Podróże małe i duże > Rumunia - przewodnik

Rumuńska odyseja, czyli Volkswagenem Golfem na rumuńskie wybrzeże Morza Czarnego

RumuniaPoczątkowo mieliśmy pojechać na motocyklach do Satu Mare i zwiedzić region Maramuresz. Życie jednak szybko zweryfikowało nasze plany, bo znajomi w ostatniej chwili wycofali się z projektu. Nie chcąc spędzić urlopu w domu, zabraliśmy naszego mechanicznego „staruszka” i wyruszyliśmy do kraju Draculi.

Z Górnego Śląska wyjechaliśmy wieczorem. Szybko przejechaliśmy Czechy, a droga przez Słowację okazała się prawdziwą męczarnią. Słuszne jest stwierdzenie, że na Słowacji służb mundurowych jest więcej niż samych mieszkańców. Co chwilę spotykaliśmy drogówkę z radarem lub kontrolę graniczną. W końcu i my zostaliśmy zatrzymani. Skończyło się tylko na sprawdzeniu dokumentów i stwierdzeniu, że nasz samochód „idealnie” nadaje się do Rumunii. Po 9 godzinach ciągłej jazdy, wjechaliśmy na jakieś węgierskie pole za Debreczynem i automatycznie zasnęliśmy w samochodzie.

RumuniaRumunia

UWAGA! Wszystkich, którzy odwiedzali Rumunię albo planują w najbliższym czasie się do tego kraju wybrać, serdecznie zapraszam do współtworzenia tego przewodnika. Można w tej sprawie pisać na adres redakcji redakcja@libertas.pl.

W końcu dojeżdżamy do granicy. Strażnik mundurowy specjalnie nie interesował się naszymi dokumentami podróżnymi. Zaraz za granicą zakupiliśmy tygodniową, elektroniczną winietkę za 5 euro. W Oradei przeszliśmy „chrzest bojowy”. Kultura jazdy rumuńskich kierowców pozostawia wiele do życzenia. Każdy jedzie, jak chce, gdzie chce, wyprzedzanie na trzeciego i zajeżdżanie drogi jest w tym kraju czymś równie naturalnym, jak przepuszczanie w Polsce pieszego na pasach.

RumuniaRumunia

Z każdym przejechanym kilometrem stwierdzamy, że krajowe rumuńskie drogi są w lepszym stanie, niż nasze polskie autostrady. Idealny asfalt, szeroki tor jazdy i szybko pokonujemy kolejne kilometry. Wymieniamy gotówkę w jakieś restauracji. Jazda głównymi drogami to czysta przyjemność. Z zapartym tchem podziwiamy widoki, zmieniający się górski krajobraz. Mijamy po drodze sprzedawców winogron, dużych grzybów, jabłek, a nawet sprzedawcę metalowych akcesoriów do kuchni. Spotykamy mnóstwo motocykli i już obiecujemy sobie, że wrócimy tu na naszym jednośladzie dla samego pokonywania tylu ostrych zakrętów.

RumuniaRumunia

Trudniejsza droga zaczyna się dopiero przed samą Sighisoarą. Cały odcinek jest w remoncie, objazd poprowadzono boczną drogą, która nie jest w najlepszym stanie. Po 3 godzinach monotonnej, powolnej jazdy docieramy na miejsce. Nocleg w samochodzie zamieniamy na hotel Transilvania. Po zakwaterowaniu, wyruszamy na miasto. Cały kompleks miejski jest wpisany na Listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego UNESCO. Spotykamy niewielu turystów. Połowa września to już chyba w Transylwanii końcówka sezonu turystycznego. Życie płynie tu spokojnie.

RumuniaRumunia

Następnego dnia cały dzień nieśpiesznie poznajemy Stare Miasto. Robimy mnóstwo zdjęć, bez mapy kilka razy zabłądziliśmy, ale czujemy się bezpiecznie. Nikt zbytnio się nami nie interesuje, każdy zajmuje się swoimi sprawami. W lokalnym sklepie kupujemy wyśmienite, białe, słodkie wino. Kolację postanawiamy zjeść w hotelowej restauracji. Na nasz stół trafia drobiowy gulasz, piwo Ursus i pieczone banany.

RumuniaRumunia

Niedziela to dla nas całodniowa podróż na rumuńskie wybrzeże. Po drodze odwiedzamy Brasov, który nazywamy „Rumuńskim Hollywood”, ponieważ nazwa miejscowości jest umieszczona wysoko na wzgórzu, niczym jego amerykański pierwowzór. Wjeżdżamy na przełęcz Paraul Rece. Robimy tam pamiątkowe zdjęcie i znowu żałujemy, że nie mamy ze sobą motocykla, po tutejszych ostrych zakrętach można jeździć w nieskończoność. Krajobraz stopniowo się zmienia. Z wysokogórskiego staje się stopniowo nizinny.

RumuniaRumunia

Po pokonaniu autostrady, przeprawie przez Dunaj, która kosztowała nas około 11 lei, dojeżdżamy do Eforie Nord i naszego hotelu. Miejscowość turystyczna położona jest 13 km na południe od Constancy. Dostajemy pokój na 5 piętrze z widokiem na Morze Czarne. Jest tu znacznie cieplej niż na transylwańskich stokach. Niemiłym zaskoczeniem są dla nas znaczne ilości śmieci na plażach i mnóstwo bezdomnych zwierząt, których sporo spotykamy na Rumunii. Jako miłośniczka czworonogów nie raz je dokarmiam i z płaczem oświadczam, że zabieram poszczególne do Polski. Wracamy jednak bez psa i bez małego kota, bojąc się kontroli na granicy.

RumuniaRumunia

Kolejne dni spacerujemy po plażach, zbieramy muszle, opalamy się, kąpiemy w morzu. Jednym słowem wypoczywamy. Odwiedzamy Constancę, wrażenie robi na nas port i rozmach z jakim wykorzystywane są unijne pieniądze. Remontują park, kładą kolejne warstwy asfaltu, odnawiają zabytki. Powstają nowe hotele i restauracje.

Podsumowując, w tym kraju ciągle jest coś odnawiane, remontowane i budowane. Na molo w Mamai spotykamy parę emerytów z Polski, w Magnalii witamy się z motocyklistami z Kielc. Pogoda nas rozpieszcza. Podczas gdy Polska zmaga się z wrześniowymi chłodami, my korzystamy z uroków słonecznej pogody.

RumuniaRumuniaRumunia

W drodze powrotnej do Polski przejeżdżamy tylko przez Bukowinę i Maramuresz. Tamtejsze góry do złudzenia przypominają nam Beskidy. Rumunia nas po prostu zafascynowała i już planujemy tam powrót, tym razem na motocyklu.

Sylwia Krakówka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.