Kącik poezji

Wolę śmieszność pisania wierszy

Wisława SzymborskaZaprawdę trudne to dwa wersy. Od kilku dni kołaczą mi się w głowie strzępki myśli. Nie chcą jednak za cholerę się ułożyć w coś konkretnego. Wychodzę z psem. Już, już powstaje fragment tekstu, a wracam do domu i znowu bałagan. Okay, myślę, zapalę przy okienku w kuchni, pomyślę, poukładam. Nic… Może faktycznie to nie jest żadne krygowanie? Może rzeczywiście są dla mnie za trudne? Dla kogoś, kto nie potrafi wymienić innych środków poetyckich poza metaforą, personifikacją, animizacją, hiperbolą, powtórzeniem, porównaniem, a co dopiero omówić je w wierszu, bądź samemu użyć. Ba! Parafraza to już jest kłopot. Jak mogę ten fragment odczytać, zrozumieć, jeżeli poezja to dla mnie tylko Gałczyński, Staff i Leśmian? No, może jeszcze Cwietajewa, Achmatowa, bo resztę poetów w „Twórczości” czy „Zeszytach Literackich” omijam. Albo czytam jak prozę, szukając w strofach fabuły, prostych pytań i prostych odpowiedzi, opisu ludzkiej kondycji jak z Maraia lub Kertesza. Dlatego jeszcze Mandelsztam…

Czy w ogóle da się coś sensownego powiedzieć o tych dwóch linijkach, wyrywając je z kontekstu wiersza? Oj, da się. Cóż, trudno, pójdę na żywioł. Pojadę po bandzie, jak mawia młodzież. Chociaż, jak tu pozbyć się wrażliwości i delikatności, gdy te cechy przypisuje się nie tylko twórczości poetki, lecz także jej samej? Uroczo uśmiechnięta starsza pani filiżankę z kawą trzyma za uszko dwoma palcami jak należy. Kawa pewnie z ekspresu. Chciałoby się dodać, że z mlekiem, lecz chyba nie, bo przecież „Black coffee” Elli Fitzgerald w tle. A może to tylko pozory, któreśmy sobie wymyślili i przykleili tam, w inteligenckim Krakowie. Czy słyszeliście „Black coffee” w wykonaniu Peggy Lee? Też jazzmanka. Też genialna. Tyle, że biała. O, właśnie! Aż ciśnie się to na usta: wbrew pozorom! Przy jej wykonaniu to, co śpiewa czarna, niby o lekko zachrypniętym, co jest tak charakterystyczne dla czarnych wokalistek, głosie Fitzgerald, brzmi słodko, musicalowo, tak porządnie, tak cukierkowo. To ta biała Lee jest zadziorna, ostra, przejmująca. To jej „Black coffee” powoduje, że filiżankę trzeba postawić na stoliku, bo może wypaść z dłoni. To jej tembr głosu sprawia, że nie trzeba strzepywać popiołu, bo papieros tak drży.

W tych dwóch wersach taka jest właśnie Szymborska. Jak Peggy Lee. Można skopiować tutaj te same epitety. Ale najpierw pozory. Pozory budowy świata prostego, łatwo podzielonego na dwie części. Z jasno zaznaczoną granicą. Dobro i zło. Biel i czerń. Żadnych złamań kolorów, uczuć, emocji. Czy tak właśnie Szymborską omawiają w gimnazjum i liceum, a potem snują się po świecie tacy durnie jak ja? Nie wykluczam. A przecież tutaj aż kipi, zaraz nastąpi erupcja, wybuch. Ułożony świat przewraca się do góry nogami. Diabli porywają delikatność, a bogowie łakną krwi! Wyłania się poetka ironiczna, cyniczna, sarkastyczna jak w „Poczcie literackiej”.

Czy wola to wolny wybór? Pewnie tak, ale z jakimiś konsekwencjami. Zwykle niezbyt sympatycznymi. Chociaż, w jaką stronę się nie obrócę, to i tak nie będzie dobrze. Mimo to biorę na siebie ciężar kpin. Mogę się dzięki temu poczuć lepszy, znamienitszy, patrycjuszem sztuki, kultury. Patrycjuszem tego świata. A kim jest mój antagonista? To plebejusz? Parias, gdy nazywa „Praską” Mozarta, koncerty brandenburskie Bacha - rzępoleniem? Gdy niby w trosce o mnie, o moje finanse, o moje zdrowie psychiczne twierdzi, że nigdy nie zbuduję domu, bo wydaję forsę na książki, muzykę i filmy. A ja wolę, tak, właśnie wolę za szkłem Bergmana i Allena niż kryształy, półki z książkami zamiast pustych białych ścian, Counta Basiego zamiast zetki. Tylko czy ten kastowy podział jest jasny? Czy ja i on stajemy po obu stronach zasieków, kolczastego druku i drwimy z siebie nawzajem, obrzucamy błotem szyderstw? Jednak nie. Przecież „Możliwości” wybuchają mi w sercu i duszy. Deszczem ognistych kulek spada osiem słów. Nagle zaczynam myśleć głową i czuć sercem, jak śpiewa jedna z tych o głosie zdartym, przepitym, przepalonym. Mamy równe prawa. Jesteśmy tacy sami. Mój Boże! To przecież wraca delikatność. Szymborska nieprawdopodobnie zatacza koło. Wracam do tego samego miejsca. Do wrażliwości, uspokojenia i ciepłego uśmiechu. Mimo, że nigdy się nie zrozumiemy, powinniśmy się tolerować, traktować z szacunkiem. Żyć, obaj skazani na śmieszność, bo większość traktuje palce jako narzędzie do wytykania. On niech jednak liczy nimi pieniądze, ja będę w nich trzymał pióro, stukał w klawiaturę.

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.