Jak wiele albańskich miast Saranda (Sarandë) swoją historią sięga antyku. To szmat czasu, zdecydowanie zbyt wiele dla jednej, niezmiennej nazwy. Saranda też kiedyś nazywała się inaczej, starożytne greckie plemię Chaonów mówiło o niej w rodzaju męskim – Onchesmos / Onhezmus/ Anchiasmos. Współczesna nazwa wywodzi się jeszcze z czasów Cesarstwa Bizantyńskiego, od klasztoru Άγιοι Σαράντα (Agioi Saranda), czyli po grecku Czterdziestu Świętych, a w wersji Włoskiej – Santi Quaranta.
Z racji swojego strategicznego położenia miasto często było celem najazdów, a w 1878 roku nawet zostało spalone. W 1913 roku, na mocy Protokołu z Florencji Saranda weszła w skład powstającej Albanii, ale już w 1914 roku trafiła pod okupację Greków, a później – w 1916 – Włochów. Do Albanii wróciła dopiero w roku 1920. W 1939 roku Albania została anektowana przez faszystowskie Włochy i tym samym Saranda ponownie trafiła pod okupację. Włosi założyli tutaj bazę marynarki wojennej i zmienili nazwę miasta na Porto Edda, na cześć córki Benito Mussoliniego – Eddy Ciano Mussolini. 6 grudnia 1940 roku miasto przejęli Grecy, którzy jednak długo się zdobyczą nie nacieszyli, gdyż wiosną 1941 roku rozpoczęła się inwazja niemiecka na Grecję.
Po wojnie Saranda stała się ważnym ośrodkiem turystycznym komunistycznej Albanii. Nic dziwnego, przeciętnie aż przez 300 dni w roku jest tu słoneczna pogoda, a średnia roczna temperatura to 17°C. Miasto leży nad malowniczą zatoką, którą zamyka grecka wyspa Korfu oddalona zaledwie o 2 mile morskie.
UWAGA! Wszystkich, którzy odwiedzali Albanię albo planują w najbliższym czasie się do tego kraju wybrać, serdecznie zapraszam do współtworzenia tego przewodnika. Można w tej sprawie pisać na adres redakcji redakcja@libertas.pl.
Do Sarandy dojedziemy autobusem nawet bezpośrednio z Tirany, można to zrobić, jadąc przez Gjirokastёr albo jadąc wybrzeżem przez Vlorę. Można też przypłynąć promem z Korfu. W 2009 roku promy kursowały dwa razy dziennie w każdą stronę:
Korfu -> Saranda odpływały o godz. 9:00 i 9:30,
Saranda -> Korfu odpływały o godz. 10:30 i 16:30.
Bilet w jedną stronę dla osoby dorosłej kosztował 19€, a dla dzieci 9€.
Saranda to niewielkie miasto (wg spisu z 2008 roku miało 32 tys. mieszkańców). Możemy tu zobaczyć pozostałości po zabytkowych budynkach (kawałki starych murów widać nawet na plaży), małe muzeum, ruiny twierdzy na wzgórzu. W samym centrum, naprzeciwko przystanku autobusowego możemy obejrzeć pozostałości po synagodze, które świadczą o tym, że w V w. n.e. mieszkała tutaj duża i zamożna społeczność Żydów. Synagoga została opuszczona pod koniec VI wieku, prawdopodobnie została wcześniej zniszczona przez trzęsienie ziemi lub najazd Słowian. Ruiny zostały odkryte dopiero w latach 80. XX wieku, początkowo nie zdawano sobie sprawy, że to synagoga, ponieważ budynek był przebudowywany i ostatecznie służył jako kościół. Gdy to odkryto, Instytut Archeologii Albańskiej Akademii Nauk nawiązał współpracę z Uniwersytetem Hebrajskim i wspólnie w 2003 roku przeprowadzono badania, w trakcie których odkryto mozaiki z V i VI wieku.
Jakieś pół godziny jazdy autobusem na południe znajdują się bardzo dobrze zachowane ruiny starożytnego miasta Butrinti, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Będąc w Sarandzie, nie wypada tego miejsca pominąć.
Warte zobaczenia jest również Niebieskie Oko (Blue Eye), znajdziemy je około 20 minut drogi od Sarandy w stronę Gjirokastёr. Jest to błękitne, wypływające spod góry źródło, którego tafla pokryta jest bąblami niczym wrzątek! W rzeczywistości temperatura wody wynosi jedynie 10 stopni! Wgłąb źródła wpatrywać się można ze specjalnego „tarasu”, z którego możemy również podziwiać widok na zakrytą wodą część góry, wyglądającą niczym rafa koralowa. Miejsce jest magiczne! W przeszłości teren ten był zarezerwowany dla „komunistycznej arystokracji”, ogrodzony i pilnie strzeżone 24 godziny na dobę.
Saranda to miejscowość turystyczna, więc oczywiście hoteli i restauracji tu nie brakuje. W ciągu pięciu minut od wyjścia z autobusu zaczepiły nas dwie osoby, wciskając nam w rękę wizytówki i przekonując, że to właśnie w ich hotelu powinniśmy się zatrzymać. Wybraliśmy hotel GJIKA w cenie 15€ za pokój. Pani zadzwoniła po swojego męża i po pięciu minutach przyjechał po nas samochód, co oszczędziło nam marszu z bagażami. Pokój nie opływał w luksusy, a do łazienki wchodziło się przez balkon, ale był czysty, a nasi gospodarze bardzo mili. W dodatku mieli pieska, który znał parę sztuczek, czym rozbawiał nasze dwuletnie dziecko. Jeśli ktoś szuka czegoś droższego, wystarczy przespacerować się deptakiem przy plaży i na pewno coś się znajdzie.
Jeśli po przyjeździe będziemy głodni, to możemy zjeść coś na szybko w barze szybkiej obsługi znajdującym się zaraz obok miejsca, z którego odjeżdżają wszystkie międzymiastowe autobusy. Knajpa nazywa się Quendra, jest niedroga, a bardzo miła rodzina właścicieli serwuje całkiem niezłe kebaby. Jak mamy więcej czasu to można się przespacerować do którejś z restauracji przy plaży i spróbować pysznych, świeżych i tanich małż.
Spacerując po Sarandzie, zachciało nam się pić. Podchodzę do kiosku, patrzę i oczom własnym nie wierzę! W Albanii również ukazuje się gazeta pod nazwą Libertas! Pozdrawiamy!
Na tematy związane z artykułem można porozmawiać na forum w wątku Albania.