Powieści i opowiadania > W cytrynowym świecie

Płynąć po niebie

W jednym z hipermarketów, w ciasnym zbiorniku z wodą, mieszkał Karp o dużych, rozmarzonych oczach... Wieczorem, gdy pracownicy sklepu gasili ostatnie światła, wypływał na wierzch zbiornika i spoglądał wysoko za okno. Patrząc w niebo marzył, aby przedostać się za grube ściany hipermarketu i zatonąć w głębi przestworzy. Drobne, święcące punkciki na nieboskłonie brał za świecące rybki, odmianę wodnych świetlików. Potrafił wpatrywać się w nie godzinami.

- Gdybym tak mógł chociaż dotknąć tej oceanicznej toni... - marzył zadumany Karp.

Pewnego dnia jeden z starszych braci Karpia zauważył, jak ten tęsknym wzrokiem spogląda w stronę nieba.

- Bracie, po co ci te złudne marzenia? Wiesz przecież, że nasz los jest już z góry znany. Wszyscy zginiemy na świątecznym stole. Skup się na teraźniejszości, w ciasnym zbiorniku nie ma miejsca na marzenia.

Karp jednak nie przejął się słowami brata. Płynąc pośród szlamu wyobrażał sobie, że zanurza się w niebiańskich głębinach. Nawet płytki, plastykowy pojemnik nie mógł ograniczyć jego myśli. Był szczęśliwy wiedząc, że jest tak blisko wspaniałego bezkresu, magicznie oświetlonego morskimi świetlikami.

Żył w swoim własnym, zaczarowanym świecie, dopóki nie wybudziła go z zamyślenia śmierć jednego z braci. Karp cudem uniknął własnego końca. Zbliżyła się do niego ręka pracownika hipermarketu trzymająca podbierak. Już czuł oddech śmierci na własnym grzbiecie... Na szczęście w ostatniej chwili starsza pani zrezygnowała z zakupu drugiej ryby. Do końca życia Karp pamiętał wzrok swojego brata spoglądającego na niego zza przezroczystej reklamówki. Pełen przerażenia, beznadziejności a zarazem niesamowitego spokoju i pogodzenia się z własnym losem.

W ten dzień Karp zauważył, że woda w której pływa wcale nie ma koloru czarnej perły, a raczej mało wyszukanej smoły. Zapach, który unosił się nad zbiornikiem, nie pachniał darami morza, a nadchodzącą śmiercią.

- Kim ja jestem, żeby wyobrażać sobie, że mogę zmienić własny los? - myślał.

Z dnia na dzień oczy Karpia traciły swój dawny blask. Ogarnęła go szarość. Dni zlepiały się w jedną całość. Każdy dzień był taki sam. Od czasu do czasu zerkał tylko w stronę nieba aby przypomnieć sobie o swoich naiwnych marzeniach. Niespostrzeżenie pogodził się ze swoim losem. Był przecież tylko rybą, nie miał prawa wymagać od życia czegoś więcej niż wody niezbędnej do dalszej egzystencji. A on był kiedyś taki naiwny! Ha ha! Wyobrażał sobie, że będzie pływał po niebie! Dlaczego to właśnie on miałby dostąpić tego zaszczytu?!

Pewnej nocy, kiedy Karp kątem oka zerknął na niebo aby przypomnieć sobie o swojej głupocie, coś zobaczył. Tak go to zainteresowało, że podpłynął bliżej okna.

- Nie, to nie możliwe! Nie wierzę! Ja chyba śnię. To nie może być prawdą. – oczy Karpia otworzyły się szerzej i pojawił się w nich nieśmiały blask.

- Świetliki na niebie utworzyły kształt ryby. I to nie jednej, są dwie! - głośno powiedział, aby sam siebie przekonać o tym niesamowitym zjawisku.

- To nie może być przypadek. To znak, że jeszcze nie wszystko stracone. Będę walczyć, żeby spełnić swoje marzenia! Skoro te ryby mogą pływać po niebie to i ja mogę!

Karp pierwszy raz od dłuższego czasu zasnął z lekkim uśmiechem na ustach.

Kolejny dzień nie okazał się dla Karpia szczęśliwym. Rano przyszedł do hipermarketu pan Zygmunt. Niski pan w średnim wieku, z dużym brzuchem wystającym zza flanelowej koszuli. Parę sekund drapał się po brudnym nosie. Po czym wyciągnął swój gruby palec wskazując na Karpia.

-Ten! - powiedział zachrypniętym głosem

Karp starał się uciec. Niestety sprzedawca był szybszy. Wrzucił go do reklamówki. Karp nagle zaczął się dusić. Gdy próbował łapać oddech reklamówka zwężała się i zatykała jego skrzela. Czuł jak pomału traci świadomość. Poddać się! Musi się poddać! Przestać kręcić się w reklamówce, co utrudniało mu jeszcze bardziej oddychanie. Musi pogodzić się z losem. Tak miało być i nic już się nie zmieni. Pozostało mu tylko godnie umrzeć...

- Ale nie! Ja się nie zgadzam! Chcę mieć wpływ na własne życie, a nie zawsze płynąć zgodnie z jego biegiem! W życiu nie chodzi o to, żeby wszystko było łatwe. Lepiej być ciężko rannym w walce o swoje marzenia, niż zdrowym, który nie podjął wyzwania. - myślał na wpół przytomny Karp.

Karp zebrał w sobie całą siłę i silnymi uderzeniami ogona poluzował siatkę. Pochwycił w swoje skrzela dużą ilość powietrza i wyskoczył z reklamówki. Zaskoczony pan Zygmunt ruszył w pościg za swoją rybą. Mimo ogromnego wysiłku, jaki wkładał Karp w ucieczkę, dystans między nimi drastycznie się zmniejszał. Jeszcze parę sekund i Karp wróci do reklamówki, tym razem już na zawsze.

Karp stracił przytomność. Nigdy się nie dowiedział, że chwilę później podniósł go jeden ze sprzedawców hipermarketu. Zachwycony tak wielką siłą przetrwania u Karpia, wybłagał pana Zygmunta, aby odsprzedał mu swoją rybę i to po podwójnej cenie. Sprzedawca miał oczko wodne przed domem. Kupił już parę pięknych okazów egzotycznych ryb. Umieścił tam także Karpia.

O północy Karp przebudził się. Na ciemnym niebie świeciły gwiazdy, które odbijały się w granatowym lustrze wody. Niebo zlało się z wodą, tworząc jedną całość.

- Pływam po niebie - pomyślał wzruszony Karp.

Olga Zabielska
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.