Powieści i opowiadania

Charlotte

Akwarele i lawendy─ Odebrałam pocztę podczas twojej nieobecności.

Mówiąc to, Caroline położyła list, który Charlotte ogarnęła zdumionym spojrzeniem, ponieważ był to list, który przyszedł „normalną” pocztą. Koperta była ofrankowana zagranicznymi znaczkami, na których widniały afrykańskie zwierzęta. List z Kamerunu od Cecilii! Ze wzruszeniem otworzyła korespondencję z Afryki i zagłębiła się w czytaniu, szybko przebiegając wzrokiem linijki drobnego pisma córki.

„Droga Mamo! ─ pisała Cecilie. Wiem, że czekasz na konkretną i w miarę wyczerpującą relację ode mnie, więc postaram się, jak tylko umiem najlepiej, przekazać Ci moje wrażenia, jakie odnoszę po półrocznym już pobycie na tym kontynencie, prawie w samym środku Afryki. Muszę napisać Ci, że to piękny kraj, ale aby poznać Afrykanina, nie wystarczy wraz z nim słuchać rytmicznej muzyki bębnów, podziwiać kolorowe stroje, podglądać dziką przyrodę na safari i zachwycać się pięknem zachodów słońca...Nie wystarczy! Europejczyk i Afrykanin mają zupełnie inne pojęcie czasu, świata, sensu życia, pracy, a nawet miłości, polityki i wojny. I cóż tu począć? Musimy poznawać tę inną kulturę, szukać wspólnego języka z nimi i nabierać też szacunku do tego co inne… A nie jest to wcale łatwe, o nie!”

─ Ależ się rozpisała dziewczyna. Caroline zaglądnęła przez ramię Charlotty.

─ Może chciałabyś głośno przeczytać?

─ Ależ oczywiście, chętnie.

─ Zrobię kawę, a może wolisz herbatę?

─ Poproszę herbatę, bo czuję, że mi tu zaraz ciśnienie podskoczy ─ stwierdziła Charlotte, uśmiechając się. ─ Trzy maczkiem zapisane kartki!

Siedziały w jej przytulnej kuchni, która coraz częściej była miejscem ich rozmów i ploteczek. Po chwili zapachniało aromatyczną herbatą, a Charlotte kontynuowała czytanie afrykańskich wiadomości.

„Przypominasz sobie mamo, że przed wyjazdem szukałam wszędzie informacji na temat „Afryki w miniaturze”? Zrobiłam co w mojej mocy, by poznać Kamerun jeszcze przed przyjazdem. Oczywiście, realia okazały się odbiegać od moich wyobrażeń. Wielu ludzi przybyło do Afryki i zamieszkało tutaj na stałe. I jak wielu nas jest – mamy swoje spojrzenie na wszystko, co znajduje się wokół nas. Biali ludzie przyjeżdżają do Afryki, bo są przekonani, że Afrykanina wszystkiego trzeba nauczyć, że Afryka jest bez kultury, religii itp... Na początku pobytu wydaje się nam, że prawie wszystko wiemy, że tak wiele możemy dać! Z czasem otwierają się nam oczy i coraz częściej milczymy. Jest nas tutaj pięć dziewczyn, jedna siostra zakonna i należymy do Wspólnoty Sióstr Pallotynek. Mamo, wiem, że jesteś ciekawa, co robię, więc właśnie chcę się z Tobą trochę podzielić moim życiem i pracą tutaj, w tropikalnym lesie, między Plemionami Baka, Fank, Njem oraz Pigmejami. O Kamerunie mówi się, że jest wizytówką wszelkich afrykańskich klimatów. I jest to prawda: pustynia, sawanna, busz, tropikalna dżungla i piękne wybrzeże Zatoki Gwinejskiej. W tym rozległym kraju żyje ponad 230 plemion, które mówią swoimi językami i jest to powodem różnorodnej tradycji, która zmienia się w zależności od plemienia, więc trudno pisać o tradycjach kraju, a urzędowym językiem jest francuski i angielski. Pamiętasz, jak przed wyjazdem pytałaś mnie, dlaczego chcę tu jechać? Tak daleko, upał, węże, skorpiony i miliony mrówek, a do kompletu tych plag dodać trzeba malarię...Mogę Ci teraz powiedzieć, że to zgromadzenie mnie wysyłało, ale ja od zawsze chciałam pojechać do Afryki, a jeśli się bardzo chce, to ziemia i niebo sprzyjają człowiekowi, a Pan Bóg wysłuchuje. Zdziwiłaś się, czytając? Tak właśnie teraz myślę… Każdy z nas przynajmniej raz w życiu postawił sobie pytanie: co jest najważniejsze w życiu? Ja chciałabym jak najpożyteczniej wykorzystać czas, który mi dało przeznaczenie...Pojechałam w tę stronę świata, aby nauczyć się czegoś od ludzi, których spotkam, by móc później podzielić się tym, co wiem, i co mam. Może napiszę kiedyś o tym książkę? Południowa i wschodnia cześć kraju to lasy tropikalne i tutaj właśnie żyje i pracuje jedna ze Wspólnot Sióstr Pallotynek. Wschód jest jedną z najbiedniejszych, zaniedbanych części Kamerunu. Połączenia między miastami i wioskami są niedogodne, po prostu brakuje dobrych dróg. Mając dobry samochód terenowy, istnieje prawdopodobieństwo, że człowiek penetrując dżunglę w porze deszczowej czy też suchej, szczęśliwie dotrze do celu... Jesteśmy prawie na równiku czyli dzień i noc mają po 12godz. Słońce wstaje około 6 a zachodzi o 18. Mamy cztery pory roku czyli tak jak w Polsce, ale tylko liczba 4 nas łączy... duża pora deszczowa trwająca od sierpnia do października, duża pora sucha trwająca od listopada do stycznia. Potem dla odmiany mała pora deszczowa od lutego do kwietnia oraz mała pora sucha od maja do lipca. Nie ma wielkiego wyboru: deszcz lub susza. Błoto koloru cegły po kostki w porze deszczowej i tumany kurzu w porze suchej. Aktualnie zawitała do nas pora deszczowa. W tym tropikalnym lesie zwierząt „jak na lekarstwo”; specjaliści od ochrony środowiska biją na alarm z powodu katastrofalnego przerzedzania dżungli, ale tylko bija... a las jest wycinany i ogromne drzewa każdego dnia są wywożone do portu w Douala. W naszych stronach żyje plemię Baka – Pigmeje, czyli ludzie lasu. Jak długo będą ludźmi lasu?

Mam nadzieję mamo, że Cię nie zanudzam. Zaraz napiszę coś weselszego. Spodziewałam się biedy i nędzy na każdym kroku, a tymczasem… Tu jest zupełnie inaczej. I bynajmniej nie mam na myśli majętności mieszkańców, a raczej bogactwo ich mentalności. Być może Doume nie przypomina 5th Avenue w Nowym Jorku, ale nie jest także slumsem Rio de Janeiro. Faktem jest, że ludzie mieszkają w bardzo skromnych warunkach, ale często jest to ich wybór. Od pokoleń mieszkali w „skleconych” chatkach i cywilizacja w europejskim znaczeniu, nie wmówi im, że bieżąca woda w domu powinna być standardem. Budynki misyjne, zdecydowanie odróżniają się od pozostałych. Są jakby bardziej „nasze”, niż tutejsze. Kameruńczycy widzą, że można żyć wygodniej, ale im odpowiada aktualny stan ich domów. Żyją w tych chatkach, dopóki te się nie rozpadną, bo jakoś nie mają czasu myśleć o remontach. Najwięcej uwagi poświęcają relacjom z innymi. Wolne chwile (czyli prawie całe dnie) przeznaczają na rozmowy z sąsiadami, rozmowy o sąsiadach, odwiedzanie sąsiadów albo przyjmowanie sąsiadów. Monotonne? Nie bardzo, bo sąsiadów jest bardzo wielu! Bez obrazy, ale nastawiłam się na kompletne zacofanie mentalne. Obstawiałam co najwyżej XIX wiek we wszechogarniającym buszu. A tu wszędzie są drogi, już coraz częściej asfaltowe i każdy ma komórkę, a w domu nie ma prądu. Kobiety chodzą w szpilkach chociaż tu nie ma chodników, a w mieście można kupić wszystko, tylko trzeba mieć cierpliwość do sprzedawcy zajętego popołudniową sjestą. Mamo, nie będę ukrywać… misja katolicka nie była moim marzeniem. Miałam o niej mylne przekonanie. Wydawało mi się, że nawracanie ludzi na wiarę, to podstawa jej istnienia. Tymczasem, misja opiera się na nauce i dbaniu o zdrowie. I oba te cele, wbrew pozorom, są spełniane bardziej po europejsku, niż afrykańsku. Przedszkolaki dorastają w „królestwie” siostry Fabiany. Mają piękny ogród z karuzelami, huśtawkami i drabinkami, salę zabaw z mnóstwem maskotek, przestronną jadalnię i każda grupa wiekowa ma swoją salę z kolorowymi tablicami. W szkole, w którą siostra Judyta wkłada całe swoje serce, każdy ma zeszyty, książki i kredki. Dzieci siedzą w ławkach, mają na sobie identyczne mundurki i tak jak w przedszkolu dostają obiad trzy razy w tygodniu. Dzieciom takie dbanie o ich rozwój bardzo odpowiada. W ośrodku zdrowia nie byłam, ale ponieważ mieszkam z siostrą Mariettą, jestem przekonana, że tam każdy pacjent ma swoje łóżko i dostaje leki, jak w normalnym szpitalu. Tak więc wiele rzeczy pozytywnie mnie tu zaskoczyło. Są też sytuacje, w których wciąż czuję się dziwnie. Na przykład, gdy idę do szkoły, mijam pewną budowę, gdzie pracuje dwudziestu, może trzydziestu budowniczych, cieśli itd. Gdy tamtędy przechodzę, wszyscy przestają pracować i po kolei krzyczą: „Oliwia!” Rozumiem, że zwracają na mnie uwagę, w końcu białych nie spotyka się tu na każdym kroku, ale dlaczego mówią na mnie Oliwia? Jest to dla mnie niepojęte. Przywykłam już do tego, że dzieci na mój widok mówią „blanche”. Zdziwiło mnie jednak, kiedy niedawno pewna dziewczynka z przedszkola, z którą znam się z imienia, na mój widok spokojnie powiedziała „tu es trop blanche!”, co znaczy „jesteś zbyt biała!” Zbyt biała?! Miałam ochotę jej odpowiedzieć, że jej karnacja też rzuca się w oczy. Ale tutaj to nie byłaby prawda. Fakt, jestem zbyt biała i teraz nawet mnie to cieszy. Nie mam pamięci do twarzy, a tutaj każdy się ze mną wita, więc nie boję się, że przejdę obok jakiegoś znajomego i go nie zauważę. On zauważy mnie na pewno. Kończę już Mamo, nie martw się o mnie! To ja raczej powinnam o Ciebie… Twoje nagranie dostałam. Jak przykro mi z tego powodu, ale nie martw się już, widocznie tak miało być. Czekam na wiadomość od Ciebie, całuję mocno i przytulam – Twoja Cecilie PS. Mamo! Jak napisał Bernard Shaw: „miłość upiększa każde romantyczne przeżycie i usprawiedliwia każde szaleństwo.” Pamiętaj tylko to, co było piękne!1

Caroline uśmiechała się do ostatnich słów napisanych przez Cecilie. Charlotte skończyła czytanie i przez dłuższą chwilę patrzyła na kartki listu i kolorową kopertę, a potem powiedziała:

─ A może powinnam pojechać do niej? Przecież ona tam nikogo nie ma…

─ Jeden pomysł za drugim! Nie nadążę za tobą!

Caroline słuchała przyjaciółki z niedowierzaniem i pukając się w czoło, wyrażała znanym gestem absolutną dezaprobatę dla jej słów. ─ I co tam chciałabyś robić?

─ Nie wiem. Tak mi przyszło do głowy… Może mogłabym pomóc w tej szkole albo namalować serię obrazów z dżungli… i namówiłabym Cecilie do powrotu.

─ Listownie też możesz ją namawiać, a w Italii szkicować.

I Caroline mówiła dalej z dłużej nieukrywaną irytacją:

─ Czy my dla ciebie nic nie znaczymy? Ja, Alain i nasze plany? Zapomniałaś o Wenecji?

─ Pardon2. ─ Charlotte westchnęła i złożywszy list córki, schowała go do torebki. Wstała i obchodząc stół dookoła, podeszła do Caroline i objęła ją.

─ Wybacz mi, szalonej i niewdzięcznej. Oczywiście, że jesteś dla mnie ważna. Zapomnij proszę o moich pomysłach. Pojedziemy do Italii i będziemy się dobrze bawić.

─ A Alain?

─ Nie pytaj, nie wiem jeszcze, nic nie wiem. Wczoraj wieczorem byliśmy na spacerze. Szliśmy bulwarem, czytał swoje poezje, chciał mnie pocałować…

─ O, nie wiedziałam, że coś pisze?

─ Nie chcąc sprawić mu przykrości, pochwaliłam, ale nie zachwyciło mnie. Ani jego wiersze, ni zachowanie. Nie wiem, co mam z tym fantem zrobić?

─ Nic. Zacząć pakować neseser do Wenecji!3

Anna Strzelec
  1. W tekście mojej książki, za zgodą Siostry Judyty M. Bilickiej, zostały wykorzystane jej listy o misjonarskiej pracy w Kamerunie i blogowe przemyślenia. Siostra Judyta po ciężkiej chorobie znoszonej z anielską cierpliwością i wiarą odeszła do Pana 2 stycznia 2015 roku.

  2. Przepraszam (franc.)

  3. Fragment książki pt. Akwarele i lawendy.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.