Felietony > Tipy z pipy – czyli pamiętnik idealnego pana domu

Historia dwóch punktów karnych z niewolnicą Isaurą w tle

4.06 – Mandat

MandatJak na idealnego Pana Domu przystało, sobota – dzień prania, sprzątania i generalnie robienie wszystkiego kończącego się na *.ania... Tak, dobrze przeczytaliście – single muszą swoje kuwety sobie sami ogarniać – żadna Niewolnica Isaura tego za nich nie zrobi. Nikt mi jednak nie wmówi, że sprzątanie popłaca. Na moim przykładzie doskonale widać, że jednak lepiej mieć bałagan i grubą warstwę pixie dustu na meblach.

Ogarniam dzisiaj na luzie swoją melinę, ryję po szafkach, wyrzucam, co już dawno powinno zostać wyrzucone (mam taki system, w którym po trzeciej iteracji sprzątania, daną rzecz wywalam, jeżeli nie była potrzebna). A tam petarda! Stary, NIEOPŁACONY (sic!) mandat za jazdę bez pasów! Tak się zdżaźniłem, że aż kuźwa opłaciłem.

Sama okoliczność otrzymania mandatu była na tyle niezwykła, że aż warta opisania. A było to tak: once upon a time... wracam ja sobie na wioskę z PT. Czego jak czego, ale w czwartek o 21:30 w centrum (jak to dumnie brzmi hue hue;-)) mniejszej miejscowości, bardziej prawdopodobne jest, że drogę przetnie ci jednorożec, pegaz czy jakieś tam inne yeti niż spotkasz policyjny radiowóz. No chyba, że akurat stary Paciaciak znowu leje starą Paciaciakową.

Zwalniam, zatrzymuję się, opuszczam szybę. Chociaż atawizm krzyczy: dodaj gazu, uciekaj!;-) Sytuacja beznadziejna, nic nie dało się zrobić, więc nawet nie próbowałem. Myślę sobie – może nie zauważy, jeszcze nie wszystko stracone, jest szansa.

Jedna Pani Władza (bo sztuk dwie było, obie kobiety, w sumie muszę się kiedyś dowiedzieć czemu występują parami), przedstawia się, że Aspirantka taka i taka. Z wrażenia już nie dosłyszałem czy junior, regular czy może jednak senior. Świeci latarką (może nie dowidziała?) i pyta „A gdzie to się ma pasy, a?”. Z oczywistych względów powstrzymałem się ze wskazaniem, gdzie to w pojazdach mechanicznych kołowych się od lat montuje. Wtedy jeszcze głupi, liczyłem na pouczenie.

Na ziemię sprowadziło mnie jednak wyplute z siebie na jednym wydechu „poproszę prawo jazdy, dowód rejestracyjny i ubezpieczenie OC”. Zapanowała panika – czy ja to wszystko mam przy sobie? Laweciara (tak pieszczotliwie nazywam swoją Lagunę) została przetrząśnięta, prawie wywrócona na lewą stronę. Wszystko na szczęście po chwili konsternacji się znalazło.

Wręczam komplet dokumentów Pani Władzy. Pada wyrok: „mandat karny w wysokości 100zł i 2pkt”. W tym momencie uruchamiam cały swój seksapil (jakbym kurde jakiś miał;-)), urok osobisty ustawiam na 110%, trzepocę rzęsami tak, że mało oczodołów z gałek nie opróżniam i tłumaczę, że pojęta jednostka jestem, szybko się uczę i w ogóle...

Pada szybkie: „Nie! Ma pan jednak prawo do odmowy przyjęcia mandatu, wtedy sprawę kierujemy do sądu (tu padła konkretna nazwa jakiegoś terenowego oddziału Temidy, który nie wiedzieć czemu zawsze kojarzy mi się z byłą już posłanką – Anną G.)”.

Oczywiście mandat przyjąłem, choć teraz myślę, że może jednak Anna Maria Wesołowska by mnie ułaskawiła? Jestem przecież jej wielkim fanem.

W celu wypisania mandatu jedna Pani Władza zabrała dokumenty i dała dzidę w kierunku radiowozu, który niezamknięty, odpalony sobie grzecznie czekał.

Druga Pani Władza w tym samym czasie, kursując na linii ofiara – radiowóz, uprzyjemnia mi oczekiwanie na pamiątkowy druczek rozmową (to sie dopiero nazywa dbanie o dobry customer experience). To sobie gawędzimy. „A gdzie to się jedzie?” pada pytanie. Człowiek od dziecka nauczony, żeby aparatu państwowego nie okłamywać, wypala: „Do DINO po wino!”. Czasami naprawdę nie mam wpływu na to, jakie rymy ze mnie wyciekają. Lekkie zmieszanie mojej rozmówczyni, ale konwersacja trwa nadal.

„Panie Kamilu Marcinie” – co najmniej jakby kurde człowiek z jakiejś dynastii pochodził czy cuś – „z takich lepszych informacji, nie jesteś Pan poszukiwany, a pojazd nie jest kradziony”.

Uff... chociaż tyle.

Brniemy w rozmowę dalej. Pani Władza widząc mój w dalszym ciągu lekki smutek, postanawia mnie pocieszyć – „Niech się Pan nie martwi, ja też swój pierwszy mandat za pasy dostałam!”. Myślę sobie, brawo Ty i brawo ja! Coś nas jednak łączy. W tym czasie nadchodzi druga Pani Władza, wręcza mi dokumenty, ręcznie wypełniony pamiątkowy mandacik i druczek do wpłaty. Konwersacja zostaje zakończona. Następuje uroczyste pożegnanie, życzenie szerokości i rozejście się. Zamykam więc szybę, zapinam pasy (!), uruchamiam silnik i kontynuuję swoją dalszą podróż do DINO po wino. Wpadam, kupuję i płacę.

Wracam oczywiście tą samą drogą. Jadę sobie na długich (a co!), próbując oślepić swoje nowo poznane koleżanki (bo ja generalnie wredota straszna jestem). Oczywiście zostałem ponownie zatrzymany (łapały wszystkich jak leci), aż mi się takie teżewe zrobiło;-) Z wielkim bananem na ustach opuszczam szybę, pokazuję zapięte pasy, ciepły jeszcze mandat i wypalam: „Ja już mam!” Zostaję puszczony wolno, z nakazem co by się już im dalej na rejonie nie kręcić.

A wszystko to przez Biedrę, bo jest tylko do 21 czynna!

Do zapamiętania: jeździć w pasach i nie sprzątać, bo to kosztuje (minimum 100 do hajsu).

7.06 – Niewolnica Isaura

IsauraMam dla Was ciekawostkę, dzięki której będziecie mogli zabłysnąć w towarzystwie (ostrzegam, niektórzy mogą was jednak wziąć za dziwaków!). Natrafiłem na nią, gdy robiłem risercz do poprzedniego tematu. Czy wiecie, że (według polskiej Wikipedii) serial „Niewolnica Isaura” został nakręcony na podstawie powieści liczącej zaledwie 178 stron?

W sumie nakręcono 100 odcinków, liczących po pół godziny każdy. Daje to razem 50 godzin!I człowiek się później dziwi, że ze schodów można spadać przez trzy odcinki, a dopiero w piątym okazuje się czy bohater przeżył wypadek.

A ja myślałem, że trzy części filmowe Hobbita na podstawie 280 stronicowej książki to przesada i zbytnia rozlazłość!

10.06 – Pod prąd

LindseyTeraz filozoficznie, bo znalazłem genialną pozycję na łikend. Dla sajko fanów Lindsey takich jak ja, obowiązkowa! Niech tylko jeszcze czas dopisze. Entropio wszechświata dopomóż! I do everything! I swear!

Ta wciągająca opowieść jest świadectwem tego, że nie ma jednej recepty na sukces i niezależnie od tego, co mówią inni, czasami DOBRZE JEST BYĆ JEDYNYM PIRATEM NA IMPREZIE!

Świetnie się to wpisuję w moją filozofię bycia życiowym outsiderem. W sumie to mam tak, odkąd pamiętam, albo przynajmniej od małego. Wtedy jeszcze nie wiedziałem nawet, jak się to nazywa.

Gdy grupa leci (często bezmyślnie) w prawo, świadomie grzać w lewo. Gdzie nikt się nie chce czegoś podjąć, tam zgłaszać się na ochotnika. Własne nieutarte ścieżki, własne poglądy (czasami wręcz kontrowersyjne), oraz własny punkt widzenia – zazwyczaj, jak by to powiedziała Mariolka (aj lav ju): „Kuwa, różny o czystasześdziesiąt stopni!”

A w gratisie, mieć wywalone na wszelkie prawidła i łamać schematy. Skąd się to bierze. Who cares! Sam nie wiem. Ważne, że jest i dobrze mi z tym:P. Grzeje próbować pożerać nową zdobycz.

19.06 – Wódeczka z Marią Czubaszek

CzubaszekNa szczęście udało mi się w piątek odebrać paczkę z księgarni. Wpadłem tuż przed zamknięciem. Nie muszę pisać jaka była mina Pani Ekspedientki.

Nie strach jest umrzeć – strach umierać...

Była bezkompromisowa, kontrowersyjna i szczera do bólu. Nie bała się mówić wprost, nawet „mocnych” rzeczy. Obalała mit, że każda starsza pani musi być do porzygu miła, uprzejma oraz koniecznie posiadać na własność stadko dzieci. Mamy podobne poglądy dotyczące dystansu do siebie, eutanazji oraz na kilka innych tematów.

Nie lubię mówić o swoich problemach. Zazwyczaj i tak nikt ich za mnie nie załatwi. To po co? Żeby usłyszeć: „Nie martw się, jakoś to będzie”? To sama to sobie mogę powiedzieć...

21.06 – Love Stone

KarmaKarma po wczorajszym dniu najwidoczniej pokapowała się, że jednak spartoliła. Próbuje się cfana rehabilitować. Ale i tak pójdzie na serwis;). Dzisiaj cały dzień dla odmiany strasznie dokazywała. Wazelina strumieniem szła. Zielone światła, zero korków. W robocie znowu działa ekspres – koniec ciekania góra-dół! Nowy jest! (od dzisiaj będę go nazywał: „maj preśies”) Nawet mi rano na jogging mgłę zorganizowała. A ja we mgle strasznie lubię;).

Z jednym przesadziła – przemyciła i podrzucić „Love Stone” próbowała. Ciekawa historia. Truchtam ja sobie jak zwykle, zajęce uciekają (sztuk dwa dzisiaj było, na szczęście żadnemu piana z pyska nie szła, bambi dla odmiany zero). Myślę sobie, fajne miejsce, przerwę krótką zrobię, foto szczelę. Kucam, telefon wyciągam, kadru szukam i ostrość łapę. Aż tu nagle kątem oka zezuję na kamienie. Pacze fajne, kolorowe, obczajke robię...

Prawie odskoczyłem. Oczywiście nie dotykałem ani broń boże nie podnosiłem, nic z tych rzeczy. Od razu odsunąłem się na bezpieczną odległość. Bałem się, że się zarażę czy cuś.

A nuż podniesienie zaalarmuje jakiegoś łuka z kupidynem? Wolałem nie ryzykować. Toż to grozi utratą kontaktu z rozumem! Taka na przykład filmowa Bridget, później ciekła i goniła! Nie ze mną te numery. Także raz-dwa wziąłem nogi za pas.

Kamil Piotrkowski
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.