Wiecie, co to eksport oraz import, nie? To są takie gałęzie gospodarki, które polegają na handlu z zagranicą i podlegają określonym prawom. Tymczasem, na przekór tym prawom, a nawet kpiąc sobie z nich, woda w rzekach płynie niezmiennie od tysiącleci skąd chce i dokąd chce, z państwa do państwa (a czasami i z powrotem)... I nikt nikomu za to nie płaci! Straszne! Tyle ton towaru opuszcza bez opłaty celnej granice państw i nikt na tym nie zarabia! Cóż za ironia losu!
Inna sprawa, że rzeki przyjmuje się nie tylko za darmo, ale również z dobrodziejstwem inwentarza: z rybami (o ile jeszcze jakieś tam żyją) oraz ze wszystkimi śmieciami, które płyną razem z wodą. Rzeki, które opuszczają jeden kraj i wpływają do drugiego są nie lada problemem: państwo, z którego rzeka wypływa, najchętniej zatrzymałoby sobie ryby i puściło za granicę same ścieki. Państwo, do którego rzeka wpływa, kombinuje podobnie, tylko na odwrót. Zerknijmy zatem, jak przedstawia się nasz handel wymienny wodą z naszymi sąsiadami.
Z Niemcami sprawa jest dość jasna. Odgrodziliśmy się od nich Odrą i Nysą Łużycką, które są w zasadzie wspólne, więc wspólnie je zanieczyszczamy i wspólnie trąbimy na lewo i prawo o konieczności ich oczyszczenia. Żadna z tych rzek nie jest ani polskim ani niemieckim produktem. Obie pochodzą z Czech. Czechy na dokładkę eksportują do nas jeszcze Bóbr, a Odrę tuż przy samej granicy zasila jeszcze Olza. My w ramach wymiany dajemy naszym czeskim braciom Dziką Orlicę oraz Ścinawkę – ale tylko na trochę, bo ta akurat robi małą pętelkę i wraca do nas.
Ze Słowacji importujemy Poprad. W zamian dajemy im Czarną Orawę. Biorąc pod uwagę ilość wody – jesteśmy na plus, podobnie jak z Czechami.
Z Ukrainą również krzywdy nie mamy. Dostajemy od niej Bug, Lubaczówkę, Szkło, Wisznię oraz Wiar. Ten ostatni jednak wpływa do nas, rozgląda się... i wraca na Ukrainę. Dziwak jakiś. W dodatku nasz eksport na Ukrainę nie jest do końca uczciwy: Sołokija wprawdzie płynie od nas do nich, ale wpada do Bugu i generalnie wraca skąd przyszła.
Z Białorusi przypływa do nas Narew, a Bug na odcinku granicznym zasilany jest kilkoma rzekami z tego kraju. W zamian oddajemy im Marę i Leśną Prawą. Ta ostatnia na Białorusi wpada do Leśnej a Leśna do Bugu. Znowu bierzemy więcej, niż dajemy.
Dla Litwy i Rosji natomiast jesteśmy już tylko dostawcami. Na Litwę wysyłamy Szeszupę, natomiast Obwód Kaliningradzki odbiera od nas Łynę, Banówkę, Ławię, Omęt, Węgorapę i Błędziankę.
Wynika z tego, że generalnie więcej wody dostajemy, niż oddajemy. Jaki z tego wniosek? Tak naprawdę to żaden. I tak wszystko ląduje w morzu...
-----
Przedruk za zgodą serwisu eko-polska.pl.