Recenzje

„Nieracjonalny mężczyzna”

Nieracjonalny mężczyznaJuż wiem, dlaczego nie mogłem spać w nocy z pewnej niedzieli na poniedziałek. Wydaje się, że powodem były silny, porywisty wiatr, który nawiedził ulice Kętrzyna, szczególnie w okolicach amfiteatru. Khamsin z egipskich pustyń, halny tatrzański albo sirocco z basenu Morza Śródziemnego. Ślady jego hulanki można było zobaczyć w poniedziałkowe przedpołudnie.

Wietrzysko porywało z koszy na śmieci całego miasta kapsle po piwie, plastikowe sztućce noszące ślady po kolacjach zapewne spożywanych w trakcie lub po zaserwowanym w niedzielny wieczór przez Kętrzyńskie Centrum Kultury Kętrzyński Wieczór Kabaretowy, piersiówki wódeczki, a nawet butelki półlitrowe, nie mówiąc o pomarańczowych i białych niedopałkach, które wiadomo, byle zefirek potrafi unieść z popielniczki i rzucić kilometry od miejsca przeznaczenia. Wszystko to walało się lub zostało wdeptane siłami natury w skrzętnie wypielęgnowany ogródeczek między budynkiem mieszkalnym, w którym od strony placu Piłsudskiego mieści się cukiernia, a trawnikiem, na którym stoi tablica z afiszami informującymi o imprezach kulturalnych nie tylko w amfiteatrze. W życiu nie podejrzewałbym widzów Wieczoru Kabaretowego o zaśmiecanie miasta, nawet jeśli na scenie amfiteatru nie mógł tego wieczoru ani Kabaret Starszych Panów, ani Kabaret Dudek, ani Kabaret Olgi Lipińskiej, którym jednak bardziej przysługuje miano kabaretu niż bohaterom telewizyjnych tak zwanych kabaretonów.

W tygodniu dzielącym kulturalny Wieczór Kabaretowy i kulturalny koncert Donatana & Cleo (podobno ma to coś wspólnego ze słowiańszczyzną, choć słabo mi się kojarzy z Kwartetem Jorgi choćby), kino „Gwiazda” dało swoim widzom ogromną radość w postaci najnowszego filmu Woody’ego Allena „Nieracjonalny mężczyzna”. Obrazoburczo dodam, że rozlepienie w mieście plakatów informujących o tytule, dacie produkcji i reżyserze filmu bardziej się należało z przeróżnych względów niż trzem niedzielnym kabaretom i trojgu piątkowym muzycznym artystom.

„Nieracjonalny mężczyzna” to kolejny film Allena, który prezentuje „Gwiazda” w zasadzie tuż po polskiej premierze. Chwalić KCK za trzymanie ręki na pulsie, jeśli chodzi o reżyserię Allena. Tenże ma przecież 79 lat i prawdopodobnie jego produkcje gdzieś tam od połowy pierwszego dziesięciolecia dwudziestego wieku, a może nawet poczynając od „Vicky, Crsitina, Barcelona”, będą nazywane późnym Allenem. Według mnie amerykański reżyser żydowskiego pochodzenia robi mniej więcej od tego czasu ten sam film o problematyce egzystencjalnej, w łatwej formule, z wdziękiem, dużą dozą uroku, humorem właściwym neurotykowi pogodzonemu z własnym stanem emocjonalnym, próbującemu przekazać to w różnych konfiguracjach swoim widzom.

Tym razem bohaterem jest profesor filozofii o ogromnej renomie. Nie gra go reżyser. Niespodzianką jest obsadzenie w głównej roli Joaquina Phoenixa kojarzonego przeze mnie z rolami mocnych, twardych fizycznie i psychicznie mężczyzn. Przystojny aktor musiał przytoczyć i nosić się przetłuszczonymi włosami, nie przywiązując wagi ani do stroju, ani do estetyki ciała i twarzy. Nie jest to film o poczuciu beznadziei, rozdarcia między nauką akademicką a życiem osobistym, kozetce u terapeuty, czy zapijaniu się wódą. Rzecz w ostrzeżeniu przed tym, co niesie nam od lat współczesna cywilizacja. Woody Allen dostrzega trudności w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach, które być może kiedyś nie prowadziły do tak dramatycznych, radykalnych kroków, polegających na poszukiwaniu optymalnych doznań i bodźców mających na celu pobudzenie do metaforycznego życia, działania, powrotu do pracy zawodowej, pozbycia się impotencji, nawiązania stosunków z ludźmi, czy koleżeńskich, czy przyjacielskich. Gdzieś tam przemykają widzowi po głowie uzależnienia, drapieżne pomysły, dopalacze i podobne groźby współczesnego życia, które rujnują stosunki międzyludzkie i tworzą socjopatów. W tejże fabule, jak to u Allena, przewijają się piękne kobiety, które nie są przeznaczone dla właśnie tych mężczyzn. Stanowią swojego rodzaju femme fatales, ale potraktowane przypadkowo, bez wyrachowania. Do tego dodaje reżyser kryminał, miłość, seks, rozpacz i fantastyczny finał, w którym pogrywa „Windą na szafot” Louisa Malle. Film wspaniały dla wielbiciela późnego Allena. Jak najbardziej godny powtórzenia w przyszłym sezonie w ramach Mazurskiego Kina Plenerowego.

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.