Sepultura – fanom ciężkiego brzmienia nie trzeba wyjaśniać co to za zespół. Ta legendarna brazylijska grupa powstała w 1984 roku. Kilkakrotnie zmieniając skład, zespół dotrwał do dzisiaj. Trzydziestolecie istnienia Sepultura postanowiła uczcić trasą koncertową. Miałem okazję być na ich jedynym norweskim koncercie w miasteczku Drammen (Union Scene, 07.11.2015).
Gdy dowiedziałem się o koncercie, nagle wróciły wszystkie wspomnienia związane z tą kapelą, a zwłaszcza z płytą „Roots” wałkowaną do znudzenia na kasecie magnetofonowej. Z czasem Sepultura poszła w odstawkę, zastąpiona przez inne zespoły. Cóż, jako nastolatek podążający za trendami uznałem zapewne tak jak moi rówieśnicy (ale i rzesze fanów na całym świecie), że Sepultura bez Maxa Cavalery to już nie to samo. Max był liderem i jednym z założycieli zespołu. Jego miejsce zajął „ten nowy”, którego nazwiska nikomu nie chciało się nawet zapamiętać. Nowy nazywa się Derrick Green i jest w zespole od 1997 r.
Wszystkie szlagiery Sepultury znałem wyłącznie w wykonaniu Cavalery, a nowszych albumów nawet nie kojarzyłem. Dlatego byłem pozytywnie zaskoczony zdolnościami wokalnymi „nowego wokalisty”. Derrick Green zaśpiewał bezbłędnie wszystkie kultowe kawałki takie jak „Territory”, „Refuse/Resist”, „Ratamahatta” czy „Arise”. Przy „Roots Bloody Roots”, granym na bis, wokalista dał z siebie wszystko. Publiczność szalała. Pierwszy raz widziałem Norwegów robiących „kocioł” pod sceną na tak dużą skalę. Na pochwałę zasługuje też gest Greena, który przez cały wieczór grał w koszulce zespołu „Kollwitz” – mało znanej północnonorweskiej grupy, która grała jako support dla weteranów.
Pomimo trzydziestki na karku i wciąż powtarzanej opinii, że bez Maxa Cavalery to już nie to samo, Sepultura wciąż jest w szczytowej formie i wciąż potrafi rozgrzać publiczność, co udowodniła na koncercie w Drammen. Zachęcam do obejrzenia zdjęć z tego występu.