Powieści i opowiadania

Las

Brygida BłażewiczJaki ciepły wieczór – pomyślała sobie kobieta, stojąc wieczorem na balkonie. Droga mleczna srebrzyła się nad lasem i panowała taka cisza, że można było usłyszeć własne bicie serca. W cieple sierpniowej nocy las zaczął przywoływać kobietę. W ciszy i delikatności szumu liści uwodził ją słodkim zapachem dojrzałej zieleni pełni lata. Wydawało się, że woła ją po imieniu.

– Co się dzieje, dlaczego ja tak bardzo pragnę tam pójść? – nie była już w stanie dłużej się opierać tajemniczemu nawoływaniu. Zarzuciła na kwiecistą sukienkę zielony sweterek i wyszła z domu, kierując się do lasu.

Najpierw trochę niepewnie i nerwowo rozglądając się na boki, wkroczyła na ścieżkę, powędrowała wgłąb zapraszających zapachów. Z pierwszymi krokami strach i niepewność opuściły ją, a w ich miejsce pojawiło się radosne podniecenie z odkrycia czekającej na nią tajemnicy. Sierpniowy wiatr łagodnie pieścił gałęzie, które odpowiadały na to cichymi trzaskami i szelestem liści. Znajoma droga do polany na wzgórzu wyglądała jakoś inaczej. Drzewa jakby większe w szumie liści toczyły z nią niezrozumiałe rozmowy, gałęzie delikatnie dotykały jej dłoni, jakby chciały ją złapać i pójść dalej razem. Przepełniało ją uczucie bezpieczeństwa i jedności. Spojrzała w górę na niebo. Jakby odczytując jej myśli, drzewa rozsunęły swoje listne gałęzie, aby mogła swobodnie zachwycić się wielkością granatowej nieskończoności. Całe niebo iskrzyło się niezliczoną liczbą gwiazd. Rozłożyła ręce na boki i patrząc na gwiazdy, zawirowała, zapraszając do swojego tańca cały wszechświat. Z wnętrza jej wydobył się szczery i perlisty śmiech. Krocząc dalej, już bez obaw, pozwalała się uwieść delikatnym zapachom fiołków oraz słodkiej nucie nieśmiertelników. Otulona pieśnią lasu i zapachami, weszła na polankę. Całe wzgórze zdawało się błyszczeć, mienić tajemniczym blaskiem, pośrodku zaś stała dziwna postać, która zdawała się błyszczeć tak samo, jak cała polana, pół człowiek, a pół zwierzę. Twarz mężczyzny wyrażała spokój i zadowolenie, niesamowita zieleń jego oczu iskrzyła się radością.

– Jednak przyszłaś – odezwał się głębokim głosem – wołam cię z każdą pełnią od początku lata. Już przestawałem wierzyć, że odpowiesz na moje zaproszenie, ale las się uparł, abym nie przestawał, twierdził, że jesteś gotowa. Miał rację, usłyszałaś moją pieśń i przyszłaś. Wiec dziś w nocy...

– Kim jesteś – spytała.

– Przecież wiesz – uśmiechnął się – znasz mnie, nosisz mnie w swym sercu. Całe swoje życie próbujesz mnie odnaleźć. Wszystkie twoje pieśni tęsknoty nienazwane radości, to właśnie ja jestem.

– Jesteś panem lasu – wyszeptała – tyle razy tu przychodziłam, łkając w bólu i samotności, tyle razy prosiłam cię o wsparcie i pocieszenie. Nie odpowiedziałeś ani razu na moje wezwanie, teraz mnie wołasz, a ja nie umiem się oprzeć twojemu wołaniu, nie umiem się na ciebie złościć. Dlaczego – powiedz, dlaczego zwodzisz mnie pieśnią tęsknoty, zaciekawienia? Dlaczego pokazujesz mi piękno, aby później je zabrać, dlaczego dziś, dlaczego właśnie teraz?...

– Moja ty piękna Pani – odezwał się do niej spokojnie, a las wokoło zaszumiał w delikatnej radości – moje serce wyrywało się za każdym razem, jak przychodziłaś, odpowiadałem na twoje łkania, smutki i radości, ale ty nie byłaś jeszcze gotowa, aby przyjąć moją miłość i moje dary. Dziś jest noc spełnienia, dziś poznasz moją miłość, dziś odejdziesz z darami i ze mną na wieczność w swoim życiu. Miła moja, spójrz! Noc utkała granatowy kobierzec nieba, przetykając go srebrnymi monetami szczęścia. Podejdź i podaj mi swoje dłonie, a wprowadzę cię we wrota tajemnicy, gdzie odnajdziesz swoje odpowiedzi.

Kobieta ufnie podała mu ręce. Dotykając jego dłoni, poczuła ciepło w delikatnym podnieceniu dotyku. Chciała z nim iść, pragnęła nie tylko odnaleźć odpowiedzi. Stojąc naprzeciw siebie, trzymając się za ręce, pozwolili, aby ich wspólne pragnienia splatały się w powietrzu, aby gęstość wspólnych myśli przenikała się swobodnie. Patrząc w jego oczy, próbowała znaleźć odpowiedzi, lecz po chwili spuściła wzrok zaczerwieniona. Powietrze wokół nich przybrało barwę złotej zieli i zaczęło dziwnie się rozrzedzać, a po chwili obie postacie rozpłynęły się w słodkim zapachu sierpniowego lasu.

– Gdzie jesteśmy, dokąd idziemy? – spytała kobieta.

– Zabieram cię do domu – usłyszała w odpowiedzi.

Znów byli na polanie, ale jakże innej i jak bardzo znajomej. Na gałęziach drzew wisiały zapisane liście. Kobieta podeszła, zerwała jeden i… zaczęła czytać.

– Tęsknotą otulona, zamknięta w ciszy czekam... a później następny fragment, urwała i też zaczęła.

– Wasz wzrok mnie rani, wasze słowa bolą... te liście... te słowa...

– Tak, moja miła, te liście, to są twoje słowa zamknięte w wierszach, powiesiłaś je tutaj, kiedy byłaś jeszcze dzieckiem, kiedy odwiedzałaś mnie częściej. Kiedy pomiędzy snem a jawą, w świecie wyśnionym w łonie swojej matki znałaś już do mnie drogę.

– Więc to prawda, to jest mój dom – odpowiedziała.

– Kiedy odchodziłaś ostatnim razem, obdarzyłem cię swoimi darami, pragnąłem, aby twoje oczy zachwycały błękitem, uśmiech rozświetlał wszystkich w twoim otoczeniu. Chciałem, aby mądrość twoja była prostą prawdą. A spokój w tobie miał udzielać się tym, którzy byli wokół ciebie. A twoja bezpośredniość potrafiła zjednywać ci tylko samych przyjaciół. Nie mogłem dać ci miłości, ale sprawiłem, abyś mogła pokochać każdego. Umieściłem w twoim sercu tęsknotę do mnie, bojąc się, że możesz o mnie zapomnieć. Wybacz, że nie zaufałem, jak mówiłaś, że wrócisz, że mnie odnajdziesz, gdyż nigdy nie zapomina się pierwszej miłości.

– Pamiętam – kobieta uśmiechnęła się – wszystko już sobie przypomniałam. Pamiętam nasz las i ciebie, pamiętam naszą miłość. Rozumiem swój smutek, kiedy po raz kolejny znów sama zostaję oraz swoją radość z wiosennych kropel deszczu, które pieszczą moje ciało. Radość wiosennych powiewów i jesienny smutek, odchodzący wraz z butwiejącym pięknem. Już pamiętam. Dziękuję, że mnie sprowadziłeś do domu, abym mogła sobie wszystko przypomnieć.

– Więc już nie będziesz smutna. Nie zamkniesz się więcej w pętli chaosu, smutku bez wyjścia. Będziesz już to wszystko pamiętać, jak wrócisz. Chodź, już świta, już czas. Chwyćmy się za ręce i pozwól mi po raz ostatni otulić cię moją miłością.

Świat zawirował, zespolenie wybuchło w niej światłem miliarda gwiazd, a kobieta wraz z nim zatańczyła szalony taniec derwisza, łącząc w sobie przyszłość z przeszłością. Otworzyła oczy i znów była na znajomej polanie, skąpanej w pierwszych i nieśmiałych promieniach wschodzącego słońca. Las się uśmiechał niebieskością fiołków. Ruszyła radośnie znajomą ścieżką, nasłuchując pierwszych nieśmiałych ptasich śpiewów, aby za moment zatopić się we wrzasku ptasich kłótni o to, kto pierwszy zobaczył słońce. Stąpając po mchu, zauważyła, że ma bose nogi.

Na pożegnanie tuż przy końcu ścieżki przytuliła się całą sobą do pięknej brzozy. Wydawało się, że i ona kaskadą winogronowych liści przytula ją. Stały tak chwilę zasłuchane w siebie, po czym kobieta ruszyła dalej. Jej twarz, jak zwykle od urodzenia, rozświetlał uśmiech. Szła pewnie, radosna ze spotkania.

– Już wiem – powiedziała do siebie – już nie będę smutna. Moja melancholia usiądzie na dnie mojej tęsknoty i spokojnie poczeka.

Naprzeciw szedł zaspany sąsiad, walcząc z plączącą się smyczą i psem, który radośnie chciał biec do kobiety, aby się przywitać.

– Dzień dobry panie Witoldzie – ładny dziś dzień mamy. Wspaniały poranek na wielkie zmiany, nieprawdaż?

– A witam panią! Co za noc... wszystko przez ten księżyc... i wiatr szumiący z lasu, ale pani pięknie się uśmiecha dziwne, że wcześniej nie zauważyłem tego... Czy pani też dziś w nocy nie mogła spać?

– Ma pan rację, dzisiejsza noc miała w sobie coś z magii. Grzech byłoby spać w taką noc, panie Witoldzie. Życzę panu miłego i słonecznego dnia.

Odchodząc, spojrzała mu w oczy, pozwalając, aby choć przez moment mógł zatopić się w bezkresnym błękicie jej spokoju. Wróciła utwierdzona w swoich wyborach i swoim przeznaczeniu. Jeszcze dotknęła ręką delikatnie ust, na których wciąż czuła miodowy pocałunek Pana lasu.

– Ciebie też kocham i po ciebie też przyjdę, jak nastanie czas na twój ostatni spacer po lesie, a teraz wybacz, teraz muszę odejść.

Brygida Błażewicz
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.