Słoneczny dzień z rześką nutą w powietrzu. Znów mknę, a moje nogi nabierają tempa, jak rowerowe koła. Mkną z wielką mocą, tnąc wzbierający się kurz porannego miasta. Ciągle w tempie, ogłupiającym tempie, w którym myśli kołaczą się, usiłując pogrupować w całkiem zgrabny kalejdoskop bezbrzeżnej radości i drgającego każdą komórką lęku. Takiej radości, która rozsadza swą muzyką kamienie i czaszkę, oraz takiego lęku, który jest w stanie rozedrgać nawet najmniej napiętą strunę.
Wszystko jest takie samo, jak było dawniej, ale szersze, większe.
Przypominam sobie dni podobne do tego, kiedy szłam tymi samymi ulicami, podobnym krokiem, w zbliżonym natłoku myśli. Wtedy – zawsze kiedyś, było we mnie więcej zawadiackości, więcej mocy wynikającej z wiary w Absolutów, którzy każdorazowo opuszkiem dużego palca u stopy gnietli mnie z kretesem.
To gniecenie było nieuchronne, bo zbyt piękny był mój zapał i źle ukierunkowany. Dziś patrzę szerzej, znam już tę drogę. I coraz bardziej mnie zadziwia. Coraz więcej z logiki jej meandrów rozumiem, nieraz nawet przewidzę rzeczy, które nie będą mieć miejsca, chociaż tak bardzo ich pragnę.
I dziś, z tego snucia myśli wybrzmiała prawda, której szukałam długo.
O miłości.
Prawdę mówili ci, którzy w romantycznych sentencjach uznawali zakochanych za niewolników. Z miłością jest trochę tak, jak z dobrem i złem. Kiedy nie ma zła, nie ma punktu odniesienia do dobra. Kiedy nie ma przeciwności losu, dramatów, słabości i wszelkiego innego bólu czy brudu – to trudno znaleźć miłość. Inaczej jest bezduszna i niewypróbowana. A najpiękniejszą miłością jest ta, którą tak umiłowaliśmy przez Szekspira i innych nadętych romantyków. Ta, która prowadzi do tragedii, która pokazuje, jak bardzo ktoś jest dla ciebie ważny i jak bardzo zniewoliło cię uczucie.
Nie oznacza to wcale, że będący ze sobą w harmonii i spokoju nie są szczęśliwi, ale miłość to zdecydowanie brawura, niewolnictwo i szaleństwo. To narkotyczne szaleństwo, które nas niszczy i gniecie, ale jeśli ją przeżyjemy, to nic już nie jest takie samo.
Wszelki spokój wyda nam się mdły. O nieszczęśni MY kochający narkotyczną miłością! Posiadamy skazę na duszy, która prowadzi do ekstazy, ale nie spokoju!
Trudno ryjąc w głąb, zaspokoić się tym, co powierzchowne. Ta literacka, szaleńcza, narkotyczna miłość to robota dla kanalarza. Tak samo wam jej życzę, jak i jej odradzam.