Web 2.0 urasta do rangi wroga, jakim był komunizm, który rzucił wyzwanie wolnemu rynkowi i demokracji liberalnej
- tak streszcza tezy książki Keena Kazimierz Krzysztofek, profesor socjologii, badacz społeczeństwa internetowego. Czy słusznie?
Andrew Keen – naukowiec, który na Web 2.0 zjadł zęby. Który widział narodziny tej generacji. Ba! On brał w nich udział! Był zachwycony tym, co Web 2.0 ze sobą niesie. Ale było tak do czasu.
Tak autor pisze o sobie:
Jeszcze w latach 90. współtworzyłem pierwszą internetową gorączkę złota. Założyłem Audiocafe.com – jedną z pierwszych witryn poświęconych utworom w postaci cyfrowej, gdyż moim marzeniem było wypełnienie świata muzyką. [Chciałem móc]wysłuchać całego dorobku Boba Dylana z laptopa, mieć możliwość ściągnięcia Koncertów Brandenburskich Bacha z komórki. Tak rozpowszechniałem marzenia o internecie. Uwodziłem inwestorów i omal nie stałem się bogaty. Dlatego też moja książka nie jest zwyczajną krytyką Doliny Krzemowej. To wyznania odszczepieńca, człowieka z wewnątrz, który jest teraz na zewnątrz (…) i zrezygnował z uprawiania kultu.
Nie będę teraz pisać, jak do tego odszczepienia doszło, bo nie to jest w tej chwili najważniejsze. Ważne jest to, że według Keena kultura Web 2.0 nas otacza, wsącza się bardziej lub mniej spostrzeżenie w nasze życie, steruje nim, nieraz wręcz się nim stając.
Zamiast większego uspołecznienia, wiedzy bądź kultury, wszystko, czego dostarcza nam Web 2.0 to tak naprawdę bardzo wątpliwe treści pochodzące z anonimowych źródeł, kradzież naszego czasu i igranie z naszą naiwnością.
- twierdzi naukowiec.
W Kulcie amatora poczytamy o kosztach, jakie ponosimy przez demokratyzację, którą przynosi internet. Poznamy poglądy autora na temat tak zwanego dziennikarstwa obywatelskiego, blogów, Youtube, Wikipedii, serwisów społecznościowych, sieci wymiany plików i wielu innych rzeczy, jakie internet za sobą niesie.
Opinie są bezkompromisowe. Twarde. Poparte mocnymi faktami. Nie jest różowo, Moi Drodzy – zdaje się mówić Keen. Zanim zalogujecie się do sieci pomyślcie, ile przez to możecie stracić. Zyskać też, ale bardziej stracić. Najbardziej sugestywny jest tytuł jednego z podrozdziałów: Rok 1984, wersja 2.0
. Kto czytał Orwella, temu nie trzeba wyjaśniać o co chodzi.
Być może ta krytyka jest zbyt zapalczywa. Być może zbyt dosadna lub po prostu przerysowana. Ale w epoce skandali wywołanych nie tylko naruszeniem praw autorskich w internecie, ale też kradzeniem naszych tożsamości, w epoce wszelkiego rodzaju szpiegostw internetowych, w epoce, gdy wyszukiwarka internetowa wie o nas więcej od naszego męża, może warto NAPRAWDĘ wziąć argumenty Keena pod uwagę?!
Uważam, że każdy użytkownik cyberkultury (a więc i Ty, czytelniku tego tekstu) ma obowiązek wziąć do ręki Kult amatora i przeczytać go od deski do deski. Można się z autorem nie zgadzać, można polemizować, ale istniejąc w świecie Web 2.0 trzeba mieć świadomość tego, co dzięki niemu możemy zyskać, a co stracić. Zarówno plusów i minusów jest ogrom. Przeczytanie książki Keena może sprawić, że części negatywnych skutków usieciowienia uda nam się uniknąć. Oby jak największej ich ilości.