Powieści i opowiadania

Chłopak przeznaczony Annie

Chłopak przeznaczony AnnieTo był zwyczajny wiosenny dzień. Anna siedziała przy parapecie, wpatrując się bezmyślnie w krajobraz za oknem, ale tak naprawdę nie była w tym pomieszczeniu. Myślami przemierzała szkolne korytarze, widziała szydercze twarze. Wszyscy wytykali ją palcami. Uciekła. Dziś wszystko, co mogło odmienić jej smutną egzystencję, skończyło się fiaskiem. A wszystko przez naiwność małej dziewczynki i… Miłość do niewłaściwego chłopaka.

Kiedyś była uważana za najpiękniejszą dziewczynę Prywatnego Liceum na ul. Jana Kochanowskiego. Wygrała dwa razy z rzędu konkurs na miss piękności owej szkoły. Miała wielu wielbicieli, z których żaden tak naprawdę jej nie odpowiadał, a przez to żaden nie miał szans. Bawiła się nimi, prowokowała, a potem upokarzała i porzucała. Miała wianuszek przyjaciółek nieodstępujących jej na krok. Wszyscy ją uwielbiali. Jednak już wkrótce miała się przekonać, jak płytkie relacje łączyły ją z otaczającym światem. Wystarczył dziwny zbieg okoliczności, pijany kierowca i chwila nieuwagi… Wypadek samochodowy odmienił jej życie.

Straciła wszystko… Została sama…

Zmieniła szkołę. Zaszyła się w domu. W nowym otoczeniu, gdzie nikt nie znał jej przeszłości, jej starej twarzy uważana była za dziwaczkę, za śmieszną i brzydką. A do tego kujonkę. Co gorsza, nawet grupa szkolnych kujonów niechętnie przebywała w jej towarzystwie. Kiedy ktoś zmuszony był się do niej odezwać, nigdy nie patrzył w jej czyste, błękitne oczy. Tak, więc nikt nie widział rozpaczy, jaka rysowała się na jej niegdyś okrągłej twarzy.

Aż któregoś dnia, właściwie całkiem niedawno, na jej drodze pojawił się ON. Piękny, wysportowany, zabawny, troskliwy, inteligentny. Prawie ideał! Jednak pojawił się za późno, tego Anna była pewna, ten chłopak nie był dla niej. Dawna Anna podeszłaby do niego bez skrępowania, obecna obserwowała jak gra w piłkę nożną w bezpiecznej odległości z trybun, wśród licznej gromady rozwrzeszczanych nastolatków, z nigdy nierozstającym się szalikiem nasuniętym niemal pod sam nos. Przez ten szalik, względnie apaszkę, też często miewała nieprzyjemne sytuacje. Przezywali ją muzułmanką. Dziewczyna nigdy się nie broniła. Prawie wcale się nie odzywała. Mało kto mógł powiedzieć, że zna jej głos, nikt nie wiedział gdzie mieszka. Nikogo to nie obchodziło.

– Cześć! – usłyszała gdzieś za sobą.

Zignorowała ten głos zupełnie. Była pewna, że to nie do niej. Anna dalej przemierzała ścieżkę prowadzącą z boiska piłki nożnej do szkolnej Sali gimnastycznej. Za chwilę zacznie się kolejna porcja drwin ze strony koleżanek. Żołądek zacieśnił się w pętelkę. Dzisiaj nic już nie przełknie. To nic, i tak nikt nie czeka na nią z obiadem. Oczy zaszły jej łzami. Serce zakuło ją boleśnie. W tym momencie ktoś mocno złapał ją za rękę i obrócił w swoją stronę.

– Anka! – wysoki blondyn o szerokim uśmiechu i białych zębach patrzył wprost na nią.

Była tak zaskoczona zachowaniem chłopaka, że pozwoliła jeszcze przez chwilę pozostawać w jego mocnym uchwycie. Dopiero po kilku długich sekundach stanowczo odrzuciła jego rękę i ruszyła swoją drogą, nie zwalniając kroku. Bezczelny drań! Dowiedział się od kogoś, jak się nazywa i teraz sobie z niej drwi! Myśli, że może tylko dlatego, że jego oczy są koloru intensywnej czekolady, pochłaniające każdego, kto w nie patrzy… Ale skąd mogła to wiedzieć? To było ich pierwsze bliskie spotkanie. A tym chłopakiem nie był pierwszy lepszy członek drużyny piłki nożnej, oj nie! To był ON – Grzegorz Skałkowski we własnej osobie! Marzenie każdej dziewczyny w szkole! Najlepszy sportowiec roku wśród uczniów!

– Anka! – tym razem rozpoznała głos i w odpowiednim momencie uskoczyła na bok.

Chłopak przebiegł kilka kroków do przodu, nie napotykając jej ciała, lecz szybko złapał równowagę.

– Dobra jesteś! – w jego głosie dało słyszeć się podziw.

– Uniki to moja specjalność! – powiedziała gorzko i ruszyła przed siebie.

– Zaczekaj! – był już przy dziewczynie. – Czemu uciekasz?

– Słuchaj! – dziewczyna wkurzyła się nie na żarty. – Nawet cię nie znam, więc daj mi spokój!

Ponieważ apaszka, w kolorze purpury poluzowała się, Anna szybko chwyciła skraj i przytrzymała, nie patrząc już więcej w oczy chłopakowi.

Chłopak wystawił ręce w obronnym geście, mówiąc:

– Masz rację. – podrapał się po bujnej czuprynie. – Źle zacząłem… Chodzi o to, że nie idzie mi za dobrze z historii i matmy, nie wspominając już o chemii, a jeżeli nie zdam egzaminów, nie będę mógł chodzić na zgrupowania drużyny… Krótko mówiąc, potrzebuję takiego kujona jak ty… – szybko zauważył gafę, jaka popełnił, poprawiając się. – Potrzebuję twojej pomocy! Jesteś mądra, polecono mi ciebie!

Anna prychnęła pogardliwie. Dopiero teraz zauważyła, że jej rozmowę z zabójczo przystojnym Grześkiem obserwują wszystkie dziewczyny zebrane na placu przed szkoła i na trybunach. Wszystkie miały ten sam wyraz twarzy. Zazdrości z domieszką szyderstwa i odrobiną strachu w oczach. Czy jednak mogły się obawiać jej? Brzydkiej, nielubianej Anny? Samotnej i znienawidzonej przez samą siebie? Dziewczyna poważnie w to wątpiła!

– Znajdź sobie kogoś innego! – odburknęła i pobiegła na salę gimnastyczną, z ulgą słysząc dzwonek na lekcje.

Po południu, gdy wyczerpana Anna szła, włócząc nogami chodnikiem przed szkołą z zamyślenia wyrwał ją upragniony, a jednocześnie wprowadzający w zakłopotanie głos. Serce zaczęło mocniej bić w piersi dziewczyny, a ręce zaczęły ją zdradzać, trzęsąc się.

– Aniu! Aniu! – wołał Grzesiek, doganiając ją.

Dziewczyna niechętnie zatrzymała się, przywołując na twarz chmurne spojrzenie. Jej łukowate brwi w kolorze zabrudzonej miedzi wygięły się groźnie. „Muszę się go pozbyć!” – myślała.

–Tak? – zapytała groźnie.

– Zastanowiłaś się? – pyta chłopak, jakby nie dostrzegał grymasów niezadowolenia ze strony Anny. – Będziesz mnie uczyć?

– Ktoś inny z pewnością ci pomoże! – powiedziała i odwróciła się na pięcie.

Miała już dość tego chłopaka, który tak brutalnie wtargnął w jej świat. Już dawno z nikim nie wymieniła tylu słów. Starała się być jak najbardziej odpychająca. Zniechęcić go. Pragnęła go, a jednocześnie wiedziała, że nic z tego nie wyjdzie. Ten chłopak mógł mieć każdą kobietę! Zwrócił uwagę na Annę tylko dlatego, że dobrze się uczy. Jest w potrzebie, więc powie jej wszystko, byle go uratowała z opresji. Jak mówił na boisku? A, tak! Może już nie być w szkolnej drużynie. Ale czy ją to obchodzi? O nią nikt się nie martwi, nie zapyta jak się dziś czuje? Czy tej nocy też obudziła się z krzykiem, śniąc ten sam straszny koszmar, który stawał się prawdą po otworzeniu oczu.

– Ty jesteś najlepsza! – upierał się Grzesiek, idąc przed nią tyłem do kierunku ruchu – Proszę! To dla mnie sprawa życia i śmierci!

Anna wypuściła głośno powietrze z płuc.

– Uparty jesteś! – powiedziała bardziej do swoich myśli niż do chłopaka.

Starała się nie dopuszczać do siebie myśli, że ma okazję spotykać się z chłopakiem swoich marzeń, rozmawiać z nim, śmiać się z jego żartów. Nigdy by tego nie osiągnęła, obserwując go z ukrycia. Jeszcze chwilę myślała, rozważając wszystkie za i przeciw.

– Przecież się w tobie nie zakocham od kilku lekcji! – stwierdziła głośno, aby miał pewność, że to tylko układ.

Musiała tak powiedzieć. Chłopcy byli dziwni. Nie wiadomo, co mogliby pomyśleć jego koledzy! Miała już wystarczająco dużo problemów i nie chciała być na ustach całej szkoły bardziej niż w tej chwili.

„Czy jestem w nim zakochana, czy to tylko potrzeba bycia kochanym?” – zapytała samą siebie, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Grzegorz uśmiechnął się serdecznie, od czego kolana Anny zmiękły.

– Nie wiadomo co komu pisane! – zawołała zagadkowo. – Dzięki, że się zgodziłaś! Kiedy pierwsza lekcja? Mam ogromne zaległości i nie ukrywam, chciałbym zacząć jak najszybciej!

– Jutro po szkole? – zaproponowała Anna.

– Super! Tylko… gdzie?

– U mnie. – bez zastanowienia wypaliła dziewczyna.

Kiedy spostrzegła swój błąd, było już za późno. Dawna Anna zapraszała często do swojego domu przyjaciół. Obecna trzymała wszystkich daleka od swojego jedynego schronienia.

– To jesteśmy umówieni! – zawołał uradowany Grzesiek. – Do jutra!

Anna nie zastanawiała się, skąd Grzesiek wiedział, gdzie mieszka? Nikt, nigdy się tym nie interesował. Jednak w tej chwili łajała się w myślach za swoją głupotę. Jak mogła zaprosić go do własnego domu? Utwierdzi się w przekonaniu, że jest wariatką! Opowie wszystkim, jaką ma obsesję na punkcie zdjęć swoich rodziców i rodzeństwa! Dodatkowo na ścianie w kuchni ma oprawione artykuły na temat tragicznego wypadku jej rodziny. To była kara wymyślona, by ukarać samą siebie. Anna była pewna, że tragiczna śmierć rodziny była tylko jej winą. Ona przeżyła, żeby odpokutować.

Od tamtego dnia Anna i Grzegorz spotykali się systematycznie. Wbrew obawom dziewczyny, chłopak pokazał klasę i nawet nie zająknął się na temat wszędobylskich zdjęć. Ich spotkania umiejscowiła w ogromnym salonie, przez nią samą obecnie prawie nieużywanego. Ulubione miejsce wieczornych gier całej rodziny.

Nadeszły końcowe egzaminy. Ich spotkania zakończyły się zupełnie naturalnie. Grzegorz zdawał, ona znów wracała do pustego domu, czując ogarniającą ją melancholię. Przyzwyczaiła się już do długich rozmów z Grześkiem oraz ciągłych żartów, które poprawiały jej humor. Przy chłopaku czuła jakby uwalniała się ze skorupy, którą sama stworzyła po stracie bliskich. Dopiero przy nim usłyszała swój dawno zapomniany śmiech. Otwierała się, z każdego dnia coraz bardziej. Jej błękitne oczy złagodniały. W szkole zaczęła odzywać się częściej, jednak nigdy nie zdjęła swoich apaszek i szalików. Nikt nie wiedział, jak wyglądają jej usta.

Tego dnia Grzesiek miał ostatni egzamin, później umówili się na kawę, by uczcić jego pomyślne zdanie. Był naprawdę dobry! Szybko przyswajał wiedzę, więc o wyniki egzaminów mógł być spokojny!

Kiedy Anna czekała na ławeczce przed szkołą na Grześka, podeszła do niej Martyna – najpiękniejsza dziewczyna w szkole i najbardziej próżna. Anna nie mogła uwierzyć, że kiedyś była taka sama! To straszne, że dopiero teraz to zauważyła, teraz – kiedy było za późno!

– Na kogo czekasz, ptaszyno? – spytała, drwiąc otwarcie z Anny. – Może obmyślasz jakiś zamach na szkołę?

Grono jej przyjaciółek okrążyło Annę. Śmiały się gromko, kiedy Martyna kpiła z Anny. Anna obiecała sobie, że wytrzyma, że nie ucieknie z płaczem, nie poda się tak łatwo! To był dobry dzień, dlaczego miałaby go zepsuć jedna pusta lalka Barbie?

– Lepiej idź poszukaj swojego Kena i daj mi spokój! – powiedziała hardo Anna.

– Co?! – koleżanki zabuczały, Martyna się wkurzyła. – Czekasz na Grześka? Myślisz, że zdaje egzaminy? Naiwna mała Ania! On jest na boisku, gra mecz! Myślisz, że potrzebuje twojej wiedzy? Idiotko, on jest najlepszym uczniem w 3E! – Martyna skrzywiła się. – Niedługo nam opowie, jaką jesteś wariatką i jakie jaszczury trzymasz w domu. Twoja matka pewnie śpi w papilotach, a ojciec jest gruby, obleśny i dłubie w nosie…

Anna rzuciła się z pięściami na Martynę. Szybkim ruchem wymierzyła jej policzek, a potem uciekła. Była cała czerwona, gotowała się ze złości! Jak śmiała obrażać jej kochanych rodziców?! A Grzesiek?! Okazuje się, że świetnie zna się na matmie, chemii czy historii!

Dla pewności Anna pobiegła na trybuny. Kiedy dostrzegła Grześka biegającego za piłką, rzuciła się pędem drogą do domu. Łzy wściekłości, goryczy i rozczarowania płynęły potokami po jej policzkach. Przekraczając próg, trzasnęła mocno drzwiami i rzuciła się z pięściami na łóżko. Biła poduszki tak długo, aż straciła siły, by się jakkolwiek ruszyć. A teraz siedziała, patrząc bezradnie w przestrzeń przed sobą. Wiatr targał liśćmi na drzewach, słońce zaszło chmurami. Szła burza, ale Anna nie zamykała okna w salonie. Podmuchy powietrza poruszały zdjęciami, szeleściły gazetami położonymi na niskim oszklonym stoliku.

Nagle zadźwięczał dzwonek wejściowych drzwi.

Anna nie poruszyła się. Nie obchodziło ją, kto przyszedł, niech sobie idzie!

– Aniu! Aniu! – Grzesiek wpadł do domu zdyszany. – Aniu! Gdzie jesteś?

Biegał po wielkim domu jak szalony. Anna zdenerwowała się nie na żarty!

– Nie chcę cię znać! Okłamałeś mnie! – rzuciła się na niego z pięściami.

Uderzała go rytmicznie w klatkę piersiową.

– Jesteś taki jak oni! Co im powiedziałeś?! Jakie kłamstwa wymyśliłeś?! Wyjdź stąd! Wyjdź i nigdy nie wracaj! Nigdy! Nienawidzę cię!

– Aniu, ja to zrobiłem wszystko z miłości! – krzyczał chłopak.

Anna zatrzymała się w pół kroku.

– Kocham cię! – Grzegorz był bardzo blisko. – Zawsze kochałem! Nigdy nie zwracałaś na mnie uwagi. Wokół ciebie zawsze było pełno adoratorów, ja byłem na uboczu. Obserwowałem cię i marzyłem, że którego dnia spojrzysz na mnie swoimi błękitnymi oczami. Dlatego, kiedy po wypadku przeniosłaś się do innej szkoły, odszukałem cię i też się przeniosłem!

– Nie żartuj! – Anna była zszokowana. Opadła wyczerpana na kanapę.

Grzesiek usiadł przy niej i chwycił ją za dłonie.

– Proszę, zdejmij to. – dotknął apaszki.

– Ja…

Ale chłopak już zdjął popielaty materiał. Anna szybko złapała dolną część żuchwy po lewej stronie.

– Nie… – protestowała słabo.

– Proszę… – Grzesiek delikatnie odsunął jej rękę.

– Jesteś piękna! – dotknął jej policzka, potem poparzonej skóry na żuchwie.

– Proszę, nie kłam. – Anna spuściła powieki, nie śmiała mu spojrzeć w oczy.

– Aniu, dla mnie zawsze będziesz najpiękniejszą kobietą na świecie!

Przejechał opuszką palca po jej pełnych, malinowych ustach.

– Jesteś piękna! – powtórzył.

Potem delikatnie zanurzył się w jej ustach. Elektryzujący wstrząs przebieg jej ciało. Kiedy ich usta się rozłączyły, uśmiechnęła się do niego z miłością. Już wiedziała, że Grzesiek jest jej pisany!

Gabriela Molesztak
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.