Już listopad. Jesień, łajzy po cmentarzach, smutek, nostalgia, ptaki przyrody... Mnie tez się zebrało na refleksje. Całą jesień preparuję przetwory, dżemy, konfitury, wino, cydr... wszyscy znajomi się na mnie patrzą jak na kuriozum, bo mi się chce...
Mało kto wie ile we wszystkich punktach gastronomicznych wszelkiej maści wyrzuca się żarcia – czy to w restauracjach czy w zwykłych barach - w Twoim mieście tony jedzenia dziennie lądują w śmieciach, karmią się nimi szczury, gołębie i wrony. Nasz nonszalancki sposób zarządzania dobrami na tej planecie jest dla mnie niepojęty. Pracując kiedyś w restauracji wyrzucałem całe steki do kosza bo były „medium” a nie „medium-rare”. Ciekawe co na to krowa? Jedzeniu należy się szacunek, jeśli nie szanujemy tego co jemy, nie będzie nas to karmić i budować, a jedynie zaspokajać „gastrofazę”.
Jakość produktów, które są dziś dostępne pozostawia wiele do życzenia, trzeba więc tchnąć w nie mnóstwo serca przy przyrządzaniu, aby jako potrawy niosły ze sobą dobrą energię.
No to koniec tego dobrego. Zmieniamy zasady gry. Kiedy zakładałem ten kącik nadałem mu tytuł punk rock cuisine - to miało być punkowe gotowanie z tego co popadnie, a nie przegląd po kuchniach narodów. Punk rock jest wtedy, kiedy w lodówce późno już i wieje zimny wiatr
, kiedy w szafkach deszcze niespokojne potargały sad
, a w głębi jestestwa od przełyku do przepustnicy brzmi Lech Janerka swoim Śpij, Aniele mój, bez kolacji
. Wtedy w człowieku rodzi się oddolny sprzeciw, bunt, żołądek głośnym burczeniem imituje punkowe werble i buczący bas, a wątroba i trzustka piszczą wściekle wydzielając enzymy. Wtedy musisz być kreatywny, albo zasuwasz do hipermarketu po mrożoną pizzę, ale punk rock nie chodzi na kompromisy, mrożona pizza jest jak Feel i Doda, mrożony, klepany na taśmie gotowiec bez polotu, to „neapolitana” mająca z Neapolem wspólne jedynie syf, kiłę i mogiłę. Punk rock jest ubogi w formie, ale bogaty w treści. Dlatego ja - wierny młodzieńczym ideałom - mówię: Punk's not dead! Będę tworzył na tym co jest, a nie wydziwiał.
A co jest? W lodówce kostka bryndzy, resztka twarogu (ok 10 dg), jakiś żółty ser (ok 30dg), mleko w kartonie, 2 jajka, kawałek drożdży. W szafce mąka babuni, cukier, jakieś przyprawy... Niby nic.
Drożdże rozcieram z cukrem, zalewam ciepłym mlekiem, dodaję łyżkę przesianej uprzednio mąki i całość dokładnie mieszam i zostawiam do wyrośnięcia. Ser żółty trę na grubej tarce i zalewam zimną wodą. Po kwadransie odsączam wodę, a ser mieszam z 1 jajkiem, twarogiem, bryndzą i topionym masłem oraz przyprawami, wedle uznania (ja dodaję bazylię, tymianek i czarny pieprz). Gdy rozczyn zaczyna wychodzić z naczynia w którym rósł dodaję jajko, mąkę, sól i 2 łyżki stopionego masła. Wyrabiam ciasto póki nie przestaje się kleić. Następnie dzielę je na 4 równe części i każdą wałkuję na grubość ok 0,5cm na stolnicy, podsypując mąką. Wycinam następnie 4 krążki (ja używam do tego dużej metalowej pokrywki), na dwóch krążkach kładę masę serową, przykrywam pozostałymi krążkami i zlepiam starannie brzegi. Wierzchy lakieruję mlekiem zmieszanym z żółtkiem, przekładam na blachę i wstawiamy do gorącego piekarnika (220°C ). Przed podaniem na każdym gorącym placku kładę po kawałku masła do stopienia. Niniejszym, wracając do korzeni, upiekłem klasykę mojej kochanej gruzińskiej kuchni - chaczapuri.
Jeśli sera w lodówce jest mniej, można ugotować ze 2-3 ziemniaki i zmielić je z bryndzą, twarogiem i żółtym serem, prusząc dość oszczędnie mąką, powstanie z tego pseudo-ruskie nadzienie, które układam tak samo na plackach ciasta, zalepiam i piekę, wtedy chaczapuri jest pseudo-ruskie. Koniecznie do tego gruzińskie wino, albo śliwowica;).
Punk-Rock cuisine:
Tortilla zamiast Mercedesa 500 SLBarani łeb zamiast psychodelikówSvět je do pyrdele (Svíčková na smetaně)Pasta di Tonno e spinaciNa upalny maj - gazpacho i chłodnik litewskiMamma Mia czyli oda do włoskiej kuchniPo prostu zupa z oberibyPunk-rockowe chaczapuriFlapjack emigranckiHalawa dla leniwychPesto dla Ciebie dla rodzinyCie...cie...cie...cierzycaZapiekanka awaryjnaGrillowany lipiec