Recenzje

„Magnetyzm” – antologia

MagnetyzmZgodnie z opisem wydawcy motywem przewodnim antologii ma być siła nieodparcie popychająca ku sobie bohaterów, mimo to teksty są bardzo różnorodne i jedynym sposobem na oddanie im pełnej sprawiedliwości jest omówienie każdego z osobna.

„Klucznik” – Aleksandra „Rizu” Kapała

Damiana nawiedza niezwykle realistyczny sen, w którym dziwaczne indywiduum niewiedzące co to takiego kanapka, prosi o przechowanie pewnego klucza. Rzeczywiście, gdy następnego dnia chłopak zwleka się z łóżka, znajduje tajemniczy przedmiot, lecz uznaje go za prezent od młodszej siostry. Następnej nocy znów ma sen, tym razem znacznie mniej przyjemny. Na dodatek wkrótce wizja okazuje się być czymś więcej niż zwykłym nocnym koszmarem. Dalej to, co zwykle: walka ze złem, świat do uratowania, wielka miłość i tym podobne. Na szczęście bez kiczowatego happy endu.

Na pierwszy rzut oka, styl, którym pisane jest opowiadanie, wygląda poprawnie, ale… Cóż, czytając, trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy tu do czynienia nie ze zwartą całością, a ciągiem przypadkowych zdań. Trudno to określić inaczej, po prostu jedna wypowiedź w żaden widoczny sposób nie nawiązuje do drugiej. W rezultacie bardzo trudno jest śledzić rozwój akcji, a nawet w ogóle przejmować się losem bohaterów. Sytuacja zaczyna się poprawiać mniej więcej od połowy opowieści, jednak poziom, który można by określić jako „zdatny do czytania”, osiąga dopiero na kilka stron przed końcem. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniają: „wpadki” przy odmianie przez przypadki (np. „nie większy od opuszki” zamiast „od opuszka”), brak przecinków (najczęściej w sąsiedztwie imiesłowów) oraz liczne kolokwializmy pojawiające się w najmniej oczekiwanych momentach. Co więcej, autorka zdaje się przejawiać pewną awersję do podmiotu domyślnego, w wyniku czego w każdym niemal zdaniu raczy czytelników całą hordą zaimków osobowych, tudzież rzeczowników. Aha, no i nie zapominajmy jeszcze o wszechobecnych zaimkach dzierżawczych, które to objawiają takie niesłychane prawdy, jak fakt, iż bohater odzyskał panowanie nad swoim, a nie cudzym ciałem. Wszystko to sprawia, że o lekturze „Klucznika” da się powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest przyjemnością.

„Szkarłat w jego oczach” – Szehina

Na obrzeżach miasta, obok anemicznego zagajnika, stoi samotne, wzniesione z czarnego kamienia domostwo. Mieszkają w nim strażnicy – cieszący się wyjątkowo złą sławą pogromcy demonów. Ponoć zostali skażeni przez kontakt z piekielnymi istotami i teraz wydzielają trujący odór, a sam ich dotyk może zniszczyć ludzką duszę. Takie oto straszne historie opowiada sobie okoliczna dzieciarnia zabawiająca się obrzucaniem upiornego domu kamieniami. Pewnego dnia dziewięcioletni Keries, chcąc zaimponować kolegom, postanawia pójść krok dalej i zapukać do drzwi. Nie ma pojęcia, że ta decyzja na zawsze odmieni jego życie.

Muszę przyznać, pomysł bardzo ciekawy, ale… Początek jest naprawdę bardzo dobry, lecz później, niestety, akcja traci na oryginalności i stosunkowo łatwo można przewidzieć, jak się dalej potoczy. Wiele do życzenia pozostawia także język, którym napisano opowiadanie. Przywodzi na myśl wypracowanie z języka polskiego: jest poprawny, ale nic więcej. Chociaż nawet z tą poprawnością czasami bywa nie najlepiej. W zdaniach wielokrotnie złożonych pojawiają się problemy z odmianą rzeczowników oraz, nie wiedzieć czemu, średnio co dziesiąte słowo pisane jest przez myślnik (tem-peratury, zachowa-łem, spoj-rzenie, bie-giem – to zaledwie kilka przykładów). Ponadto autorce zdarza się niekiedy „przeskakiwać” z czasu przeszłego na teraźniejszy. Reszta, jak już mówiłam, jest z na ogół poprawna, ale pisana językiem nieciekawym i sztywnym.

„System” – Danuta „Kaamos” Miklaszewska

Azrael to Anioł Śmierci. Od eonów przemierza świat, zbierając dusze śmiertelników i odsyłając je, a to do nieba, a to do piekła. Jako że roboty z tym trochę dużo, podzielił się na wiele fragmentów zarządzanych przez jedną, wspólną jaźń. Czy można więc się dziwić, że jest „troszeczkę” dziwny? Zwykle trzyma się na uboczu, dlatego mieszkańcy Rajskiego Ogrodu nie posiadają się ze zdziwienia, gdy pewnego dnia przybywa, aby prosić o pomoc samego archanioła Gabriela. Jakie są prawdziwe motywy Azraela? Czy aby na pewno chodzi mu jedynie o pozbycie się uciążliwego wampira?

Styl, jakim napisano „System”, prezentuje się bardzo dobrze (zwłaszcza na tle poprzednich tekstów). Jednak fabuła – za wyjątkiem intrygującego początku – to seks i przemoc, przemoc i seks, i nic więcej. Co z tego, że Anioła Śmierci oraz kierującą nim „zerojedynkową” logikę przedstawiono bardzo ciekawie, skoro jedynym celem opowiadania jest zaprezentowanie seksualnych fantazji autorki? Względem ostrzeżenia, owe fantazje nie dość, że sadomasochistyczne, to jeszcze z elementami nekrofilii. (Czy to w ogóle jest w naszym kraju legalne?) Chyba do końca życia nie zapomnę tych palców szkieletu wpychanych w… „System” z czystym sumieniem polecam wszystkim miłośnikom przemocy seksualnej.

„Seven Days To The Wolves” – Katarzyna „Ariel” Moch

Nikt nie wie, dlaczego ulegają przemianie. Rodzą się w zwykłych ludzkich rodzinach, sami również niczym się nie wyróżniają… aż do okresu dojrzewania, kiedy to zaczynają im rosnąć pazury, kły, a często i ogony. Wilki, bo tak sami siebie nazywają, mają do wyboru jedną z czterech dróg, mogą: pozostać między ludźmi i cierpliwie znosić szykany, próbować jakoś ukryć swoje „wilkowstwo”, dać się zamknąć w Rezerwacie – specjalnej instytucji zajmującej się „resocjalizacją” – lub udać się do lasu, gdzie mieszkają całe watahy „odmieńców”. Jedną z owych wilczych grup jest wataha Czcionki. Jej członkowie, chociaż pozbawieni takich wygód jak lodówki oraz Internet, żyją sobie całkiem wygodnie. Niestety, sielankę przerywa przybycie Myśliwych poszukujących zbiegów z Rezerwatu. Teraz całej watasze grozi internowanie oraz przymusowy, niezwykle brutalny proces resocjalizacji, kończący się ucięciem ogona.

„Seven Days To The Wolves” to jedno z tych opowiadań, które już od pierwszej strony albo się kocha, albo nienawidzi. Autorka zdecydowała się na bardzo ryzykowne posunięcie i cały tekst napisała stylem potocznym „okraszonym” niemałą ilością kolokwializmów. Chociaż nie jestem miłośniczką takiej stylizacji, muszę przyznać, że Moch stosują ją bardzo umiejętnie. Obranej konwencji trzyma się konsekwentnie, ani razu nie „wypadając z rytmu”. Lekki styl doskonale pasuje do historii, która, chociaż posiadająca zadatki na prawdziwy dramat, zostaje celowo opowiedziana z przymrużeniem oka. Dlatego tekst można potraktować zarówno jako nieco absurdalną, humorystyczną opowiastkę, jak i dopatrzeć się w nim drugiego dna. Nietrudno się zorientować, że wataha Wilków, pomimo całej fantastycznej otoczki, to tak naprawdę nieco wyidealizowany obraz społeczności gejowskiej, zaś w Rezerwatach oraz stosowanych w nich metodach resocjalizacji można dopatrzeć się analogii do ośrodków „leczenia” homoseksualizmu, których utworzenia kilka lat temu domagała się pewna pani polityk. I tak oto prosta „historyjka-komedyjka” zmienia się w ostrą krytykę homofobii, a ja z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że „Seven Days To The Wolves” jest zarazem najlżejszym i – paradoksalnie – najambitniejszym opowiadaniem w antologii.

„Frigore Sanguis” – Arwi Michaelis

Nie widzę sensu w streszczaniu fabuły tego opowiadania, gdyż nawet sama autorka uznała ją za nieistotną. Akcja istnieje jedynie do momentu, gdy para głównych bohaterów idzie ze sobą do łóżka. Po nader szczegółowym opisaniu, co w owym łóżku się działo, Moch stwierdza, że wszystko godne uwagi już zostało opisane i postanawia historię jak najszybciej zakończyć. W rezultacie próba przywołania Władcy Piekieł oraz wielka bitwa, od której zależą losy świata, zostały opisanie mniej więcej tak: „A potem ci dobrzy pokonali tych złych. Koniec.”

„Echa” – Moliner

Wiele lat temu para młodych ludzi wspięła się na wzgórze, aby posłuchać „najlepszego echa w Gorzowie”. Dziś ona jest przykuta do łóżka, a on nie został pisarzem. Czy ich życie zdoła odmienić pojawienie się Stefana – młodego człowieka obdarzonego ogromnym talentem literackim? Spoiler: nie.

Echa to lament. Kilkudziesięciostronicowa skarga na bezsens oraz ogólną szarość życia, na rzeczywistość, która niszczy marzenia, talenty, a nawet emocje. Jeśli ktoś podziela uczucia żywione przez bohaterów, odnajdzie tutaj siebie, a opowieść głęboko go wzruszy. Jednak dla reszty ludzkości tekst może okazać się raczej nużący. Na uwagę zasługuje styl autorki, która nie boi się eksperymentować z językiem, konwencjami oraz sposobami narracji.

„Po prostu zaparz mi herbatę” – Yerba Mate

Łukasz zdaje się być najprzeciętniejszym człowiekiem na świecie. Do czasu. Nieoczekiwane spotkanie z Agnieszką – dawną nauczycielką rysunku, przypomina mu o tym, kim był kiedyś. „Czy jesteś szczęśliwy?” – jedno niewinne pytanie, tylko tyle potrzeba, aby nieodwracalnie zburzyć spokój chłopaka. Czy starczy mu odwagi, aby wreszcie przestać się okłamywać i zacząć walczyć o to, na czym naprawdę mu zależy?

Już na pierwszy rzut oka widać, że autorka świetnie się bawiła, pisząc opowiadanie. Tak dobrze, że nie mogła się powstrzymać przed parokrotnym popadaniem w dłużyznę. Jeśli jednak pominie się tą drobną niedoskonałość (czyli „przeskoczy” kilka akapitów), „Po prostu…” jest ciekawą lekturą. W sposób lekki, a często nawet zabawny, opowiada o sprawach niezwykle ważnych i uniwersalnych, jakimi są bycie sobą, umiejętność pogodzenia się z własną innością oraz lęk przed podjęciem ryzyka. Bohaterowie są sympatyczni i łatwo ich polubić. Rozterki Łukasza przedstawiono realistycznie i zarazem ciekawie, bez kiczowatego melodramatyzmu, zaś umiejętnie napisane otwarte zakończenie zadowoli nawet najbardziej wybrednych czytelników. Tekstowi należy się również duży plus za nowe spojrzenie na kwestię tożsamości oraz uniknięcie popadania w schematy i stereotypy.

Podsumowując, antologię „Magnetyzm” bardzo ciężko jest jednoznacznie ocenić. Dlatego każdy czytelnik powinien sam zdecydować, czy dla opisanych powyżej opowiadań warto kupować książkę. Nim jednak zakończę recenzję, muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Chociaż starałam się tego nie akcentować, wszystkie teksty zawarte w zbiorze opowiadają o relacjach homoseksualnych (a dokładniej męsko-męskich). Czy ktoś poza mną zastanawia się, dlaczego autorkami są wyłącznie młode dziewczęta?

Marta Tarasiuk
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.