Podróże małe i duże

Pamiątki z Rzymu made in China

Mój chłopak, który stąd pochodzi, jest zniesmaczony tym, co w ostatnich latach stało się z Rzymem - powiedziała przypadkowo w Ginestra napotkana Amerykanka. Bawiąc się kręconymi włosami, które przykrywała już siwizna, zapytała jak długo jesteśmy we wsi i jednocześnie wyraziła zdziwienie, że od dwóch tygodni, dopytując co tu robimy. A w Ginestra można dużo robić. Na przykład siedzieć, o czym pisała Maya. I mnie to nie dziwi, bo siedzi się tam rewelacyjnie i z rogalem, i z cappuccino pod murem na czerwonych plastikowych krzesłach naprzeciwko baru, i na ławce nieopodal parkingu nad którym czuwa Padre Pio w ceglanej budce, obserwując koty leniwie przechadzające się po ulicach i panoszące po nagrzanych maskach samochodów, nawet żegnając się z miejscowymi trzeba na chwilę przysiąść.

Ginestra1plGinestra2pl

Można rzecz jasna wyjechać z Ginestra, na przykład do Rzymu. To raptem 50 kilometrów na północny wschód, łatwo się tam dostać ze stacji kolejowej, do której trzeba podjechać np. do Fara in Sabina. W budynku ani żywego ducha, kasy pozamykane, automat z biletami nie działa. Zza uchylonego okna słychać rozmowy, prawdopodobnie pracowników kolei państwowych. Nie waż się pytać po włosku, czy ktoś z nich mówi po angielsku. Jestem Włochem, mieszkam we Włoszech, dlaczego miałbym mówić po angielsku? W końcu udaje Ci się dowiedzieć, że biletów nie sprzedają. Postanowione - zapłacimy u konduktora. Tyle, że wydukane po włosku konduktorowi, że się chce kupić bilet do stacji Roma Tiburtina spotyka się z konkretnym i nie znoszącym sprzeciwu ale ja nie sprzedaję biletów. Zostawił nas i na kolejną próbę zapłaty za przejazd wyrzucił z siebie Si! Si! Roma Tiburtina!, odwrócił się na pięcie i tyle go widzieliśmy. Tak więc do Rzymu pociągiem jeździ się na gapę.

Można też poleżeć w łóżku pięć minut dłużej w sobotni poranek, dokroić sobie jedną kromkę lokalnego chleba więcej na śniadanie, zamienić grzecznościowe dzień dobry z Giną i przypomnieć jej kim jesteśmy i gdzie mieszkamy, bo chyba zapomniała od wtorku kiedy przeprowadziła z nami pierwszy wywiad. A potem wychylić pyszne cappuccino w barze "Sport" i pojechać na stację, aby stwierdzić, że pociąg zwiał, a następny będzie za dwie godziny. I w tej sytuacji można do Rzymu pojechać samochodem. Płatny parking w centrum, romantyczne spacery, zdjęcia na Hiszpańskich Schodach, magnes na lodówkę dla kogoś, kto kolekcjonuje magnesy z różnych stron świata, takie tam...

Ginestra3plGinestra4pl
Roma1plRoma2pl

I można wrócić zeń wieczorem ze stłuczoną szybą, bo ktoś miał chętkę na zawartość naszego bagażnika. O ironio, w bagażniku nic nie było. Piętnaście sekund roboty włamywacza nie zostało uwieńczone żadnym łupem, a my za to przekonaliśmy się, że włoska policja, także ta na głębokiej prowincji, może być całkiem miła i pomocna. Inna sprawa to warsztat samochodowy, ale dobra - niech im będzie, sekretarka wychodzi za mąż 27 sierpnia, co zakomunikowała mi gestem zakładania obrączki i nuceniem Mendelssohna1, więc już jest bardzo podekscytowana, poza tym od 14 sierpnia mają ferie i straszne urwanie głowy. Szyba po czterech dniach i tak jest lepsza niż wór przyklejony z pomocą lokalnych z Ginestra, który przy prędkości powyżej 30 mil na godzinę zaczynał się majtać i odrywać. A którym swoją drogą wieś żyła przez kilka dni. Jeśli zaistnieliśmy jakoś w tej małej wiosce, to na pewno dzięki włamaniu do samochodu, szybie i naszej fatalnej włoszczyźnie.

A Rzym? Jak to Rzym. Zabytki na każdym kroku, które na pewno warto zobaczyć, choć na nie same pewnie i miesiąca by nie starczyło, a nasz przygoda z Rzymem skończyła się po dwóch dniach. Jakoś niespieszno nam było do niego wracać. Cała masa ludzi, od których jednak da się uciec. Jest coś takiego w Rzymie, że tłumy skupione wokół Koloseum czy Fontanny di Trevi znikają jeśli odejdzie się dwie uliczki dalej. A tam mury, z których odpada tynk czy farba, odrapane ławki i cisza przerywana odgłosami dnia codziennego: rozkazującym głosem jakiejś gospodyni najpewniej szykującej posiłek, dzwonieniem sztućców, gruchaniem gołębi, wesołością gości oczekujących panny młodej pod kościołem, czy stukotem szpilek wyszykowanej blond pańci z małym pieskiem i torbami ze sklepów największych projektantów.

Roma3plRoma4pl

Rzym fascynuje i męczy. Ludzie męczą. Ogrom Amerykanów rzucających komentarze i przekonanych o świetności własnej i swojego kraju, którą rzecz jasna mają na wyłączność. Ogrom nastręczających się Hindusów i Afrykańczyków handlujących badziewiem lub próbujących Ci wmówić, że zdjęcie zrobione ich Polaroidem będzie lepsze niż to z Twojego aparatu. Masa pamiątek made in China. Kelnerzy próbujący werbować klientów z ulicy. Znowu Amerykanie i Brytyjczycy zamawiający frytki i colę. A jedzenie? Cóż, w Rzymie nie jedliśmy w restauracjach gwiazdkowych, a tam, gdzie jedliśmy, było średnio smacznie i drogo. Albo niesmacznie i drogo. Spytacie: gdzie więc jeść we Włoszech? A ja Wam odpowiem: na prowincji, o czym możecie przeczytać w recenzji restauracji Maria Fontana.

Karolina Grochalska
  1. Nie rozumiałam o co jej chodzi, a ona nie rozumiała angielskiego. Mówiła o ślubie, a ja o tym, że samochód miał być gotowy po godzinie, a teraz mówią, że będzie po trzech. Był po ponad pięciu. Przypomniał mi się "Lost in Translation".

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.