W korpo, chcąc w trakcie dnia wyskoczyć do fryzjera, trzeba być kreatywnym. Inaczej się nie da.
Dwie świetne książki: „Siedem lat później” Doroty Wellman oraz „Pod prąd” Roberta Biedronia. Odebrane jakiś czas temu z Empiku. Do tej pory nie miałem czasu, dzisiaj nadrabiam.
Śledzę od dawna losy obu postaci. Każdą z nich uwielbiam za coś innego. Obie są jednak pozytywne, inteligentne, kontrowersyjne (lubię to!), mega otwarte oraz mają ogrooomny dystans do siebie i reszty świata. Działają również społecznie. Z każdej z nich można czerpać garściami. Nie zdecydowałem jeszcze którą pożrę pierwszą. Zdecyduje ślepy los.
P.S. Tymczasem gdzieś na wiosce: ene due rike fake...
Idealny idzie na wojnę... z myszą!
Mam wielki talent do posiadania myszów. Co roku w okresie zimowym walczę co najmniej z czterema z nich. Nie wiedzieć czemu, z całej chałupy szczególnie upatrzyły sobie mój pokój i niczym jakieś rzadkie pokemony występują tylko u mnie. Może cenią sobie dobre towarzystwo? Who knows!
Aktualna lokatorka przekracza jednak wszelkie granice. Współżyjemy w jednym pomieszczeniu już ponad tydzień, a ona ani myśli żeby spakować manatki i wynieść się do swojej matki. Wystarczy tylko przymknąć oko, a już rąbie kable, listwy i trenuje biegi na 10 metrów (w tę i nazad). Ostatnio zaczęła nawet trenować climbing i bezczelnie cieka po mnie w trakcie snu!
Stwierdziłem, że dosyć tego! Najwyższa pora odkopać topór i wkroczyć na ścieżkę wojenną.
Jeżeli znudziło się Wam ciągłe dokładanie chlania do zwykłej pułapki (tak jak mi), to podzielę się moją autorską pułapką na myszy z cyklu DIY. Do jej skonstruowania będą potrzebne trzy rzeczy.
─ Kosz z Ikea. Ja używam czerwonego, możecie wykorzystać oczywiście również kosz w innym kolorze ale nie gwarantuję, że będzie on równie skuteczny co czerwony.
─ Pusta paczka po czipsach. Mały tip dla osób przy kości bądź będących na diecie: spokojnie, nie musicie ich jeść! Przesypcie zawartość do jakieś miski i postawcie w miejscu, w którym krąży największa ilość domowników. Możecie oczywiście eksperymentować ze smakami. Moje lokatorki najszybciej łapią się jednak na zieloną cebulkę.
─ Obudowa od komputera. Nie ma różnicy czy będzie to prawa czy lewa strona. Wentylatorek jest opcjonalny i w żadnym stopniu nie wpływa na skuteczność pułapki. Osoby posiadające laptop mogą mieć jednak mały problem.
A teraz najważniejsze: zasada działania!
Polowanie zaczynamy od opróżnienia kosza i wrzucenia do niego paczki po czipsach. Obok tak uzbrojonej pułapki kładziemy luzem obudowę od PC (najlepiej oprzeć ją o ścianę, tak aby była pod ręką) i idziemy spać. Mysza skuszona zapachem żarełka wchodzi do kosza, a następnie pakuje się do paczki celem przeprowadzenia dokładniejszego riserczu. Robi przy tym niemiłosierny hałas. My się wtedy łejkapujemy, łapiemy za obudowę i szybkim, płynnym ruchem nakrywamy kosz obudową. Mysza nie ma oczywiście szans na szybkie wydostanie się z paczki.
Całość z przyjemnością i dumą wynosimy na balkon, aby żywot myszeła się dokonał. Najlepsze są dni z temperaturą poniżej zera. Osoby kochające zwierzątka mogą oczywiście taką delikwentkę wypuścić. Najlepiej zaraz przy domu sąsiada, którego nieszczególnie lubimy. Wszystko zależy od tego, jak bardzo Was mysza wqrwiła i co zażarła – mi kiedyś zeżarła kabel od internetu. Od tego momentu nie mam żadnej litości!
Idealna zasadzka jest już gotowa. Polowanie rozpoczęte. Mysza nie ma szans.
P.S. Wiecie jak trudno pomalować zakola?
Spokojnie, spokojnie zboczone zboczeńce - nie dla siebie!
Dzisiaj historia z ubiegłego miesiąca, gdy to jedna z naszych najzajebistszych koleżanek odchodziła z firmy. Postawiła nas tym samym przed nie lada wyzwaniem – kupnem nietuzinkowego prezentu. Przez krótką chwilę debatowaliśmy nad tym, co kupić. Miało być coś miłego, co sprawi przyjemność (niejeden raz!) i będzie o nas przypominało. Padło na wibrator. Oczywiście nie powiem czyj był ten idealny pomysł...
Z kumplem dostaliśmy epic questa (+1000 do exp) i 100 zł budżetu na akcję o kryptonimie „Pleżer 4 Dżoana”. Google Maps w dłoń i jedziemy. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, jak ciężko kupić w Łodzi wibrator po godzinie 18-stej... Pierwszy sex shop zamknięty, w drugim kładli gumoleum czy jakiś inny parkiet bądź wykładzinę. Przez szparę (sic!) trudno było ocenić co to dokładnie tam było.
W trakcie poszukiwań nasunęła mi się myśl, że sex shopy powinny się wzorować na aptekach: przynajmniej jeden powinien mieć całodobowy dyżur. Jest to na pewno nisza warta zagospodarowania. Może być tak jak w nocnym monopolowym – małe okienko i kultowe już „co podać?”.
Dopiero trzeci był open!
Konspiracyjnie z kumplem rozglądamy się dookoła i wpadamy zdyszani do środka niczym agenci CIA. Wita nas młoda sexspedientka, która niejedno już pewnie w swej karierze widziała. Oczywiście z naszej dwójki ja musiałem być ten odważniejszy – więc zagajam: „Poczebujemy wibratora dla koleżanki (ekspedientka myśli se: pewnie, aqrat!). Osoba początkująca. Sprzęt bez wodotrysków i całych tych blutaczy i innych wifi”. Prowadzi nas do półki gdzie stoją wszystkie okazy. Od odpustowych plasticzanych z widocznym mechanizmem (to te dla Inżynierek), poprzez standardowe, na futurystyczno-kosmicznych kończąc. Kształtowy i rozmiarowy zawrót głowy. Rozstrzał cenowy (chociaż może to w sumie nietrafne określenie) od 80 do 800 zł.
Z wcześniej wspomnianą stówą nie mogliśmy zbytnio poszaleć. Kierowaliśmy się współczynnikiem wielkość/cena. Zdecydowaliśmy się na model „Real Rapture”. Nie wiedzieć czemu, ja od razu miałem skojarzenia z parkiem jurajskim. Po prostu kawał ch... ;) Oczywiście sexpedientka próbowała nas namówić na droższe modele, mówiąc: „z własnego doświadczenia wiem, że kształt również ma znaczenie”, ale się nie daliśmy. Niektóre kształty nie były chyba kompatybilne z ludzką anatomią.
Oczywiście „mocy” w zestawie brak. Szybka jazda do marketu po baterie. Padło na Duracell – te z króliczkiem. Producent zapewnia, że przynajmniej mają 20% więcej mocy niż zwykłe baterie. Nie muszę Wam tłumaczyć jak jest to istotne w tym konkretnym przypadku.
Szybkie rozpakowanie, załadowanie baterii. Kontrola ON/OFF. Wibruje? Wibruje! Swoją drogą, strasznie miłe w dotyku – z tego samego tworzywa powinni produkować zabawki dla dzieci. Przystąpiliśmy do pakowania. Rozwijamy papier, myślimy o tym jak najbardziej optymalnie zapakować. W międzyczasie odstawione pudełko, samo z siebie, zaczyna wibrować! Spadające obrazy w mieszkaniu, duchy, puki, stuki, samozapłony itp. rozumiem. Ale czy słyszał ktoś o samowłączającym się wibratorze?! Widać to też żyje własnym życiem. Trzeba go było pędem wyłączyć, żeby w wyniku tarcia się gdzieś nie zapalił.
P.S. Jednym słowem: prezent się udał. Było kontrowersyjnie, krępująco i niezręcznie. Czyli tak jak lubię!
UPDATE: Informacja od Użytkowniczki potwierdzająca, że wibrator żyje swoim życiem ;)
"Włącza się sam z siebie, aż cała komoda chodzi o 2 w nocy..."
Fajnli Idealny uruchamia @! Jeżeli chcesz się czymś podzielić, nadesłać temat do przemyśleń bądź po prostu wylać wiadro pomyj - śmiało pisz! Postaram się zawsze udzielić "idealnej" odpowiedzi ;)
Adres idealnej skrzyneczki: idealny@tipyzpipy.pl
P.S. Losy Idealnego możecie śledzić również na mordoksiążce! Tylko plis w razie co opcja obserwuj, nie dodaj - Idealny lubi mieć porządek na swoim łolu ;)
https://www.facebook.com/kamil.piotrkowski