Recenzje

„Libertyni inaczej”, jak papier toaletowy – Pier V. Tondelli

Libertyni inaczej – Pier V. TondelliPowieść brutalna, niczym hot dog nafaszerowany luksusowym sosem. Zatrważające, że pozycja Tondellego okazała się bestsellerem i została dostrzeżona i doceniona przez polskich krytyków literackich: „To nie jest lektura dla grzecznych chłopców, ani dziewczynek. A może przede wszystkim dla nich? […]. »Libertyni inaczej« działają jak filmy Hitchcocka – na początku mamy wstrzyknięcie narkotyku w członka w erekcji […]. Krew, pot, sperma i alkohol […]. Czy polecam? Tak, przeczytajcie. Ale na własne ryzyko”1 – zachęca do lektury na łamach „Repliki” Arek Michalski.

Inni libertyni (przetłumaczone w polskim wydaniu jako Libertyni inaczej – co zapewne ma służyć społecznej poprawności, jak np. „sprawni inaczej” o osobach upośledzonych i nieodwracalnie chorych) to debiutancki zbiór opowiadań, uznanych przez samego autora mianem powieści (romanzo a episodi). Pozycja Piera Vittorio Tondellego (Italia), która ukazała się w pod koniec 1980 roku, spotkała się zarówno z falą uznania, jak i najgorszej krytyki, nakazującej konfiskatę książki ze względu na bluźnierczy, obsceniczny, ba, nawet pornograficzny wydźwięk przedstawionych historii. Zjadliwa krytyka płynęła głównie z obozu nacechowanego konserwatywnymi i chrześcijańskimi poglądami – jednak stróżom moralności, mimo intensywnej nagonki, nie udało się wstrzymać dystrybucji. Walka z obrazoburczymi dziełami Tondellego (autor nie pozostawił po sobie za dużo śladów; niemniej warto wspomnieć o ostatniej książce włoskiego pisarza – Oddzielne pokoje) nie trwała długo – za nieodpowiedzialne życie zapłacił wysoką cenę. Zmarł na AIDS w 1991, w wieku 36 lat.

Zbiór sześciu opowiadań włoskiego skandalisty, wydany w Polsce po raz pierwszy przez Korporację Ha!art, przetłumaczony dość sprawnie przez krakowskie studentki italianistyki, został od zaraz włączony do wysokiej beletrystyki literatury obcej. Książka zdobywa laury na łamach literacko-kulturalnych czasopism (obok recenzji A. Michalskiego swoją apologię popełniła Joanna Ugniewska w „Nowych Książkach”), a dość skąpy nakład pozycji sprzedał się jak świeże bułeczki – w tej chwili Libertynów można zaliczyć do białych kruków, a do lektury prowadzi jedynie strona internetowa Ha!art. Niewątpliwe dzieło Tondellego, stało się we Włoszech solą w oku prawicowych i nacjonalistycznych środowisk z lat 80. XX wieku – dzisiaj, nawet w konserwatywno-liberalnej Polsce, książka rozchodzi się po kościach, i na nic grzmiące „seksem”, „spermą” i „narkomanią” tytuły z poczytnej prasy. Niewątpliwe to pierwsze kłamstwo nie tylko wydawnictwa, ale również tych, którzy uznali Libertynów za literackie arcydzieło. I problemem nie jest owa obsceniczność książki, ale przesadne, nienaturalne, niemal surrealistyczne nagromadzenie wulgaryzmów. Książka – wbrew opinii Arka Michalskiego nie buduje klimatu grozy żywcem wyjętego z filmów Alfreda Hitchcocka (to dość zaszczytne porównanie jest zupełnie chybione). Drugim kłamstwem – zabawmy się w wyliczankę – jest androgeniczny, subtelny i erotyczny pośladek na okładce książki, który, według wspomnianej J. Ugniewskiej, „[…] sugeruje przyjemną i lekką erotykę, o której będzie mowa w książce […]”2. Autorka recenzji Transgresje Tondellego wspomina, że obrazek pośladka może być złudny, jednak dalej pisze o intelektualnych grach na modłę libertynizmu. Przykuwająca wzrok „dupa” (gombrowiczowskie określenie adekwatne do zawartości książki) wcale sugeruje, że czytelnik sięga po zmysłową i erotyczną powieść napisaną sprawnym, intelektualnym językiem – wręcz przeciwnie. Kontrastujący z białym tłem pośladek jest po prostu – chwytem marketingowym, a sam zbiór opowiadań wpisuje się w – niestety – znane zjawisko niezwykłej współpracy maszyn drukarskich z literaturą masową. Nic w tym dziwnego – rynek wydawniczy kieruje się prawem podaży i popytu, a maszyny jak ludzie, nie mogą pozostać niezatrudnione. Zarobić można choćby na produkcji papieru toaletowego, choćby tego „szarego”.

Kłamstwo trzecie to opiewany talent pisarski Tondellego – pisarz ukończył „powieść” (mylenie klasycznych gatunków powieści z opowiadaniem albo wynika z niewiedzy Piera, albo jest dowodem cynicznej arogancji, co zgadzałoby się z życiem autora) w wieku 25 lat. Zdarza się w historii literatury tak zwane „cudowne dziecko” (np. Artur Rimbaud, którego twórczość poetycka miała znaczący wpływ na fikcję literacką Libertynów), jednak z pewnością nie był nim włoski prozaik, a na pewno dowodem tego nie jest debiutancki tom. Doceniony język narracji (głównie pierwszoosobowej) – bo sugestywny, dosadny; bo blisko trzyma się materii życia – jest de facto najsłabszym ogniwem opowiadań.

Czynię to z niechęcią – i nie dlatego, że język obsceniczny, ale ze względu na czas – jednak dla przykładu penis doprowadzony do erekcji, o którym pisze w recenzji Andrzej Michalski (uwaga, przed Tobą wysyp wulgaryzmów): „Mam go w ręce i obciągam ci, a to twój kutas, przecież wyruchałeś nim masę cipek, wszystkie z Posto Ristoro, dogadzałeś tym szmatom i dziwki wytryskiwały, skręcały się z rozkoszy, kiedy im wsadzałeś swego potężnego i grubego fiuta, w górę i w dół, ujeżdżałeś je równo i tak jak wtedy dawaj do przodu i do tyłu… No już, napręż go, oż kurwa, Boże, co się dzieje z twoim karabinem, waliłeś konia niż ktokolwiek, a co robiłeś z dziadami, hej Bibo, w ogrodach pokazywałeś im, jak naprawdę posługuje się pałą, co robiłeś z zawszonymi staruchami? Spuszczałeś się przed tymi brudnymi dziadami, dawałeś show swoim kutasem, ty i on! I wszyscy się ślinili i pokrywali cię setkami litrów i zgarniałeś całą tę kasę, dzięki twojemu ogierowi, Bibo, dawaj teraz, ty kierujesz twoim fiutem, podnosi się, wzdyma, jesteś mistrzem rżnięcia, dymasz, podnosi się, dostaje skrzydeł. Bibo jest gruby, już stoi, jest wielki, w gorę i w dół, do chuja! Do przodu i do tyłu [...]. Prawdziwa torpeda, dalej, Bibo! Już wystartowałeś, jesteś w powietrzu, tryskaj, kurwa! Ciach, igła w żyle”3 – fragment w zbiorze opowiadań nie jest wypadkiem przy pracy. Czytelnik nie znajdzie na łamach Libertynów strony bez hetero- i homoseksualnej obsceniczności (czyli „obciągania”, „dawania”, „ssania” i etc.). To, co krytycy nazywają zbliżaniem się do materii życia (przez użycie potocznej konwencji opisu), staje się w ostateczności nierealną próbą oddania obyczajowych zjawisk młodej generacji lat 70., którzy na fali „wolnej miłości” i zmiany pokoleniowej (we Włoszech politycy lewicowi angażują się w terrorystyczną działalność) szukają azylu – a ten azyl znajdują w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości; kierując życiem nieodpowiedzialnie uciekają w prywatność. Mimo że Tondelli wprowadza narrację pierwszoosobową – opowiada obserwator i uczestnik zdarzeń – a więc z beletrystycznego punktu widzenia narracja najłatwiejsza, to autorowi nie udało się uniknąć prozatorskiej śmieszności i naiwności. Wychodzi tanie efekciarstwo. Stylistyczna nieporadność i komizm sytuacyjny – oto bowiem Giusy, główny bohater opowiadania, doprowadza do erekcji przyjaciela, aby móc wbić igłę (Bibo jest tak rozmemłany i wycieńczony ciągłym wstrzykiwaniem, że penis okazuje się jedynym miejscem zdolnym, jeszcze, przyjąć heroinę). Pisarz, zapewne, aby ustrzec się literackich powtórzeń (mimo że naśladuje mowę potoczną!), niezwykle barwnie i patetycznie reżyseruje (niby)dramat, który oddaje licznymi synonimicznymi nazwami penisa: „kutas”, „potężny i gruby fiut”, „karabin”(!), „koń”, „pała”, „ogier”, „torpeda”. Szczytem antynaturalistyczności jest anielskie ożywienie członka – dostaje skrzydeł(!), co musi kontrastować z rozgrywanym tragizmem sytuacyjnym.

Książka nie jest powieścią, mimo że opowiadania mogą łączyć historie „dziwek”, „narkomanów”, „lachociągów” czy „pedałów”. O powieści nie świadczy również, wbrew opinii Ugniewskiej, kondycja młodych gniewnych i zagubionych, którzy podróżują tam i z powrotem; z marzeniami, nadziejami, że można znaleźć jeszcze lepszą wolność: „Wsiąść w samochód i jechać, w noc włóczęgi i ucieczki, pełnym gazem przez drogi Emilii, żeby wykrzyczeć wszystko, co mam w środku, noc samotności i wędrówki bez celu, samochodem przez prerie […]”4. Poszczególne opowiadania posiadają własnych bohaterów, a fabuła osnuta jest wokół konkretnych młodych (zazwyczaj studentów) gnomów, którzy poszukują ekstremalnych przygód. To historie ludzi wpadających w emocjonalne skrajności, ludzi niedojrzałych „do życia” (jakby stworzeni „do umierania”), a w zależności od okoliczności, nastrojów i potrzeb czasami pragnących bezludnej wyspy lub usilnie zmierzających do cielesnego zbliżenia z kimkolwiek. Wśród bohaterów znajdziemy – jednak – również takich, którzy bezwiednie oddają się sytuacji: „Ale przygodny nie chcą się od nas jakoś odpieprzyć i spadają na nas nawet wtedy, gdy ich nie szukamy, krótko mówiąc, skoro jesteśmy już w grze, gramy”5 – czule wyznają koleżanki z opowiadania Mimowie i komedianci, których znerwicowana wagina prowadzi do baru wypełnionego alkoholem, narkotykami i, co najważniejsze, „fiutami”.

W zbiorze zapoznamy się jeszcze z nieudaną próbą samobójczą. Poznamy mężczyzn heteroseksualnych, którzy z łatwością oddają się homoseksualnym igraszkom. Poznamy również antyteorię przyjaźni (jeśli nie masz narkotyków, nawet nie podchodź!), uraczymy ludzi bezcelu, zatracających się w wyimaginowanej rzeczywistości, w owej wymyślnej wolności, która z czasem pociąga bohaterów na samo dno – wolności, która na własne życzenie staje się przekleństwem i w ostateczności – końcem plugawego życia. Może i lepiej.

Libertyni inaczej to czas stracony. Nigdy bym nie pomyślał – a jednak możliwe! – że polska literatura (np. Berek M. Szczygielskiego, Lubiewo M. Witkowskiego) to guru współczesnej literatury gejowskiej (a niewątpliwie książkę Tondellego do takiej literatury zaliczamy).

Nie polecam. 37 złotek wyrzuconych w tanią, nawet nierozrywkową literaturę (czytaną do toalety/w toalecie).

Mariusz Rakoski
  1. Michalski Andrzej, O: Libertyni inaczej, „Replika” 2012, nr 40.

  2. Ugniewska Joanna, Transgresje Tondellego, „Nowe Książki” 2013, nr 1.

  3. Tondelli Pier, Postoristoro, w tegoż Libertyni inaczej, przeł. Ksenia Osowska, Patrycja Wierzbicka, Kraków 2012, s. 26.

  4. Tondelli Pier, Podroż, w tegoż, op. cit., s. 63.

  5. Tondelli Pier, Mimowie i komedianci, w tegoż, op. cit., s. 31.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.