Podróże małe i duże

Trzy tysiące kilometrów przez Raj (Turcja)

TurcjaEuropejski kraj leżący w Azji – tyle usłyszałem, kiedy przyznałem się, że zamierzam wyjechać do Turcji.

Do tej pory kraj ten kojarzył mi się wyłącznie z kawą po turecku, chałwą i kompletnie niezrozumiałym językiem, co pokutuje w powiedzeniu: „siedzieć jak na tureckim kazaniu”. W innych językach można domyślić się chociażby ogólnego sensu wypowiedzi, jest bowiem sporo słów podobnych do tych, które funkcjonują w naszym języku lub zapożyczonych z języka angielskiego. Turecki jest zdecydowanie inny. Przysłuchiwałem się obszernym wypowiedziom naszego przewodnika, ale nie potrafiłem powtórzyć żadnego wyrazu. Tubylcza babcia klozetowa próbowała mnie nauczyć „dziękuję”, z podobnym rezultatem. Dopiero kiedy dostałem ściągę z podstawowymi zwrotami wraz z instrukcją, jak je wymawiać, nauka języka zaczęła ślamazarnie posuwać się do przodu.

Wybrałem z oferty biura podróży opcję typu „objazdówka”, czyli intensywne zwiedzanie z okien autobusu wraz z przerywnikami w postaci wejść do muzeów i skansenów. Odleżyny (odsiedziny chyba) na pewnej części ciała będę pewnie jeszcze długo leczył, ale uczciwie mówiąc, nie żałuję! Tak wspaniałych krajobrazów nie znajdziecie nigdzie indziej: góry, doliny, kręte drogi, jaskinie, kominy skalne, malownicze miasta tudzież wioski nadziemne i podziemne. Plantacje słoneczników cieszące oko swoim radosnym kolorem, uprawy tytoniu, bawełny, sady morelowe, brzoskwiniowe, jabłkowe, gaje oliwkowe i figowe. Wszechobecny dźwięk świerszczy i cykad. I ciepło. Słońce zaglądało nam za koszule, łaskotało po piętach, całowało koniuszki uszu. Nawet kiedy spadł gorący, ulewny deszcz nikt przed nim się nie chował. Przemoczeni do nitki kelnerzy z hotelu Merit Inn zbierający w popłochu obrusy i zastawę, cieszyli się, mogąc grać pustą puszką w namiastkę futbolu. Turcja to kraj, w którym chce się żyć. Sądząc z tego, że pramatka Ewa chowała się za listkiem figowym, Raj musiał być właśnie w tych okolicach.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu był to kraj niezbyt rozwinięty gospodarczo. Dopiero w latach 50. zaczęto budować autostrady, budować infrastrukturę. Ale ponieważ Turcy w swojej naturze mają wpisany brak pośpiechu, nie ma obawy, by szybko przekształcili naturalny krajobraz w bezosobowy, odbity od jednej sztancy wytwór ręki ludzkiej.

TurcjaTurcja

Dzięki wspaniałym przewodnikom, Liliannie i Fatihowi, odsłonięte zostały przed nami pozostałości po antycznych cywilizacjach. Mogliśmy obejrzeć rekonstrukcję konia trojańskiego, resztki Efezu, Troi i Pergamonu. Wprawdzie liczne wycieczki irytują pracujących tam archeologów (słyszeliśmy jak marudzili po niemiecku), ale przecież po to robią oni to, co robią, aby potem stada laików pytały: „To ile w końcu jest tych odkrytych Troi?”. Ano, podobno dziewięć. Każda z odkrytych warstw tego miasta pochodzi z innego okresu i dostaje swój numer, jak w poczekalni u dentysty, a potem „wiercą” w niej i próbują odtworzyć pierwotny wygląd ulic, rynków czy budowli. Ta Troja, którą znamy z „Iliady” Homera, jest szósta albo siódma z kolei. Pewności nie ma, jak ze wszystkim, co dotyczy historii. Poza tym bardzo mi się podobała interpretacja faktów; nasi przewodnicy ubolewali, iż niektóre elementy zabudowy i skarb króla Priama tudzież ozdoby kupione przez Parysa dla Heleny, zostały wywiezione do muzeum w Berlinie. Za to przewodnik niemiecki objaśniający grupie obok, jak to Schliemann odkrył Troję, z dumą podkreślał, że część ze znalezionych rzeczy została przytomnie uratowana przez wywiezienie do Niemiec. Tyle na temat prawd obiektywnych. A ironią losu jest, że skarby te po II wojnie światowej zawędrowały do Rosji. I są niedostępne dla ludzkich oczu.

W Pergamonie dowiedzieliśmy się, że pomiędzy Biblioteką Aleksandryjską a Pergamońską powstały niesnaski. Poszło o wpływ, jaki oba ośrodki kulturalne wywierały na uczonych, artystów i filozofów. Aby więc uniezależnić się od Biblioteki Aleksandryjskiej, Pergamon zabrał się ostro do roboty, dzięki czemu powstał papier nazwany dziś pergaminem.

Kiedy w dzieciństwie czytałem o starożytnych miastach, takich jak Milet czy Efez, wyobrażałem je sobie tętniące życiem, rozległe i jakieś takie... monumentalne. Tymczasem zawożono nas na kawałek łąki i kazano podziwiać wystające z niej kamienie, kilka kolumn, jakieś niepozorne łuki czy rzeźby bez głowy. Zaskoczenie? Początkowo na pewno. Ale stopniowo, kiedy z opowieści zaczęły wyłaniać się poszczególne fragmenty danego miasta, a wyobraźnia, po solidnym skopaniu jej odwłoka, ruszyła do pracy, zaczęliśmy się czuć jak - nie, nie, wcale nie jak Turcy – jak starożytni Grecy. Miasta te bowiem kiedyś należały właśnie do nich.

Weźmy chociażby Efez. Zgodnie z legendą jego założycielem był Androklos, syn ateńskiego króla Kordusa. Otrzymał on od wyroczni wskazówkę, gdzie mógłby założyć miasto. Miało powstać w tym miejscu, które wskażą mu ryba i świnia. Androklos, wędrując (zapewne w poszukiwaniu rozrywki), spotkał pewnego razu rybaków piekących ryby przy ognisku. Jedna z ryb podskoczyła i z ogniska wydostało się trochę iskier. Padły one w pobliskie krzaki i zapaliły je, a ogień wypłoszył stamtąd dziką świnię. Androklos, pomny słów wyroczni, w tym miejscu, na północnym zboczu wzgórza Pion, założył miasto Efez, gdzie wieki później urodził się znany filozof, któremu wszystko płynęło. Z Efezem związany jest też św. Jan Ewangelista. Mieszkał tu ponoć przez trzy ostatnie lata swojego życia i tutaj napisał swoją Ewangelię. Niedaleko zaś, na Wzgórzu Słowiczym, znajduje się mała kapliczka wybudowana na fundamentach bardzo starego domu. Według legendy mieszkała tam Maria, matka Jezusa.

TurcjaTurcja

Mnie najbardziej w Efezie zafascynowały latryny dla mężczyzn, zbudowane obok łaźni Scholastyki (latryny dla kobiet były w innej części miasta). Może dlatego, że uzyskałem niezwykłą informację. Otóż z moczu pozyskiwano produkty wykorzystywane podczas garbowania skór i bielono w nim sukno. Od razu zainteresowałem się, czy po zjedzeniu dużej ilości buraków udałoby mi się uzyskać różowy kolor płótna, ale odesłano mnie z kwitkiem. Będę musiał wypróbować empirycznie.

Inna ciekawa rzecz, to położenie Efezu. Zbudowano go tak, aby z każdej strony zasłonięty był przez wzgórza, aby trudno go było znaleźć. Tymczasem taki na przykład Pergamon, dla odmiany wybudowany został na samym szczycie. Widać było stamtąd wszystkie strony świata, a co za tym idzie, można było dostrzec wojska nieprzyjacielskie i odpowiednio się przygotować na ich powitanie. Wygląda więc na to, że istnieją dwie szkoły przetrwania: uciec i się schować lub wiedzieć o niebezpieczeństwie wcześniej i zmobilizować siły do walki. Ani chybi Efez był kobietą, a Pergamon mężczyzną.

Dziś miejskie życie koncentruje się wokół trzech miast: Stambułu, Ankary i Izmiru. To ostatnie miasto, niestety ku mojemu niezadowoleniu, ominęliśmy.

Stambuł jest jednym z najstarszych miast. Był stolicą Imperium rzymskiego, bizantyńskiego i osmańskiego. Urzeka i fascynuje licznymi kościołami, pałacami, meczetami, ale też bazarami i urokliwym widokiem na cieśninę Bosfor oraz wieloma mostami spinającymi brzegi miasta i wyglądającymi jak wstążki podtrzymujące fryzurę tureckich kobiet. Na placu przed Hagia Sophia można kupić jedne z najlepszych pieczonych kasztanów, a tuż obok znajduje się Cysterna Yerebatan. Kapało nam za kołnierz, ale byliśmy zachwyceni chłodem panującym pod masywnymi korynckimi kolumnami podtrzymującymi ten ogromny zbiornik wodny. W dole pływały ryby systematycznie dokarmiane przez personel Cysterny. Cóż, każdy ma takie domowe zwierzątka, jakie lubi. Tu w dodatku w dowolnej ilości.

Zupełnie inaczej prezentuje się Ankara. Przerażony biurokracją i łapownictwem panoszącym się w Stambule Mustafa Kemal Atatürk przeniósł stolicę Turcji do maleńkiego miasteczka Angora, słynącego z hodowli kóz i spokoju. Z czasem nazwa została przekształcona w Ankarę. Bycie stolicą zobowiązywało, wobec czego miasto zaczęło się dynamicznie rozwijać. Próżno tu jednak szukać starówki lub domów pamiętających czasy sprzed kilku wieków. Można zobaczyć jedynie chylące się ku upadkowi, prowizorycznie sklecone domki, które budowano dawniej podczas jednej nocy, gdyż to zapewniało przejście domu na własność. Na ich gruzach powstają wciąż nowe, nowoczesne osiedla, drapacze chmur i budynki przeróżnych instytucji. Ankara jest miastem betonu, cegły i szkła.

Nie zachwyciły mnie ani Stambuł, ani stolica. Podziwiałem tradycyjne tureckie wioski. Wybudowane są zazwyczaj wokół centralnego placu obowiązkowo z meczetem, szkołą, sklepem i naturalnie z kawiarnią. To w niej całymi dniami przesiadują mężczyźni, dyskutując najczęściej o tym, jak tu zorganizować pracę swojej kobiecie. Pomimo bowiem rewolucyjnych zmian, jakie zapoczątkował Atatürk, sekularyzując państwo i wprowadzając prawa dla kobiet, na wsi nadal pracuje kobieta i nadal postrzegana jest jak za dawnych czasów, wyłącznie jako matka i gospodyni domowa. Ta mentalność zmienia się dopiero w dużych miastach, a tych nie ma w Turcji zbyt wiele. Pomimo to Atatürk czczony jest w tym kraju niczym święty i należy bardzo starannie ważyć słowa, gdy o nim mówimy. Ale o tym i o innych ciekawostkach opowiem Państwu następnym razem.

TurcjaTurcja
Jan Siwmir
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.