Recenzje

„Zatopione miasta” – Paolo Bacigalupi

Zatopione miastaPo lekturze Pompy nr 6 i innych opowiadań. Nakręcanej dziewczyny wiem, że prozę Paola Bacigalupiego mogę brać w ciemno. Biorę zatem. I okazuje się — co bynajmniej nie zaskakuje — że Zatopione miasta to jedna z tych książek, w które wpada się z pierwszym przeczytanym zdaniem i z których wypada się z ostatnią postawioną przez autora kropką, po czym spogląda się z niedowierzaniem na zegarek, rozmyślając, gdzie zniknął kilkugodzinny kawałek życia. Książka wprawdzie nieco przeraża okładką i skrzydełkami, na których widnieje rój rekomendacji wydanych przez zachodnie tytuły prasowe oraz jedna wydana przez Tomasza Majewskiego, polskiego mistrza olimpijskiego (tak, tak, precyzyjnie dobierane autorytety w dziedzinie literatury to rzecz istotna) — mam jednak nadzieję, że potencjalne czytelniczki i potencjalni czytelnicy to ludzie do przerażeń nieskłonni i książki po okładce oceniać nie będą.

W Zatopionych miastach Bacigalupi przedstawił wyniszczoną przez wojny rzeczywistość końca. Fenomenalnie odmalował elementy tego oszalałego świata — czytając, nieomal słyszałam przenikliwe wycie budzących trwogę wilkojotów; oddychałam ciężkim, przepełnionym wilgocią powietrzem dżungli; widziałam łunę pożarów nad wioską; współodczuwałam strach pochwyconej przez żołnierzy, oczekującej na najgorsze, Mahlii; a także miałam wrażenie, że razem z Toolem, półczłowiekiem, tracę pozostałą w płucach resztkę powietrza, szamocząc się pod wodą w walce o życie. Choć wykreowana ponura rzeczywistość przytłacza, a zachowania przedstawionych postaci — i to nie tylko czarnych charakterów bez szans na nawrócenie — nie pozwalają na zachowanie zbyt wielu złudzeń dotyczących ludzkiej natury (wszak „przy użyciu odpowiednich bodźców każdego da się zamienić w mordercę”); to okazuje się, że nawet w tym uniwersum wojennego bezsensu jednak coś jeszcze się liczy.

Postaci zaprezentowane w powieści, choć codziennie szukają sposobów na to, jak przeżyć, pamiętają też o tym, jak żyć. Gdyby nie doskonały warsztat autora (w tym: całkowita bezpretensjonalność), w pewnych momentach mogłoby to zakrawać nawet na sentymentalizm — dwójka nastolatków naraża się dla siebie z całą świadomością beznadziejności sytuacji, w których się znajdują; stary, prawie niewidomy doktor decyduje się na powrót do plądrowanej przez oddział wściekłych żołnierzy wioski, przekonany, że właśnie tak trzeba; umundurowani chłopcy — mordujący, grabiący, niszczący — to właściwie godne współczucia dzieciaki, a jeden z ich dowódców okazuje wbrew wszystkiemu całkiem porządnym człowiekiem… Można by tak długo. Autorowi łatwo przychodzi przekonanie czytelniczek i czytelników, że właśnie tak mogłoby być, co więcej: że tak być by musiało.

Jedną z licznych zalet Zatopionych miast są bardzo dobrze wykreowane postaci. Na początku lektury wita nas — skądinąd doskonale znany — motyw uciekającej przed ludźmi istoty, tutaj: stanowiącej efekt genetycznych manipulacji. Status tego stworzenia jest niepewny: ani to zwierzę, ani rzecz, ani człowiek. Powstało jednak, inaczej niż twór z kart powieści Mary Shelley, w ściśle określonym celu: to żywa machina wojenna. Jego krew stanowi „koktajl DNA zabójców: tygrysa, psa, hieny — i losy wiedzą, czego jeszcze”. Co ciekawe: to on właśnie, Tool — psiryj, półczłowiek, ulepszony — okazuje się osobą, na której może polegać dziewczyna poszukująca swego najbliższego przyjaciela. Mahlia, trochę niczym Gerda z baśni Andersena, podąża śladem Mouse’a, „członka swojej watahy”, siłą wcielonego do Zjednoczonego Frontu Patriotów, w którym stopniowo przestaje wspominać przeszłość i gdzie — między innymi — uczy się zabijać.

W awanturniczo-katastroficzną fabułę książki zostało subtelnie wplecione wiele poważnych rozważań. Bacigalupi stawia swoich bohaterów i bohaterkę przed trudnymi wyborami. Kiedy porzucenie innych jest zdradą, a kiedy stanowi objaw zdrowego rozsądku? Także czytelniczki i czytelnicy zmuszani są do zastanowienia. W którym momencie świadoma istota, lojalna i spolegliwa, przestaje być wojenną machiną, a staje się człowiekiem? I odwrotnie: kiedy przestaje się być człowiekiem, a staje się maszynką do zabijania? Mimo że destrukcja powieściowego świata to skutek wyłącznie ludzkiej działalności, nie pesymizm wieńczy tę opowieść. „Pewnie, że się uda” — mówi główna bohaterka. Bez obaw zatem można dać się pochłonąć niebezpieczeństwom dżungli i wichrom wojny Zatopionych miast.

Urszula Dobrzańska
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.