Podróże małe i duże > Rumunia - przewodnik

Kucharz CK z La Mamma

Pensjonat La Mamma (Rumunia)Osoby, które interesują się podróżami po Rumunii, na pewno czytały o niespotykanej gościnności mieszkańców tego kraju, wiele dobrego napisano również w przewodniku Libertasa. Chciałabym w takim razie napisać o miejscu, gdzie gościnność jest pojmowana trochę inaczej, chociaż na tyle charakterystycznie, że wiele razy wspominamy rzeczone miejsce ze śmiechem.

Będąc na wakacjach, wyluzowany turysta jest w stanie wybaczyć wiele w imię dobrej zabawy i chęci spędzenia wolnego czasu w jak najbardziej odpoczynkowy sposób.

W lipcu, 2014 roku częścią naszej wyprawy do Rumunii miał być pobyt na płaskowyżu Padisz. W wyprawie brało udział 9 osób, zatem noclegi zarezerwowałam z wyprzedzeniem, nie chcąc tracić czasu na szukanie kwater dla tak licznej grupy, tak aby były one w miarę blisko siebie.

Namiary na pensjonat La Mamma znalazłam na stronie, z której korzystałam wiele razy i nigdy mnie nie zawiodła. Wymiana e-maili po angielsku przebiegła sprawnie i nie zapowiadała niczego nadzwyczajnego.

Po dotarciu na miejsce ujrzeliśmy pensjonat jakby lekko w remoncie, nie mniej jednak administrator (nie sądzę, że to był właściciel, gdyż jego troska o gości charakteryzowała się lekkim „tumiwisizmem”) pokazał nam pokoje z uśmiechem, uzgodnił godzinę kolacji i z namaszczeniem, wskazując na zegarek, oznajmił, że u niego obowiązuje czas węgierski (taki jak w Polsce, w Rumunii natomiast przestawiamy zegarki o godzinę do przodu). Fakt ten był źródłem wielu nieporozumień w przyszłości, gdyż ciężko się było dostosować do różnych czasoprzestrzeni, zważywszy, że poruszaliśmy się po tajemniczym krasowym terenie rodem z Alicji w Krainie Czarów lub krainy Hobbitów (patrz artykuł o Twierdzy Ponoru).

Na pierwszą obiadokolację była grochówko-kartoflanka z wielkimi kawałkami boczku. Całkiem smaczna, ale posiłek jak dla wojska. Postawiona na środku jadalni w wielkim aluminiowym kotle. Pozytywną rzeczą był fakt, że można sobie było nalewać tej grochówki do wyczerpania zapasów, dowolną ilość dokładek.

W pokojach nie było zbyt czysto. W jednym chyba przeciekało dużo urządzeń w łazience. Poza tym zdechłe gryzonie na balkonie, chociaż to akurat można wybaczyć, pensjonat znajdował się w lesie.

Na śniadanie był smażony boczek, smażona kiełbaska w panierce, smażonych mnóstwo przysmaków na smalcu. Pomyśleliśmy, że gospodarz zarżnął świnię, żeby obsłużyć gości. Oprócz nas w pensjonacie była czteroosobowa rodzina z Bukaresztu.

Może to głupie trochę oczekiwania, ale zwykle do wieczornego posiłku w Rumunii człowiek dostaje kieliszek, a czasami karafeczkę śliwowicy. Opowiadałam o tym dobrodziejstwie moim przyjaciołom, którzy przyjechali do tego kraju po raz pierwszy. Ku ich i nie tylko ich rozczarowaniu, śliwowicy, zwanej Palinką, nie dostaliśmy. Trochę żal. Ale trudno.

Drugiego dnia na obiad był rosół, a na drugie gotowane mięso z tegoż rosołu z warzywami z rosołu oczywiście. Może komuś się wyda, że wybrzydzam. Ale po całodziennej wycieczce w wymagających górach człowiek jest głodny. Jesteśmy w terenie odludnym. Nie ma sklepu w pobliżu, nie mówiąc już o knajpie. Byłam w Rumunii wielokrotnie i wyżywienie gdziekolwiek wydobywa z człowieka westchnienia rozkoszy. A tu, proszę Państwa mięso z rosołu. Na drugie danie czekaliśmy jakąś bardzo wydłużoną chwilę i nie podano płaskich talerzy, więc czas oczekiwania upływał nerwowo jak podczas oglądania „Stawki większej niż życie”. Może drugiego nie będzie?

Na śniadanie dnia następnego był smażony boczek, smażone kiełbaski w panierce i smażonych mnóstwo przysmaków na smalcu. Gospodarz dostał ksywkę: kucharz Cesarsko-Królewskiej Armii, również ze względu na jego węgierskie sympatie.

Następnego wieczoru powróciliśmy z mrożącej krew w żyłach wyprawy do Wąwozu Galbeny. Było już ciemno. Byliśmy głodni i spragnieni Palinki. Ponieważ emocji było dużo tego dnia, pytamy Kucharza CK armii o możliwość zakupu trunku, 2 litry najlepiej. Kucharz z miną pokerzysty odpowiada, że ma tylko one bottle. One bottle okazuje się półlitrową butelką po coca-coli. Matko!

Turyści z Bukaresztu ratują nas w potrzebie i wspaniałomyślnie dają nam w prezencie litr palinki z własnych zapasów. Proszę nas nie oceniać jako strasznych pijaków. Przejdźcie Państwo wąwóz Galbeny przy wysokim stanie wody, a pogadamy, ile palinki potem będziecie chcieli wypić.

Na obiadokolacji w jadalni widzimy wielki gar grochówko-kartoflanki z wielkimi kawałkami boczku. Tym razem nikt nie ma złudzeń, że będzie drugie danie. Drugiego dania nie ma.

Grochówki można sobie dolewać ile wlezie, więc jesteśmy najedzeni. I na co tu narzekać? Trochę brudno w tych pokojach jednak. Ale pokoje, to nic. Kuchnia – to jest dopiero przybytek. Takiego bajzlu w życiu nie widziałam. Czasami wchodziliśmy do kuchni, żeby poszukać sztućców, których brakowało przy stole. Wszystko się lepi do wszystkiego.

Nasi przyjaciele z Bukaresztu są również zdegustowani. First time we see such a mess, twierdzą. Wierzę im.

No mogliśmy może zrobić jakąś awanturę. Ale po całym dniu w górach człowiek chce po prostu zjeść, umyć się i spać, a nie jeździć po serpentynach w górę i w dół, czy wykłócać się z kucharzem CK armii o jakość posiłków i brak alkoholu. Tym bardziej, że kucharz wydaje się być trawiony poważną chorobą krtani, na co wskazuje jego chrapliwy głos, a raczej brak głosu. Jak nam się udawało dogadać łamaną angielszczyzną, Bóg jeden wie.

Rano, przed smażonym śniadaniem mogliśmy się napić kawy na czymś w rodzaju tarasu. Kawa czekała zaparzona w zaparzaczu. Za tę kawę Pan sobie całkiem po europejsku doliczył do rachunku. To było tak zadziwiające, że nikt się nawet nie kłócił. Zapłaciliśmy i wyjechaliśmy, obiecując sobie, że następnym razem sprawdzimy opinie o miejscu, które rezerwujemy, bardziej dokładnie.

Dlatego nie mogę napisać, że polecam pensjonat La Mamma. Ale z pobytu w nim zostały nam bardzo żywe wspomnienia.

Joanna Kuklińska
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.