Recenzje

„Słońce za chmurami” – Marianna Anna Gibas

Słońce za chmuramiRafał zdaje się być przeciętnym 38-latkiem. Księgowy, właściciel nieco sfatygowanego, ale sprawnego samochodu, mieszkaniec popeerelowskiego bloku, spokojny sąsiad, wreszcie szczęśliwy małżonek z dziewięcioletnim stażem – ktoś taki mógłby mieszkać z nami drzwi w drzwi. A jednak mężczyzna skrywa przed całym światem pewną tajemnicę. Gdy jest sam, zdejmuje noszoną na co dzień maskę i… wchodzi na strony internetowe dla gejów. Jak długo można bezkarnie prowadzić podwójne życie? I czy Rafałowi starczy odwagi, aby wyznać kochankowi, że ma żonę?

Największy problem z książką „Słońce za chmurami” polega na tym, iż jest bardzo nierówna. Początkowe rozdziały nie prezentują się najlepiej. Składają się głównie z niedorzecznie długich zdań. Dla przykładu, po przeczytaniu jednego z nich nie byłam w stanie stwierdzić, kto właściwie się skrzywił: mężczyzna, samochód czy pobliski blok. (O licznych skrótach myślowych, w tym takim, z którego wynika, że laptop był w gorszym humorze, już nie wspomnę.) Co więcej, nawet sama autorka zdaje się nie być pewna, jakim stylem chce pisać. I tak oto w narracji obok kolokwializmów takich jak „facet”, pojawiają się „gdyż” oraz „wielce” (nierzadko w jednym zdaniu). Co się zaś tyczy wulgaryzmów… Cóż, powiem tyle: stosując przekleństwa w literaturze, trzeba wykazać się pewnym wyczuciem. I właśnie tego wyczucia momentami Gibas brakuje.

Nadużywane są również zaimki, jednak nie w „dramatycznym” stopniu. Na żadne kwiatki typu: on swoim palcem swojej dłoni[q/] nie natrafimy, lecz, na przykład, dowiemy się, że mężczyzna – będąc sam jeden w pomieszczeniu – poprawił swój, a nie cudzy, krawat. Tymczasem główny bohater, bardziej niż prawdziwego człowieka, przypomina zbiór stereotypów żywionych przez nastolatków. (Z całym szacunkiem, jeszcze nie spotkałam takiego trzydziestoparolatka, który co kwadrans narzekałby, że jest już stary, praktycznie jedną nogą w grobie). Znacznie lepiej wypada Mateusz – druga co do ważności postać w powieści. Za dnia pracuje w studium tatuażu, nocą gra w mało znanej kapeli rokowej, a co najważniejsze: ma dopiero 24 lata (nie mogę oprzeć się wrażeniu, że właśnie z tego powodu autorce łatwiej o nim pisać). Sama akcja zanadto nie zaskakuje. Już w momencie, gdy Rafał i Mateusz zaczynają ze sobą pisać na czacie, jest oczywiste, że internetowa znajomość przerodzi się w coś poważniejszego, ale…

Wszystko ulega znacznej poprawie po przeczytaniu mniej więcej jednej trzeciej książki. Wprawdzie akcja nadal koncentruje się przede wszystkim na jednym wątku, lecz teraz znacznie wybiega poza utarte schematy i nieraz autentycznie zaskakuje. (Szczególnie udane jest zakończenie, którego z oczywistych powodów nie zdradzę.) Z prostej powiastki o romansie, „Słońce za chmurami” staje się głęboką opowieścią psychologiczną o lęku przed zmianą i potrzebie wzięcia odpowiedzialności za własne życie. Gibas niczego nie mówi wprost ani nie wykłada łopatą prawd objawionych, pozwalając czytelnikowi samodzielnie wyciągać wnioski oraz oceniać postępowanie bohaterów. A trzeba przyznać, ci nabierają głębi. Nawet Rafał przestaje narzekać, ilu to on nie ma zmarszczek, a w zamian zyskuje przekonywującą motywację. Na pewno nie można zaliczyć go do typowych, walczących z losem postaci pozytywnych, których to ostatnimi czasy pełno w literaturze. Jest zgorzkniałym człowiekiem, który całe życie był konformistą niemającym odwagi walczyć o to, w co wierzy, a teraz o swoje wybory obwinia wszystkich wokół siebie. W pewnym momencie zarzuca własnemu bratu, że to przez niego jest nieszczęśliwy, bo ten ułożył sobie życie. Na dodatek co i rusz wychodzi z Rafała hipokryta. Niby zarzeka się, że kocha żonę jak siostrę, a jednak cieszy się na wieść, że kobieta nie może mieć dzieci, których tak bardzo pragnie. To, czy w ogóle jest zdolny kochać kogoś poza sobą, pozostaje kwestią sporną.

Również styl w dalszej części historii zmienia się na lepsze. Autorka prezentuje lekkie, przyjemne w odbiorze pióro, które sprawia, że książkę „pochłania się” w ciągu zaledwie kilku godzin. Muszę jednak przyznać, że nadal zdarzają się pewne wpadki. Bohater ziewa nie „rozdzierająco”, a „rozdarcie”, gdy tymczasem jedna z postaci kobiecych ma włosy związane w „koka”, a nie w „kok”, zaś słowo „amok” zostaje użyte jako synonim „transu”. Zdarzają się także takie literówki jak „bokowisko” zamiast „blokowisko”, a raz natrafiłam na „nie” pisane łącznie z czasownikiem. (Na szczęście był to jednorazowy incydent.) Poza tym autorka najwyraźniej kiedyś usłyszała powiedzenie „skoczyć na głęboką wodę”, ale nie zapamiętała go dokładnie, więc jej bohater co i rusz boi się skoczyć, a to na „szeroką”, a to „otwartą” wodę.

Podsumowując, „Słońce za chmurami”, chociaż dalekie od doskonałości, stanowi pozycję godną uwagi, choćby jedynie dlatego, że na jego kartach możemy obserwować powolne rozwijanie się talentu. I choć Mariannę Annę Gibas trudno jeszcze nazwać profesjonalną pisarką, warto zapamiętać jej nazwisko. Bardzo możliwe, że jedna z jej przyszłych powieści bardzo nas wszystkich zaskoczy. Szkoda, że autorka przed opublikowaniem „Słońca za chmurami” nie uznała za stosowne poprawić pierwszych rozdziałów.

Marta Tarasiuk
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.