Pierwszy raz do Albanii wybraliśmy się w lipcu 2011, na własną rękę i własnym samochodem. Mimo wielu krytycznych głosów, postanowiliśmy sprawdzić na własnej skórze jak w Albanii jest naprawdę. Trasę zaplanowaliśmy tak, żeby przejechać przez cały kraj od północy na południe. Przed wyjazdem skontaktowałam się również z polskim konsulem w Tiranie, a on rozwiał ostatecznie nasze wątpliwości, co do słuszności wyboru celu wakacyjnego.
Nasze pozytywne doświadczenia, piękne miejsca, bardzo życzliwi i pomocni ludzie sprawili, że staliśmy się miłośnikami tego kraju i już planujemy kolejne wyprawy.
Do Albanii wjechaliśmy od północy, przejściem granicznym z Czarnogórą Sukobin – Murigan. Jeszcze parę lat temu były tam tylko drewniane budki, teraz wybudowano eleganckie budynki służby celnej. Zanim tu jednak dotarliśmy, musieliśmy postać trochę w kolejce do odprawy, a to za sprawą Albańczyków, którzy wjeżdżali do kraju (zdecydowana większość w samochodach ze szwajcarską lub austriacką rejestracją – bardzo wielu Albańczyków w tych krajach pracuje). Odprawa przebiegła bez żadnych problemów i wjechaliśmy pełni obaw na nieznane nam terytorium.
Pierwszym etapem naszej podróży był Shköder, duże miasto na północy Albanii. Tu też spędziliśmy pierwszą noc. Następnego dnia, jadąc drogami: SH1, SH2 i SH4 dotarliśmy do Fier, a stamtąd przez Tepelene, Gjirokaster, Sarande do Butrinti. W Butrinti i Ksamil na samym południu Albanii spędziliśmy pierwszy tydzień naszej podróży. Celem drugiego tygodnia naszej wyprawy był Berat, położony nad rzeką Osum, w centralnej części kraju.
Jeśli chodzi o drogi, to Albańczycy dopiero od kilku lat je budują. Za czasów Envera Hodży posiadanie prywatnego samochodu było zabronione, nie potrzebne więc też były i drogi. Nikt też nie miał prawa jazdy, bo i po co. Tak więc kierowcy na Albańskich drogach są trochę „mniej doświadczeni” i jeżdżą dość brawurowo. Pierwsze dni wymagały od nas niebywałego skupienia za kierownicą, oczy dookoła głowy były niezbędne.
Większość dróg, którymi poruszaliśmy się po Albanii jest asfaltowa. Są też fragmenty autostrad. Jeszcze jednak w wielu miejscach, poza drogami głównymi, oznaczonymi symbolem SH, jeździ się po różnych nawierzchniach, co jest uzależnione od etapu budowy tychże dróg. Buduje się dużo i sprawnie, ale ponieważ sieć dróg jest bardzo ograniczona, nie robi się tu objazdów. Ruch puszcza się więc po tym co jest akurat zrobione. Zdecydowanie najgorzej jeździło nam się jednak po drogach, na których remont się w ogóle jeszcze nie rozpoczął – okropne dziury w pozostałościach starych, asfaltowych tras. Tu zdecydowanie najlepiej sprawdzałyby się samochody terenowe, nasza Toyota Avensis niestety nie wszędzie mogła dojechać. Kolejne typy dróg, zdarty asfalt do żywego, czyli gleba, a także różnego rodzaju szuter i kamyki miały tę zaletę, że było równo i jechało się całkiem nieźle, niestety prawie zawsze w kłębach pyłu.
Dobrą alternatywą dla podróżowania własnym samochodem po albańskich wertepach, zwłaszcza dla tych, którzy nie posiadają samochodów terenowych, jest korzystanie z autobusów albańskich, którymi za niewielką opłatą można dojechać dosłownie wszędzie, a i w czasie drogi nawiązać kontakty towarzyskie z miejscowymi.
W Albanii jest sporo zabytków, które z pewnością są warte odwiedzenia. Butrinti, Berat i Gjirokaster są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wschodnia część kraju jest znacznie mniej zaludniona i głównie tu można zachwycać się prawie dziewiczą przyrodą i pięknymi widokami.
Najmniej spodobały nam się wielkie nadmorskie kurorty. Są brudne, pełne ludzi, to tu bowiem Albańczycy spędzają urlop. Są one także wielkimi placami budowy. Tak więc, może się zdarzyć, że dookoła pięknego hotelu, w którym zarezerwowaliśmy miejsce, powstają kolejne hotele, a my zamiast cieszyć się spokojem i pięknymi widokami, oglądamy dźwigi i koparki.
Tak jak pisałam, to była nasza pierwsza wizyta w Albanii i udało nam się zobaczyć zaledwie niewielką część tego pięknego kraju. Wszystkie miejsca w których byliśmy, możemy śmiało polecić.
Shköder – duże miasto na północy kraju, nad jeziorem Szkoderskim. Miasto pełne sprzeczności, nowoczesne hotele powstają obok starych walących się budynków. Eleganckie sklepy światowych marek obok bazarów i sklepików z tandetną odzieżą.
W centrum miasta znajduje się ładny deptak z eleganckimi kawiarniami i miejscami do siedzenia pośrodku. We wczesnych godzinach zupełnie pusty, po godzinie 18.00 trudno tu znaleźć jakiekolwiek wolne miejsce. To jeden ze zwyczajów Albańczyków, po 18.00 wszyscy w miastach wychodzą z domów na spacer lub posiedzieć w kawiarni. Główne ulice zapełniają się. Męska część społeczeństwa zasiada w knajpkach lub przed nimi, a żeńska, dzieci i starsze osoby spacerują środkiem ulicy. Wszyscy rozmawiają ze sobą i nawiązują kontakty.
Przy wjeździe do miasta można zobaczyć na wzniesieniu ruiny zamku, który można zwiedzać. Z góry można obejrzeć miasto i jezioro. Shköder jest też dobrą bazą wypadową w pobliskie góry.
Ksamil – niewielka miejscowość nadmorska na południe od Sarande. Ładne, małe plaże, ale zagospodarowane – znajdują się tam knajpki, można wypożyczyć leżaki. Plaże są sprzątane na bieżąco, woda w morzu czysta, im dalej od centrum tym mniej ludzi i ładniej. Kilka hotelików i sporo ofert prywatnych kwater.
Butrinti – starożytna osada na południu Albanii położona na małym półwyspie nad jeziorem o tej samej nazwie, które jest połączone kanałem z morzem. Osada pochodzi z VII wieku p.n.e. Wykopaliska znajdują się na terenie Parku Narodowego Butrint, a stanowisko archeologiczne jest wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Oprócz okazałych wykopalisk, można podziwiać piękną przyrodę. Osadę otaczają mokradła, słonowodne laguny i rzeki będące siedliskiem wielu rzadkich gatunków ptaków, owadów i płazów.
Syri i Kälter (Blue eye) – niewielkie źródełko, które wybijając wodę z wielką siłą i tworzy rzekę. Znajduje się przy drodze prowadzącej z Sarande do Gjirokaster. Woda w źródle ma przepiękny turkusowy kolor. I choć jest okropnie zimna (10 stopni) warto w niej choć zanurzyć stopy. Nad rzeką są restauracje, gdzie można coś wypić i zjeść. Za czasów komunistycznych było to ulubione oraz pilnie strzeżone miejsce odpoczynku i biesiadowania „komunistycznej wierchuszki”.
Gjirokaster – miasto na południu Albanii, nazywane „miastem tysięcy schodów”. Piękne, wąskie, strome uliczki, z zabytkowymi domami po obu stronach. Na wzgórzu znajduje się twierdza (można zwiedzać za niewielką opłatą), stąd też jest piękny widok na całe miasto. W sklepikach pełno jest gadżetów z podobizną Envera Hodży, bo tu się urodził. Sklepikarze i ludzie tam mieszkający podkreślają to z dumą. Chcą też pokazywać jego rodzinny dom.
Berat – kolejne zabytkowe miasto, tym razem „tysiąca okien”. Leży nad piękną rzeką Osum. Dużo zabytków, właściwie całe miasto jest godne obejrzenia. Warto wspiąć się na góry położone po obu stronach rzeki i obejrzeć zamek wraz z całą częścią miasta, która wciąż jest zamieszkana. Właściciel niewielkiego baru chętnie opowiada o dalszej i bliższej historii miasta. Zarówno osmańskie, jak i tureckie zabytkowe domy po obu stronach rzeki zachwycają swoim pięknem.
Warto również pochodzić pieszo po okolicznych wzgórzach na obrzeżach miasta. Widoki są niezapomniane.
Rzeka Osum jest wyjątkowo piękna i tworzy w wysokich skałach malownicze przełomy. Kaniony zaczynają się już od Corovode, można tam dojechać autobusem, a potem udać się na piechotę wzdłuż rzeki. Na wiosnę i jesienią wiele firm oferuje tu rafting. W lecie, kiedy rwąca rzeka staje się małym strumykiem, można iść od Corovode jej korytem i podziwiać ogromne skały po obu jej stronach.
Niedaleko od Beratu znajduje się Bogove, niewielka miejscowość z kolejną atrakcją przyrodniczą – Kaskady Bogove z naturalnymi wodospadami i pięknymi skałami. Niestety warte obejrzenia są jedynie w chłodniejszych okresach roku, kiedy nie jest sucho.
Walutą obowiązującą w Albanii są Leki. Jest ona jednak bardzo trudno dostępna w Warszawie. Dobrym wyjściem jest więc zakupić na podróż Euro – w każdym mieście, w którym byliśmy, są kantory, w których można wymienić Euro na Leki. Dodatkowo w wielu miejscach rozliczać można się w europejskiej walucie, co często cieszy Albańczyków.
W Albanii płaci się głównie gotówką, więc Leki trzeba mieć. Kartą można zapłacić w niektórych hotelach wyższej klasy i na nowoczesnych stacjach benzynowych. W miastach jest również sporo banków, gdzie można skorzystać z bankomatu.
W Albanii jest tanio. Dużo tańsze są produkty żywnościowe, ale także jedzenie w restauracjach. W sklepach właściwie można kupić wszystko, jak u Polsce. Na straganach znajdziemy pyszne i tanie owoce.
Bez problemów można również znaleźć restaurację i kawiarnię. Te ostatnie są zwykle eleganckie, klimatyzowane, ponieważ są ulubionym miejscem spędzania wolnego czasu Albańczyków. Kawa jest też bardzo dobra. W restauracjach ceny są bardzo przystępne, a jedzenie smaczne.
Benzyna kosztowała w zeszłym roku około 1 Euro za litr. Stacje benzynowe rosną tam jak grzyby po deszczu, są dosłownie wszędzie.
Albańczycy mówią głównie po albańsku. Słyszałam od pewnego Greka, że to prosty język i można go się bardzo szybko nauczyć. Dla nas niestety był niezrozumiały i niepodobny do żadnego z języków, którymi się posługujemy.
Obsługa w hotelach w większości przypadków mówi po angielsku, dość często po włosku. Na ulicy, w mieście, trudno jest jednak znaleźć kogoś, kto by tych języków używał. Dla Albańczyków nie stanowi to jednak żadnego problemu w kontaktach z obcokrajowcami, ich uczynność i chęć pomocy czyni cuda.
W większych miastach i miejscowościach turystycznych można znaleźć hotele na każdą kieszeń, od 3 do 5 gwiazdek. Te najlepsze są jednak dość drogie. W 3-gwiazdkowych, w zeszłym roku, nocleg 1 osoby ze śniadaniem kosztował około 20 Euro. Coraz częściej jednak można znaleźć w internecie oferty prywatnych pensjonatów i kwater i są one znacznie tańsze.
Najbardziej podczas naszej podróży ujęli nas sami Albańczycy. W większości to ludzie prości i biedni. Jednak jak na Południowców przystało, są narodem wesołym i otwartym. Turyści są tu traktowani wyjątkowo i wszyscy dbają o to, żeby czuli się w Albanii dobrze i mieli wszystko, czego im trzeba. W wielu miejscach czuliśmy się tak, jakbyśmy to my byli atrakcją turystyczną. Nigdzie nie spotkaliśmy żebraków, nikt nas nie oszukał, a nawet nie próbował, nikt nie chciał od nas wyciągnąć pieniędzy. Na każdym kroku czuliśmy serdeczność i życzliwość. Począwszy od pracowników hoteli, którzy codziennie przy śniadaniu przedstawiali nam nowe atrakcje turystyczne, żebyśmy mieli możliwość poznania w okolicy wszystkiego, co jest warte obejrzenia, poprzez kierowców autobusów i ludzi nimi jeżdżących, gdzie każdy chciał coś do nas powiedzieć i pilnował gdzie mamy wysiąść, a potem odebrać nas koniecznie w drodze powrotnej.
Zawalone szkielety domów – wbrew opinii niektórych internautów, to nie brak umiejętności budowniczych albańskich. Wszystkie te domy zostały wybudowane nielegalnie i Państwo właśnie w ten sposób rozprawia się z plagą nielegalnego budownictwa, podkładając ładunki wybuchowe pod to co powstało. Szczególnie dużo takich smutnych, pochylonych szkieletów można zobaczyć w atrakcyjnych miejscowościach turystycznych.
Schrony – wzdłuż całego wybrzeża na plażach znajdują się małe schrony, obsesja Envera Hodży.
Policja – Albańczycy boją się policji drogowej, bo często zatrzymuje za przekraczanie szybkości i wlepia mandaty. Policja stoi właściwie w każdym zacienionym miejscu wzdłuż drogi, a na pewno pod każdym wiaduktem lub kładką dla pieszych. My staraliśmy się jechać zgodnie z przepisami, ale i tak parę razy nas zatrzymano. Jednak w związku z niemożnością dogadania się (mówią wyłącznie po albańsku), nasze spotkania kończyły się na niczym, ale w przyjaznej atmosferze i byliśmy żegnani bardzo serdecznie.
Byrek – tradycyjna potrawa albańska, ciepłe ciastko z serem lub szpinakiem w środku. Smaczne i tanie.
Caj Mali – herbata z regionu Alp Albańskich robiona z roślin tam rosnących. Do kupienia w całej Albanii. Podobno ma działanie lecznicze, przeciwdziała przeziębieniom i grypie, wzmacnia odporność i rozgrzewa.
Skanderbeg – albański bohater narodowy, walczył o niepodległość kraju w XV wieku, w wielu miastach stoją jego pomniki. Jest to także nazwa najbardziej znanego towaru eksportowego Albanii – koniaku.
Raki – albański napój alkoholowy, na bazie owoców, smakowo zbliżony do bimbru, najsmaczniejszy jest z orzechów.
Generalnie w Albanii podobało nam się wszystko, no może z wyjątkiem śmieci, które czasami zaburzają piękne widoki. To kraj, który ma jeszcze dużo do zrobienia w wielu sferach, ale zmienia się bardzo dynamicznie, co widać na każdym kroku, szczególnie w dużych miastach, czy kurortach nadmorskich. Powoli też Albańczycy zaczynają przyzwyczajać się do zagranicznych turystów i myśleć o turystyce, jako źródle dochodów.
Pozostało więc pewnie niewiele czasu, żeby zobaczyć Albanię, taką jaka jest w tej chwili, zanim upodobni się do Czarnogóry czy Chorwacji. W przyszłe wakacje planujemy kolejną podróż do Albanii, tym razem dłuższą i zahaczającą o inne regiony tego kraju. Zamierzamy też kilka dni wędrować po Alpach Albańskich.
Albańskie przygody:
Prokletije (Góry Przeklęte) 2009, cz. 1 – Niezapomniany smak wody (23 zdjęcia)Prokletije (Góry Przeklęte) 2009, cz. 2 – Maja niejedno ma imię (32 zdjęcia)Albańska przygoda (cz. 1): Korfu – Saranda – Butrint – Niebieskie Oko (6 zdjęć)Albańska przygoda (cz. 2): Gjirokastra – Berat – Macedonia – Korab (14 zdjęć)Albania 2011 – piękny kraj, życzliwych ludzi (18 zdjęć)Od kanionu do kasztelu (Albania) (25 zdjęć)Albania 2 lata później, lipiec – sierpień 2013 (17 zdjęć) Hura, znowu Albania! (27 zdjęć)