Powieści i opowiadania

Koniec Z. Świata

Koniec Z. ŚwiataZenon Świat był spalony w swoim mieście. Po pozwaniu szpitala do sądu i wyrwaniu dwudziestu tysięcy odszkodowania za złamanie ręki, nie mógł już się pokazać w jakiejkolwiek placówce służby zdrowia. Było mu żal kolegów, z którymi pił pod Bramą Krakowską oraz domu noclegowego Brata Alberta, w którym był częstym gościem. Jedynym utuleniem jego żalu związanego z przenosinami w inne miejsce była kwota odszkodowania, która z górką powinna wystarczyć mu na spokojne picie przez dłuższy czas.

– W małych mieścinkach też są MOPS-y – pomyślał Zenon – dadzą węgiel, który się szybko sprzeda, dadzą jeść, jakoś się przecipie.

Tak rozmyślając, pewnego dnia przeniósł się Zenon do małego, powiatowego miasteczka, gdzie pierwszą jego czynnością było zarejestrowanie się w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Tam też, zgodnie z oczekiwaniami, otrzymał talony na obiady i nowe ubrania. Dzięki temu nie musiał wydawać pieniędzy na jedzenie, a zaoszczędzony grosz przeznaczał z wielką przyjemnością na to, co dla niego najdroższe, czyli wino i ruski spirytus z przemytu. Jednak pieniądze kurczyły się dość szybko. Wraz z pieniędzmi kurczyła się gromada kolegów, którzy odwiedzali Zenona w jego baraku na obrzeżach miasta. Trzeba się było rozejrzeć za kolejną ofiarą do oskubania, bo proceder zdawał się być łatwy i dostępny. Oczy swe zamglone alkoholem skierował Zenon na miejscowy, mały szpitalik. Szybko jednak się zorientował, że nie zyska zbyt dużo, bo szpital ledwie zipie. Odżałował więc tygodniowy okres abstynencji, bo bycie wiarygodnym jako pacjent to podstawa przyjęcia do szpitala. Okupił to trudnym do opanowania drżeniem rąk, gdy wstawał codziennie z barłogu przed południem. Cel wymagał od niego poświęceń, które trudno sobie wyobrazić zwykłemu śmiertelnikowi. Czego się jednak nie robi dla dobra sprawy? Cel – szpital wojewódzki.

Nastał dzień, w który już mógł pokazać się światu bez worków pod oczami i alkoholowego wyziewu, zdradzającego go od wejścia i skazującego na odesłanie z Izby Przyjęć. Umył się w zimnej wodzie. Następnie, by zabić smród zatęchłej meliny, polał się jakąś tanią wodą do golenia, której akurat jeszcze nie wypił i pojechał autobusem kilkadziesiąt kilometrów w kierunku wojewódzkiego miasta. Tu, po raz kolejny w swoim życiu, na przystanku autobusowym odegrał scenę bólu klatki piersiowej. Oczywiście powstało zamieszanie, ludzie się zbiegli, ktoś wezwał karetkę i po dłuższym czasie przyjechał zespół ratownictwa medycznego. Zenon się zdziwił, że wśród czerwonych postaci nie było lekarza. Po raz drugi zdziwił się, a nawet zaniepokoił, gdy karetka ruszyła z powrotem w kierunku miasteczka, gdzie czekał tylko biedny szpitalik.

– Gdzie mnie wieziecie, panowie? – zapytał, trzymając teatralnie dłoń na klatce piersiowej.

– Do Pcimowic – odpowiedział sanitariusz, nie kwapiąc się nawet, by dotknąć Zenona.

– A nie badacie mnie? – zapytał znów cicho Świat, coraz bardziej zaniepokojony.

– Nie mamy czym, EKG się posrało, sprzęt się sypie – odparł krzepki sanitariusz o kolorze policzków zbliżonym do koloru swojej kurtki – się pan nie martwi, zaraz dojedziemy.

Okazało się jednak, że karetka stanęła na bezdrożu i Zenona przerzucono do drugiej karetki, która kontynuowała podróż w tym samym kierunku. Kiedy dojechali do izby przyjęć, po kolejnej dłuższej chwili przyszedł lekarz i zaczął wrzeszczeć na sanitariuszy, że wieźli pacjenta taki kawał, podczas gdy mieli na miejscu duży szpital wojewódzki. Świat ten jeden raz przyznał lekarzowi rację.

– Ja nic nie wiem, my ze spotkania – rzucił znudzony sanitariusz medycznym slangiem. Później Zenon się dowiedział, że w szpitalu wojewódzkim zespoły karetek są traktowane jak intruzi i wrogowie publiczni, więc sanitariusze wpadli na pomysł wożenia chorych do szpitali powiatowych, po drodze przekazując ich innej kolumnie transportu. W taki sposób ten zespół, który przywoził chorego do izby przyjęć, był tylko opłaconą słono przez państwo taksówką, a za zabranie chorego odpowiadał zespół, którego nie można było zbesztać czy odesłać z chorym. Chcąc nie chcąc, lekarz musiał się Zenonem zająć. Mówił coś o zmianie dyżuru i że nie zostawi nowemu dyżurnemu spadów. Potem wypytywał o alkohol długo i upierdliwie.

– Czy ja mam to wypisane na twarzy, kurza mać? – pomyślał Zenon zdenerwowany.

– Bo pan ma alkohol wypisany na twarzy, panie Świat – wyjaśnił lekarz.

Tu spojrzał jeszcze raz na EKG i machnął ręką.

– Przyjmujemy – rzucił do pielęgniarki i wyszedł z gabinetu.

– Dobra jest – ucieszył się Zenon w myśli. Początek starań o odszkodowanie jest pomyślny. Teraz trzeba przewrócić się na mokrej posadzce i będzie dobrze. Nie można jednak działać pochopnie. Poleżał więc kilka godzin, zgadzając się bez szemrania na pobieranie krwi, sikanie do słoiczków i wlewanie w siebie butelek z medykamentami. Gdy kroplówki się skończyły i w oddziale zapanował względny spokój, wymknął się z sali do szpitalnego sklepiku i kupił kilka gazet. Jakież było jego zdziwienie, gdy na pierwszej stronie miejscowej „Wspólnoty” zobaczył napisany wielkimi, czerwonymi literami nagłówek: „300 tysięcy odszkodowania za śmierć, 100 tysięcy za uszczerbek na zdrowiu, tyle można dostać za błędy popełnione podczas leczenia w szpitalu bez konieczności występowania na drogę sądową”. Świat poważnie się zasępił. Ktoś próbuje mu odjąć od ust jego chleb powszedni. Teraz każdy głupi będzie mógł pozwać szpital i dla niego, porządnego człowieka nie wystarczy. Postanowił działać szybko. Wrócił do sali. Odczekał, aż salowa zacznie zmywanie korytarza. Następnie sprawdził, czy wystawiła znak „uwaga, śliska podłoga”, a upewniwszy się, że regulaminowego ostrzeżenia nie ma, rozpędził się i w niekontrolowanym poślizgu wyrżnął głową o posadzkę. Nie obliczył jednak dobrze energii upadku, bo usłyszał jeszcze krzyk salowej i wszystko przykryła ciemność.

Kiedy zaczął odzyskiwać świadomość, poczuł, że ma unieruchomioną głowę i leży płasko, a nad głową ma jakiś tunel. Próbował się poruszyć, ale kończyny odmawiały mu posłuszeństwa.

– Och, gdyby teraz łyk piwa – pomyślał, czując, że język przysycha mu do podniebienia. Nagle usłyszał rozmowę, jakby przez megafon.

– Ty, popatrz, ale guzisko! – Powiedział jakiś mężczyzna. Głos dochodził z oddali.

– Glejak1, nacieka kości, to dupa blada, już jest nieoperacyjny – powiedział drugi męski głos.

– Krwiaka nie ma, ale i tak po nim – znów pierwszy głos zabrzmiał w głośniku – a co myślisz o nowej ustawie refundacyjnej?

– Zamykać nas chcą za źle napisaną receptę, ja się nie będę narażał, od stycznia piszę wszystkim leki na sto procent! – Drugi głos grzmiał z oburzeniem.

– A ja się w ogóle zastanawiam, czy pisać jakiekolwiek leki? – Równie oburzonym głosem tłumaczył znów pierwszy – bo pacjent może cię pozwać do sądu, że go okradłeś z refundacji!

– Ale syf, człowieku, gdzie my żyjemy?!

Zenon zaczął przypominać sobie, jak się tu znalazł. W chwilę później zawieziono go do przeszklonej sali i podłączono do jakichś kabli. Mrugające i pikające urządzenia wokół zagęściły przestrzeń przy jego łóżku. Przyszedł ten lekarz, który go przyjmował i zaczął oglądać jego głowę.

– To jak z tym piciem, panie Świat, bo wątrobę ma pan uszkodzoną? – Zapytał, dotykając obitej głowy Zenona.

– A pan co się czepił, ja nie piję, mówiłem przecież – zdenerwował się Zenon.

– Bo już nie może – sarkastycznie skwitowała stojąco obok pielęgniarka, która dobrze znała życie.

– Dajcie mi spokój – odciął się Zenon, czując nieznośne łupanie w głowie i bolesny brak alkoholu we krwi.

– Lekarz? – pomyślał rozgoryczony Zenon. Nie wiązał rozmowy mężczyzn przy badaniu ze swoją głową. Nie mógł się też domyślić, że nie zdąży już odebrać odszkodowania, na które zacierał ręce. Że niepostrzeżenie zbliża się jego koniec. Ale wiedział jedno. Lekarze powinni leczyć ludzi, pomagać im, a nie dręczyć. Tak przysięgali przecież. Trzeba ich będzie pozwać do sądu nie tylko za głowę, ale i za łamanie przysięgi Hipokryta.

Andrzej Chodacki
  1. Glejak – najbardziej agresywny nowotwór złośliwy mózgu.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.