Powieści i opowiadania

Książka, która chyba nie istnieje, a którą chciałbym przeczytać

Musiałbym być bardzo pewny siebie, zadufany, ba! nawet nierozsądny, żeby wiedzieć czy przyjmować, że jakaś książka nie istnieje. Ale nasuwa mi się od razu pytanie: czy rzecz w książce, jako takiej, czy może w temacie książki? Bo to chyba dwie różne sprawy? Ech… wyszłaby całkiem zgrabna rozprawka a na to jestem za głupi.

Pewnie, że najprościej przyjąć, iż nie istnieje książka przeze mnie napisana. Chociaż, ja wiem, gdyby zebrać tak moje teksty o przeczytanych książkach, to wyszłoby całkiem spore tomisko. Albo mój dziennik o Rodos. Także ładnych kilkadziesiąt stron. O tematach to nawet nie ma po co wspominać. Kotłują się w głowie. Tyle że i talentu brak, i czas jakoś niepoukładany, i, bądźmy szczerzy, nie chce mi się.

W takim razie może jeszcze inaczej: nie ma książki o mnie. Aczkolwiek co to znaczy „o mnie”? Faktycznie, o Jerzym Lengaurze chyba nikt nie napisał. Ale, ale! Zebrać tak listy, maile, spisać rozmowy telefoniczne, sms-y i już jest! Dorzucić jeszcze do tego dokumenty z kadr i od lekarzy i wcale nie trzeba się wysilać. Wyszedłby niezły dramat. A moje stany emocjonalne? Szczęścia i nieszczęścia od dzieciństwa aż do teraz? Przypadki, wypadki? Stan umysłu? Nie pod moim szyldem, nie z przełomu dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku. Czy możemy być pewni, że tego nie było? Że nie zostało to opisane, wyrecytowane, wyśpiewane? W antyku, w średniowieczu? Wydane, gdzieś tam na przestrzeni kilkuset lat, na innym kontynencie? A może w innym świecie, innej galaktyce, innej czasoprzestrzeni, innym wymiarze? A zatem jak jesteśmy indywidualni, oryginalni? Jak bardzo? Przecież wiadomo, że historia zatacza koło. Że geny się powielają. Że wszystko już było. I że to, co będzie, też było…

Tyle wstępu. Czas zająć się tematem tego tekstu. Choć zaraz się okaże, że wstęp wyszedł dłuższy od rozwinięcia.

Ja wiem, że wypadałoby napisać o czymś wielkim, tajemniczym. Jakieś kolejne zwoje znad Morza Martwego. Jakieś manuskrypty ocalałe u podnóża Himalajów. Jakieś niezbite dowody na to, co istnieje poza „głosem jednej klaszczącej dłoni”. Nic z tego. Żadnej filozofii, religii, inżynierii dusz czy komputerów, astronomii i biochemii. Nie mam najmniejszego zamiaru spoglądać daleko. Ani za siebie, ani przed siebie. Żadnego Dawkinsa czy Sacksa.

Spoglądam przez okno. Jakoś tak dwieście metrów. I spoglądam w głąb siebie. Niby blisko, zarazem daleko. Ja wiem, że powiecie, iż to było. Niziurski tak bardzo nieśmiało. Na początku twórczości nawet smutno. Jeżeli powodował uśmiech, to gorzki. Potem już tylko śmialiśmy się z gangsterskich wyczynów dziesięcio- czy piętnastolatków. Próbował i Kuczok. Bardzo pewnie. Ale na półmetku zabrakło mu odwagi. Zamiast dramatu wyszła poezja, ballada, baśń prawie. Czy to takie trudne? Może dlatego, że było to tak niedawno? Co to znaczy dwadzieścia czy trzydzieści lat? Obrażą się starsi ode mnie, gdy napiszę, że to były koszmarne czasy. Jak można je porównywać do stalinizmu, nawet do zgrzebnych lat sześćdziesiątych? Ja jednak widzę tak ponuro ten przełom 70/80. I chciałbym ponurej, ubłoconej książki. W domu źle, bo ojciec pije, matka biega po koleżankach na mieloną kawę i Klubowe. W szkole koszmar, bo nauczyciele walą w pysk. Na dodatek trzeba trzymać miejsce w kolejkach. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Z braku miejsca resztę zostawiam swojej pamięci i waszej wyobraźni. Podwórko! Niech to ktoś opisze! To nie była cudowna bajka! Tak samo jak dom i szkoła! Te same epitety: koszmarne, ponure, smutne zabawy. Proszę, niech będzie pokrótce. Leksykon. Sami oceńcie.

Oparci o kije stoimy. Na cegle błyszczy się puszka. Teraz rzecz w tym, kto idzie na pikra. Ustalamy jak zwykle punktację. Najwyżej ceni się zbicie puszki rzuconym kijem. A pikrem zostanie ten, kogo kij wyląduje najdalej od cegły.

Każdy ustawia na starcie swój kapsel. Strzelamy po kolei. I już po chwili jest lider. Teraz kolejność ruchów może się zmieniać po każdej kolejce. Czasami wystarczy się pochylić, przykucnąć. Ale wiele razy trzeba usiąść na piasku przy trasie. A nawet się położyć. Należy uważać, żeby nie naruszyć trasy. Dmuchamy na piasek, lekko oczyszczamy dłonią pole. Pełne zawodowstwo.

Kieszenie pełne lekkich monet. Szare jak lastryko. Szare jak pogoda. Kilka monet w dłoniach. Rzucamy monety po kolei. Proste i emocjonujące. Nie masz monet, nie grasz. Kieszenie pełne brzęczących zabawek, jesteś kimś.

Ścianka jest wszędzie. Parę kroków wstecz krawężnik. Należało po prostu rzucić monetę tak, żeby znalazła się najbliżej ścianki. Kto tego dokonał, zabierał wszystkie.

Powyżej czterech to było nieco za dużo. Najlepiej jak każdy dysponował nożem. Świetny był ubity, ale miękki czarnoziem. Bez trawy, bez kamieni. I bez piachu. Nożem rysowało się ogromne koło. To koło dzielone było na cztery części. Każdy stawał w swojej części. Najlepszą częścią była ta, gdzie podłoże było najtwardsze. Żadnych zasad, kto pierwszy. Rzucasz nożem w część ziemi któregoś z przeciwników. Jeżeli nóż się wbił, tniesz zgodnie z kierunkiem jego ostrza.

Zamiast kółka ktoś rysuje grzyb. Taki jaskiniowy rysunek, naskalny po prostu. Ma nóżkę i kapelusz. Raczej duże to wszystko. W nóżkę trzeba wbić nóż dwa razy, w kapelusz trzy. Albo odwrotnie. Wychodzisz poza grzyb. Miejsce, w które wbija się ostrze obrysować należy kółkiem. Zasada prosta: nie uda ci się wbić noża, musisz powtarzać, ale spadasz na koniec kolejki.

Najlepszy jest ciężki scyzoryk albo krótki sztylet, bardzo ostry, z ciężką rękojeścią. Tutaj już trzeba być naprawdę dobrym. Siedzimy na miękkiej trawie. Trzech, albo czterech. Siedzimy po turecku. Bądź na częściach jakiś metalowych zabawek. Scyzoryk krąży między nami jak kalumet, albo joint, bądź szklanka wódki. Tak czy inaczej jest plemiennie, obrzędowo, rytualnie. To wyścig po częściach ciała. Wyginasz się, klękasz, siadasz inaczej, robisz cuda, żeby znaleźć najlepszą pozycję.

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.