Podróże małe i duże > Wspomnienia z Danii

Kościół, rezerwat przyrody i basen w Horsens

15.03.09, Niedziela w Horsens

Katolicki kościółNiedziela, dzień święty. Jedyny dzień w tygodniu, w którym choć chwilkę czasu poświęcam na duchowe wzbogacenie się. Razem z moimi współlokatorami podążamy do jedynego kościoła katolickiego w Horsens. Jestem zbulwersowana położeniem świątyni Boga naprzeciwko sex shopu z wielką wystawą propagującą grzeszne przyjemności. Wnętrze nie jest tak imponujące, jak tutejszych protestanckich świątyń, jednak odbieram je jako sympatyczne. Msza jest odprawiana po duńsku oraz po wietnamsku. Ma swój mistyczny klimat. Wietnamczycy, którzy stanowią większość wyznawców, śpiewają podczas Mszy Świętej. Wywiera to na mnie ogromne wrażenie. Czuję jak moja dusza ulatuje daleko poza kościół, poza mury tego miasta i ramy czasowe... Po chwili jednak wracam przyciągnięta niesamowitą urodą Wietnamek. Piękne gładkie włosy, pełne usta, wyjątkowy urok. Nie, nie jestem lesbijką. Mnie jako fotografa, artystę, zachwyca każde piękno, które zmusza do refleksji.

Wracając jednak do przyziemnych spraw. Intryguje mnie zachowanie kobiet z Dalekiego Wschodu, inne od polskich zwyczajów. W Polsce małe dzieci swobodnie biegają po kościele lub leżą grzecznie w wózku, koło swoich rodziców. Tu dzieci „wędrują” po całej świątyni podawane na rękach. Gubię się już w tym, kto jest rodzicem którego dzieciątka. Odnoszę wrażenie, że należą do wszystkich. Przynoszą radość, wywołują uśmiechy, więc dlaczego nie dzielić się nimi z innymi ludźmi? Z myślą o najmłodszych katolikach, na końcu kościoła znajdują się kosze z kolorowymi książeczkami, które można wypożyczyć. Na uznanie zasługuje także inny zwyczaj. Dzieci pomagające przy nabożeństwie podchodzą do ludzi z serdecznym uśmiechem i ściskają nasze dłonie na znak pokoju. Ksiądz po Mszy Św. stoi przy drzwiach i także ściska nasze dłonie, dziękując za przybycie.

RezerwatGęś z Gurke ParkHotel Scandic

Popołudnie zamierzamy spędzić z Michałem nie zaburzając harmonii i spokoju dnia. Wybieramy się do rezerwatu przyrody. Bygholm Park wywiera na mnie pozytywne wrażenie, choć o tej porze roku niestety zamiast zaprezentować się w kolorowym płaszczu, przedstawił mi się odziany w szare palto. Park jest duży, wiele zbiorników wodnych. Mnóstwo ptactwa. Nie znam się na ptakach, jednak udało mi się w tym gąszczu latających stworzeń ujrzeć „nasze polskie” kaczki. Poczułam się jak patriotka, ciesząc się na widok rodaczki. Moją uwagę przykuły także inne ciekawe ptaki, przypominające gęsi. Śmieszne stworzenia, ptasia arystokracja. Na długich nogach kroczyły z podniesioną głową. Może nie płynęła w nich błękitna krew (chociaż kto wie? Nie sprawdzałam), jednak niebieskie kupki z dumą wydalały. Niestety w zbyt dużych ilościach, by w nie nie wdepnąć.

Park

Wracamy do domu, gdzie urodzinowi goście już nieźle imprezują. Zapowiada się ciekawie. Piętnastu facetów, dziewczyna solenizanta (współlokatora) i ja. W końcu zostaję jedyną przedstawicielką płci żeńskiej, dziewczyna pełni rolę gospodarza. Znajduję się przez chwilę w centrum uwagi. Faceci w swoim towarzystwie zachowujący się wulgarnie, przy mnie jednak łagodnieją. Gdy na stole pojawia się polskie jedzenie i wódka, szybko tracą mną zainteresowanie. Stęsknili się za alkoholem z Polski. Najtańsza wódka w Danii kosztuje w przeliczeniu ok. 80 zł. A tutejsze piwo smakuje jak siki. Nie przeszkadza im to jednak, aby się nim upić. Wtedy zaczynam rozumieć, dlaczego imprezy organizowane przez chłopaków nazywają gay-party. Chyba nie tylko z powodu wyłącznej obecności mężczyzn. W stanie upojenia (mam nadzieję, że tylko alkoholowego) humor im się wyostrza. Rzucają się na siebie, przytulają, a nawet tańczą razem, w rytm subtelnych melodii. Chłopcy nie traktują tego poważnie, jednak można dostrzec zmiany w zachowaniu, jakie w nich nastąpiły poprzez pewną izolację. Studenci z Polski utrzymują kontakt głównie ze sobą. Tutejsze kobiety nie przypadły im do gustu, więc zostają skazani na swoje towarzystwo i brak Polek.

Wychodzę z imprezy gdy chłopcy kładą się na materacu udając orgię. Późną nocą nadal nie śpię. Większość kolegów już dawno chrapie, ale głośne rozmowy trzech imprezowiczów nie pozwalają mi udać się w objęcia Morfeusza. Jednemu chłopakowi ubrudziła się koszula, pierze ją głośno ubolewając przy tym przez następną godzinę.

16.03.09, Na basenie

Casa Arena Horsens

Jestem Wodnikiem. Nie wyobrażam sobie życia bez muskającej moje ramiona chlorowanej wody. Nie mogę zrezygnować z tej przyjemności także w Danii.

Wybieramy się z Michałem do CASA Arena Horsens, gdzie znajduje się pływalnia. Tam mam okazję przekonać się o różnicach pomiędzy kulturą duńską a polską. W przebieralni zaskakuje mnie widok nagich kobiet. Nie zdziwiłby mnie fakt ich negliżu pod prysznicem, ale kobiety rozmawiają, suszą włosy, piszą smsy; robią to wszystko w stroju Ewy. Gdyby ten zwyczaj obowiązywał także w Polsce może rodaczki miałyby mniej kompleksów? Widząc, że żadna kobieta nie jest idealna zwiększyłybyśmy własną samoocenę. Udaję się pod prysznic. Kobiety, które tam zastałam, z niesamowitą dokładnością myją swoje ciała, największą uwagę poświęcając swoim częściom intymnym. Starsza Dunka z oburzeniem mówi mi, że także mam ściągnąć swój strój kąpielowy i się umyć. Polak - brudas? Nie dam jej satysfakcji. Pokonuję swój wstyd i naga myję się z wielką sumiennością na oczach patrzących na mnie kobiet.

O tym, że Duńczycy to maniacy czystości, mam szansę przekonać się także kilka minut później, kiedy zostajemy wyproszeni z jacuzzi, gdyż co 10 minut basenik jest oczyszczany. Na pływalni w znaczący sposób przeważają starsi ludzie. Pięćdziesięciolatek może czuć się tu jak małolat. Mija mnie babcia, którą oceniam nawet na siedemdziesiąt pięć lat. Raj dla emerytów, ale także dla dzieci. Na jednym z basenów znajdują się dwumetrowe „zabawki”, na które można się wspiąć, co oczywiście sprawia wiele radości także i nam. Przy tym zbiorniku znajdują się trzy duże trampoliny. Na pewien czas ratownicy wypraszają dzieci i można sobie poskakać. Tchórzę jednak i schodzę z czterometrowej trampoliny. Dziewięciolatek miał jednak więcej odwagi niż ja i skacze.

Gdy robi mi się zimno, kupuję w barze na terenie ośrodka hot doga. Bez porównania polski hotdog jest lepszy. Brak sałatek, kiełbasa wystaje zza krótkiej bułki. Gdy wychodzę z basenu do szatni, zrzucam szybko strój nie chcąc narazić się na krzywe spojrzenia Dunek. Wchodzę na wagę która się tam znajduje i zastanawiam się, dlaczego jest tak wiele otyłych Dunek. Mam wrażenie, że całe tutejsze społeczeństwo uprawia sport. Starsi mieszkańcy Horsens pływają, natomiast ci młodsi uprawiają jogging lub jazdę na rowerze. Dziwne. Chyba muszą spożywać wysokokaloryczne posiłki. Muszę wybrać się do marketu i dokładniej przyjrzeć duńskiej kuchni.

17.03.09, Horsens

Słoneczko świeci dzisiaj chyba z całych swoich sił. Michał idzie na zajęcia w szkole. Postanawiam nie marnować ładnej pogody i wyruszam sama na spacer. Dla mnie to nie lada wyzwanie. Nie mam kompletnie orientacji w terenie. Pewnie myślicie sobie, że dramatyzuję, wiele osób przecież tak mówi. Tylko że ja naprawdę nie wiem, w którą stronę mam iść dalej, gdy np. wejdę na chwilkę do sklepu. Nie posiadam także wyobraźni przestrzennej. Z punktu A do punktu B bardzo ciężko mi trafić, jeśli nie zahacza o mój dom. Wracając jednak do tematu, stwierdziłam, że należy pokonywać swoje słabości i ruszam z domu. Moim pierwszym celem na drodze jest market. I och, gdybym wiedziała, że tak to się skończy, to bym tam nie wchodziła. Po wizycie w sklepie popadam w nowy nałóg: długie duńskie żelki z pingwinkiem. Od tamtej chwili codziennie każdy spacer kończy się w markecie po nową dostawę „mojej działki”. Podczas mojego pobytu w Danii zdążyłam chyba opróżnić całą półkę. Karmel, Lukrecja z Truskawką, Wanilia - imiona moich miłości. Zaopatrzona kontynuuję moją wyprawę. Następny cel – usiąść na ławce w rynku, rozkoszować się świeżym powietrzem i muzyką z mp3. Hmm, moje plany, aby iść wciąż główną drogą i nigdzie nie skręcać nie okazały się aż tak proste. Pełno zakrętów, skrzyżowań. Daję jednak radę, cel osiągnięty, teraz trzeba tylko trafić z powrotem do domu... Zestresowana skupiam się na obiektach, które mijałam. Szczęśliwie udaje mi się wrócić bezpiecznie do mieszkania. Dumna z siebie siadam na kanapie. Kolejna moja słabość pokonana! Tylko jeden szczegół. Ze stresu przed zgubieniem się nic nie zwiedziłam... Muszę namówić Michała, abyśmy razem obejrzeli miasto.

Olga Zabielska
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.