyć, jak to jest fajnie.

Najbardziej zdezorientowani byli jednak Chińczycy, bo przecież te podszywane okręty nie należały do nich. A te prawdziwe po wpłynięciu na Bałtyk nie bardzo wiedziały, co ze sobą zrobić, bo do koreańskiego Szczecina czy Gdańska nie bardzo im się śpieszyło, a gdzie indziej otwierano do nich na wszelki wypadek ogień. W końcu, z desperacji, Kitajce opłynęli Afrykę i przystali do piratów somalijskich.

Sytuacja wydawała się beznadziejna, tym bardziej że wszystko wskazywało na to, iż Koreańczycy nie poprzestaną na zajęciu wymienionych województw, tylko niedługo wyciągną ręce po więcej. Tymczasem przesiedleni na Półwysep Koreański Polacy egzystowali w koszmarnych warunkach (czyli takich, jak wcześniej Koreańczycy), zmuszeni grać w grupach dziesięcioosobowych w rosyjską ruletkę o miskę ryżu, będącą tygodniowym przydziałem. Nie wiadomo, jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie dzielny Szewczyk Krzysztof, który zupełnie przypadkowo odkrył, że najeźdźcy są uczuleni na pewien specyficzny rodzaj dźwięków. Chodziło mianowicie o nagrania pewnej artystki, które charakteryzowały się okropnym, fałszującym wokalem i bezsensownymi, grafomańskimi tekstami. Teksty wprawdzie były dla Koreańczyków niezrozumiałe (podobnie jak dla dużej liczby Polaków), jednakże emanujący z nagrań ładunek imbecylizmu okazał się zabójczą bronią biologiczno-chemiczno-psychologiczną. DODAtkowo jeszcze pomysłowy Szewczyk zaproponował, żeby okupowane tereny obstawić gigantycznymi głośnikami, które pełną parą poczęły pompować w stronę zdębiałych żółtków przesłanie: „Nie daj się!”. A ci najpierw rozdziawili gęby, a potem zaczęli pękać ze śmiechu (a zdarzyło się to akurat w Dzień Niepodległości). Potem już tylko trzeba było pozamiatać i przywieźć naszych rodaków znad Morza Żółtego. Tymczasem na Półwyspie Koreańskim...

...trwała w najlepsze gigantyczna biba. Bo co ma robić sfrustrowany Polak? Zamiast tłuc się bezsensownie o garstkę ryżu, nasi ziomkowie wpadli na pomysł, żeby napędzić z niego trochę bimbru, który starczy dla wszystkich, a jeszcze na poczęstunek zostanie. Najpierw poczęstowali tych północnych Koreańczyków, którzy ich pilnowali. Wiadomo, że kto ma skośne oczy, ten ma słaby łeb, więc sytuacja została w miarę szybko opanowana. Zainteresowali się tym faktem kapitalistyczni Koreańczycy z południa. Polacy więc w ramach rozmów pokojowych zaprosili ich na skromny poczęstunek. Reszty można się domyślić...

Walter Bez Mienia
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.