Kultura

Tygodnik „wSieci” prawie jak Goebbels

wSieciCzłowiek nie jest w stanie nie komunikować – dobrze znamy twierdzenie wyartykułowane przez polskiego medioznawcę oraz socjologa Tomasza Gobana-Klasa. Właściwie w każdym momencie życia uczestniczymy w społecznym dialogu – aktywnie włączamy się w życie publiczne lub jesteśmy biernymi świadkami politycznych, religijnych czy światopoglądowych debat. Komunikujemy i chcemy „się” komunikować. Nikt z nas nie jest, jak chciał tego poeta John Donne, samotną wyspą: „Każdy człowiek jest częścią mnie, a ja jestem częścią jego”. Jednak pod kamuflażem demokratycznej swobody komunikowania często czyhają manipulatorzy i mistrzowie prostych recept, którzy kulturę słowa zastępują kulturą obrazkową – ta ostatnia zwalnia nie tylko z krytycznego myślenia i umiejętności odróżnienia prawdy od fałszu, ale przede wszystkim działa na emocje odbiorcy. Żeby jednak czytelnika zatrzymać (zmanipulować), obrazek musi być sugestywny, ekspresyjny; i dobrze jest, jak rozdrapuje stare, jeszcze niezagojone rany, sięga głębiej po kompleksy i społeczne frustracje. W stanie obrazkowego oblężenia jest metoda i cel – tym celem jest władza budowana nie na rzetelnie opracowanych informacjach, ale ich interpretacjach. Mowa rzecz jasna o tabloidach, brukowcach, „rewolwerówkach” – o, jak dosadnie wyraził to polski aktor Maciej Stuhr, „ludzkich wszach”.

Bieżący numer braci Karnowskich „wSieci” rewolwerówką trzeba określić. Tytułowany na „odważny tygodnik młodej Polski” periodyk prawicy dumnie zapowiadał nową jakość pracy dziennikarskiej, której filary redaktor naczelny oparł na standardzie paktu faktograficznego: rzetelności, jasności i precyzji, obiektywności oraz prawdzie. Słowa były wielkie, intencje również – otóż na polskim rynku prasowym pojawiła się po raz pierwszy... polska prasa, z polskimi publicystami, reprezentująca polskie interesy oraz polską religię (smoleńską). Czapki z głów, klękajcie narody i ścielcie czerwone dywany – na horyzoncie świta nowych publicystów, misjonarzy, posłanników dobrej nowiny: dość antypolskiej propagandy w niemieckich i „koszernych” mediach; nigdy więcej żydowskiego, komunistycznego i gejowskiego lobby. Zbawiciele... odchodząc jednak od aluzyjnej, mesjanistycznej stylistyki waga sprawy wymaga, by powiedzieć wprost, również odważnie: okładka „wSieci” braci Karnowskich sięgnęła ideowego bruku, rynsztoka, w którym dawno nie taplały się wiodące tabloidy w Polsce. Chcąc wywindować sprzedaż, utopić konkurencyjne „Do Rzeczy” oraz przypodobać się prasie kościelnej (a przede wszystkim ojcu T. Rydzykowi) redaktorzy sięgnęli po niski chwyt marketingowy, który szerokim łukiem mija się ze standardami pracy dziennikarskiej i jej etyką, pogwałca – tak po prostu – ludzką przyzwoitość oraz chrześcijańską etykę miłości, a szczególnie z tą ostatnią Karnowscy powinni być za pan brat, tym bardziej że przypisują sobie pierwszeństwo w moralnym, obyczajowym i politycznym procesie odbudowy państwa polskiego oraz wyrokują o paradygmatycznych, wzorcowych normach pracy w mediach.

Decyzja redaktora naczelnego „wSieci” przekroczyła granice dobrego smaku. Znany publicysta został ubrany w mundur esesmana, widzimy trupie czaszki oraz ściśnięty w dłoni, polany ketchupem różaniec. Tytuł grzmi: „Nagonka na Kościół. Czy zatrzymają się dopiero, gdy zaczną ginąć księża”. W medialnej walce na epatujące emocjami i insynuacjami obrazki tygodnik nowej prawicy, wspierający prasę kościelną, przeciera (niestety) niechlubne szlaki do zaniżania cywilizacyjnych zasad prowadzenia społecznego dyskursu o sprawach ważnych i trudnych. Bodajże nigdy wcześniej, niezależnie od prawej, czy to lewej strony, liczące się na rynku prasowo-wydawniczym dzienniki czy tygodniki nie odważyły się otwarcie na tak słaby ruch, który zestawia konkretną osobę z hitlerowskim zbrodniarzem. Jednak to, co miało być w zamyśle prawych panów niedźwiedzią przysługą, może obrócić się przeciwko marketingowej strategii tygodnika, bowiem każdy racjonalny człowiek, choćby darzył Tomasza Lisa antypatią, musi stanąć w obronie prezentera. Mimo że szefowi „Newsweeka” nie jest obca praktyka szafowania tabloidalnymi okładkami oraz publikowania antyklerykalnych artykułów, to komunikat braci Karnowskich puścił wodzy niezdrowej fantazji, która może de facto zainicjować agresywne postawy wobec samego Lisa, osoby odpowiedzialnej za ewentualne mordy na duchownych (bowiem tak należy rozumieć zestawienie T. Lisa z Goebbelsem).

Tygodnik „wSieci” przysłużył się złej sprawie. Publikacje dziennikarzy „Newsweeka” podjęli bardzo istotny, niewątpliwie zamiatany pod dywan przez Kościół katolicki problem pedofilii wśród kapłanów. Problem, o którym publicyści spad znaku imperium medialnego ojca Rydzka nie chcieliby słyszeć, bowiem, jak też argumentuje Marzena Nykiel („dziennikarka” w owym obrzydliwym wydaniu), temat został rozdmuchany przez mainstreamowe, antykościelne media, którym przeszkadza „Kościół stojący na straży moralności i godności człowieka, nawołujący do przywrócenia należytego miejsca rodzinie, powrotu do tradycyjnych metod wychowawczych”1. Zdumiewające, że pisarka w tak zaszczytnym, prestiżowym i prawym tygodniku nie spostrzega logicznego i uzasadnionego powodu, dla którego to właśnie media rozliczają duchownych z nadużyć seksualnych lub przestępstw pedofilii. Powodów jest kilka, a pierwszym z nich jest wspomniana rola Kościoła w życiu społecznym, obyczajowym Polaków. Duchowni roszczą sobie prawo do spełniania funkcji „stróżów moralności”. Nie do przyjęcia jest fakt, że osoba wykształcona (czyli z zaawansowanymi procesami myślowymi) nie dostrzega przepaści między teoretyczną misją Kościoła a moralną i etyczną kondycją jego przedstawicieli. Po drugie: bagatelizowanie ostatnich wydarzeń jest świadectwem ignorancji, lekceważenia ofiar pedofilii, którym wspomniana „godność osobista” została odebrana właśnie przez osoby duchowne. Dowodzi to również brak empatii, wrażliwości autorki na dramat dziecka oraz brak świadomości, jak choćby jeden dotyk może zmienić życie w piekło (i jak trudno z tego piekła wyjść). Po trzecie: media patrzą na ręce duchowych również dlatego, że spełniają w życiu publicznym, społecznym m.in. funkcję kontrolną (gdzież pani pobierała lekcje z podstaw wiedzy o dziennikarstwie?).

Artykuł Marzeny Nykiel umiejętnie dobiera słowa i realizuje własną linię programową. Autorka pisze, że w programie Tomasza Lisa wystąpiły osoby, którym specjalnie leży na sercu nagonka na Kościół, dlatego też ich zeznaniom o molestowaniu przez księży pod żadnym pozorem nie można wierzyć. Za antyklerykalną kampanią stoją, jak twierdzi Nykiel, naziści, komuniści i ich spadkobiercy – publicystka wspomina o insynuacjach, o oskarżeniach wobec księży, którzy mieli dopuścić się przestępstwa. Wszystko to jednak fikcja wykreowana przez media (tu wymienia: Gazeta Wyborcza”, „Newsweek”, Onet, TVN, Polsat oraz... TVP), bowiem prawdziwe, rzetelne „informacje nie mają szansy przebicia się do mediów”2. Ale o tych prawdziwych informacjach, o których manipulatorka albo celowo nie wspomina, albo nie ma takiej wiedzy (wtedy tym większy wstyd) – dowiadujemy się właśnie z owych masońskich mediów. W 2001 roku wybucha skandal z udziałem proboszcza we wsi Tylawie, dopiero po wyroku skazującym abp Józef Michalik przenosi księdza do sąsiedniej miejscowości. Przed rozprawą arcybiskup Michalik oskarża „Gazetę Wyborczą” za antyklerykalne pomówienia i oszczerstwa. Kilka tygodni temu papież odwołuje „nuncjusza apostolskiego z Dominikany w związku z oskarżeniami o molestowanie nieletnich. Chodzi o polskiego abp. Józefa Wesołowskiego. Równocześnie wypływa historia innego polskiego księdza pracującego w Dominikanie i oskarżonego o pedofilię, Wojciecha Gila. Nie mija tydzień, a media donoszą o kolejnej aferze: ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej abp Henryk Hoser nie odwołał proboszcza skazanego w marcu 2013 r. za nadużycia seksualne. Uczynił to dopiero po ujawnieniu sprawy przez dziennikarzy”3. Przypomnę o ofierze księdza pedofila z województwa zachodniopomorskiego. Proces startuje jeszcze w tym miesiącu.

Na łamach „wSieci” rozegrał się karnowski dramat. W roli kata wystąpiły owieczki, w roli ofiary – hierarchowie Kościoła. Los bohaterów został z góry przesądzony przez nieomylnych Braci. Publiczność została zmanipulowana, w końcu robi za marionetki. Sceneria potrząsnęła hitlerowskimi rekwizytami, a akcja toczyła się makiawelistycznymi metodami. Po trupach… do celu.

Mariusz Rakoski
  1. Nykiel M., Brunatne pióra, „wSieci” 2013, nr 41, s. 17.

  2. Tamże, s. 17.

  3. Pawlicka A., Arcywpadka, „Newsweek” 2013, nr 42, s. 16.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.