Kultura > Młode pióra

Anna Gręda (vel Tina Jane Anderson) – szufladka w moim sercu

Anna GrędaAnna Gręda, znana również jako T. J. Anderson, nie należy do osób, które łatwo odpuszczają. Chociaż ma już za sobą całkiem udany debiut, nie zamierza poprzestać na jednej książce. Panie i Panowie, powitajcie głośnymi brawami autorkę „Róży z Irlandii” oraz „Angelusa”.

O Pannie Grędzie oraz jej książce dowiaduję się tak zwaną pocztą pantoflową. Co zabawne, niemal równocześnie poleca mi ją kilka różnych osób. Tylu prośbom po prostu nie sposób odmówić...

Pani książka ma bardzo romantyczny tytuł – „Róża z Irlandii”. Czy zawartość jest równie interesująca?

Akcja „Róży z Irlandii” toczy się w Nowym Jorku. Główną bohaterką jest Sarah O’Riley, policjantka pracująca w dziale podpaleń. W swojej karierze mierzyła się już z niebezpieczeństwem, strachem i paniką, ale nigdy żadne śledztwo nie dotyczyło jej osobiście. Okazuje się, że tym razem jest inaczej. Kobieta zaczyna dostawać szklane róże, które psychopata zostawia w różnych miejscach, do których powinna mieć dostęp tylko Sarah. Rozpoczyna się pełna napięcia gra kobieta kontra szaleniec.

Skąd wziął się pomysł na napisanie powieści?

Od dawna byłam fanką wielkich, kryminalnych zagadek. Książki czytałam nałogowo już od kilku lat i za każdym razem wyobrażałam sobie, jak ja rozegrałabym wydarzenia w powieści, układałam w głowie zdania, kreowałam własne pomysły. Pisząc „Różę z Irlandii”, momentami inspirowałam się książkami Nory Roberts – bestsellerowej autorki romansów połączonych z kryminałem, przygodą i intrygą. Między innymi dlatego Sarah, główna bohaterka mojej książki, pochodzi z Irlandii, o której wiele razy rozpisywała się pani Roberts w swoich dziełach.

Skoro już przy tym jesteśmy. Co jeszcze przyczyniło się do decyzji o umieszczeniu akcji za granicą?

Muszę przyznać, że będąc młodszą autorką byłam zauroczona tamtejszym przepychem, akcją i ludźmi, co świetnie ukazywali zagraniczni autorzy w swoich pozycjach literackich. Przed napisaniem książki czytałam bardzo dużo powieści amerykańskich autorów i w pewnym momencie ich pozycje zasiały we mnie zalążek pisarskiej pasji.

Czy „Róża z Irlandii” to Pani pierwsza próba literacka?

Pierwszych bohaterów wykreowałam w niewielkim opowiadaniu, które opublikowałam w Internecie dla szerszej publiczności. Okazało się, że fani paranormalnych powieści byli zainteresowani moją twórczością. Próbowałam wysłać to opowiadanie do kilku wydawnictw, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Zajęłam się więc nowymi pozycjami, które realizowałam z coraz większym zapałem.

Napisanie książki w tak młodym wieku musiało być niemałym wyzwaniem. Czy mogła Pani liczyć na wsparcie bliskich?

Pisząc tę książkę, byłam nowicjuszką, kompletnie zdaną na żywioł i wyobraźnię trzynastolatką rozpoczynającą przygodę z pisaniem. Tworzyłam bohaterów zupełnie sama, całość brałam z własnych pomysłów i motywacji. Rodzice dowiedzieli się o powieści dopiero wtedy, gdy oświadczyłam, że mam zamiar wysłać ją do kilku wydawnictw.

Jak zdobywała Pani informacje o amerykańskich realiach?

Informacje na temat Nowego Jorku oraz innych miejsc brałam głównie ze swojej głowy, wyobrażałam sobie wszystko tak, jak chciałam, żeby to wyglądało w rzeczywistości. Jeśli potrzebowałam konkretnej informacji, która musiała być zupełnie zgodna z rzeczywistością, posiłkowałam się faktami zawartymi w Internecie.

Ile czasu zajęła Pani praca nad powieścią?

Zawsze słysząc to pytanie, odpowiadam dość lakonicznie. Dlaczego? Ponieważ pisanie rozpoczęłam w wakacje, a skończyłam wraz z ich końcem. Większość ludzi, mówiąc szczerze, uważa, że na pisanie powinno się poświęcić więcej czasu, a powieść napisana w dwa miesiące jest stworzona „po łebkach” i nie gwarantuje niezapomnianych przeżyć podczas czytania. Ja uważam inaczej.

Co skłoniło Panią do podjęcia decyzji o publikacji?

Myślę, że chodziło o serce. Mogłabym powiedzieć, że oddałam je „Róży z Irlandii” na tamte dwa miesiące, gdy z trzech słów tytułu rozwinęła się powieść. Była ona pierwszą dłuższą pracą, którą zdołałam dokończyć i której nie próbowałam schować przed światem, jak innych pozycji.

Czy ciężko było znaleźć odpowiednie wydawnictwo?

Szukałam wydawnictw, które zainteresowałyby się krótką powieścią nastolatki z mlekiem pod nosem, a która napisała powieść o dorosłych ludziach i poruszyła tematy dla starszych czytelników. Większe wydawnictwa albo odmawiały wydania, albo w ogóle nie odpisywały. Gdy trafiłam na Radwan, poczułam, że może nareszcie spełni się moje marzenie.

Dlaczego postanowiła Pani wydać książkę pod anglojęzycznym pseudonimem?

Chodziło nie tyle o to, że w tych czasach anglojęzyczni autorzy są bardziej poczytni, ale także o moje uczucia. Miałam trzynaście lat. Nigdy nie byłam śmiałym dzieckiem, dodatkowo miałam wtedy dosyć poważne kompleksy z powodu mojej wagi oraz zachowania kolegów. Bałam się, że jeśli dowiedzą się o mojej książce, to wtedy spojrzą na mnie inaczej – zaczną doszukiwać się oznak, że nagle czuję się od nich lepsza i ważniejsza. Wybrałam więc dosyć bezpieczną opcję – nie podpisałam się swoim nazwiskiem.

Jak wyglądała współpraca z wydawnictwem? Jest Pani zadowolona z Radwana?

Jestem zadowolona ze współpracy, chociaż promocja na własną rękę, zwłaszcza w przypadku pierwszej publikacji to zawsze ciężki kawałek chleba. Proces wydawniczy niezmiernie mi się dłużył, gdyż pragnęłam tylko tego, aby następnie ścisnąć w palcach wydaną powieść i wbić sobie do głowy, że jednak to nie jest sen i oficjalnie zostałam pisarką.

Zobaczyć swą powieść w księgarni, jakie to uczucie?

Zawsze czuję dumę, widząc „Różę z Irlandii” na stronie wydawnictwa lub w innych księgarniach internetowych. Do końca życia pozostanie ze mną ten entuzjazm i zadowolenie z pierwszej książki. Mogę z dumą powiedzieć, że to moja powieść, napisana z pasją oraz sercem.

Co może zrobić młody autor, aby zapewnić swej książce sukces?

Promocja książki często zaważa nad jej sukcesem i przyjęciem przez czytelników. Można, tak jak ja, napisać o debiucie na własnym blogu lub stronie. Wszyscy wiemy, że w tych czasach Internet jest głównym łączem z całym światem, powszechniejszym niż telewizja, czy radio. Jeśli ktoś się postara, to na pewno zdoła zareklamować własną książkę w szerszych kręgach, choć nie zawsze jest to łatwe, zwłaszcza dla początkujących pisarzy, takich jak ja.

Czy mogłaby Pani opowiedzieć nam o swojej drugiej książce – „Angelusie”?

Moja nowa powieść jest iście magiczną historią. Stworzyłam ją praktycznie od zera. Tym razem akcja rozgrywa się w Polsce, w okolicach Śląska, gdzie się urodziłam. Główna bohaterka, Ania, jest nieco podobna do mnie, choć ma własne marzenia, problemy i przygody.

Książka opowiada o rodzinnych dramatach, przyjaźni, magii, miłości gotowej przetrwać wszystko i o tym, że Boga stać na wiele. Powieść tworzyłam ponad pół roku, dopracowywałam w wielkim skupieniu z pomocą rodziny, która wspierała mnie żarliwie podczas pisania.

Dlaczego właśnie fantastyka? Niektórzy twierdzą, że gatunek ten nie zasługuje na specjalny szacunek, a na dodatek kiepsko się sprzedaje.

Zapewne każdy autor przejmuje się swoją pozycją w świecie literackim, choć niektórzy nie przyznają się do tego otwarcie. Fantastyka daje mi czyste pole dla wyobraźni. Ten gatunek literacki nie rozdrabnia, ani nie rozkłada na czynniki pierwsze problemów współczesnego świata, takich jak polityka, wojny religijne czy rasizm. Fantastyka ukazuje nam świat współczesny w zupełnie innym świetle. Czytamy o wampirach, wilkołakach oraz innych potworach mrożących krew w żyłach lub wywołujących miły dreszcz na plecach. Mówimy, że to dobrze, iż istnieją tylko na kartach książek. Ale czy wszyscy, choćby skrycie, nie marzymy, by spotkać się z zupełnie inną rzeczywistością, odbiciem lustrzanym współczesnej planety oraz życia, które wiedziemy na co dzień? Pewnie, że tak.

Czy wiąże Pani swą przyszłość z pisarstwem?

Oczywiście chcę kontynuować pisanie, zawsze będzie ono zajmować specjalną szufladkę w moim sercu. Jak na razie myślę nad pracą, którą mogłabym podjąć, by zarobić na życie, a która nie uniemożliwiałaby mi dalszej przygody z książkami. Liczę, że uda mi się to „połączenie” po skończeniu gimnazjum, a potem liceum.

Czy pisanie czasami Pani przeszkadza? Na przykład koliduje z nauką, życiem rodzinnym.

Może nie tyle koliduje, ale na pewno wpływa na różne aspekty życia. Codziennie spotykam się z tym, że idąc ulicą nieświadomie szukam wśród przechodniów swoich książkowych bohaterów, a raczej ich rzeczywistych odpowiedników. Pierwsze godziny po powrocie do domu spędzam przed komputerem tworząc coraz to nowe wydarzenia, kreując bohaterów i sprawiając, że stają się oni bliżsi czytelnikom oraz mnie samej.

Czy ma Pani w zwyczaju notować swoje pomysły: szkielety powieści, plany wydarzeń, szkice bohaterów oraz tym podobne?

Nigdy nie miałam nawyku robienia notatek, kumulowania pomysłów w brudnopisach i na karteczkach pochowanych w każdym zakamarku domu. Jeśli w mojej głowie rodzi się pomysł, wtedy rozważam go jakiś czas, rozwijam i wypełniam kolorami w swojej głowie, by potem móc wlać do komputera już konkretną treść – zalążek nowego projektu, który mógłby potem zaowocować w coś większego.

Skąd bierze Pani te wszystkie pomysły?

Moją ideą dla wszystkich pomysłów są moje własne słowa: „Bo kobieta to istota wyższa”. Nie uwłaczając mężczyznom, uważam, że kobiety są niezwykle oryginalnymi stworzeniami. Odmienne, a jednak podobne. Namiętne lub uległe. Odważne lub nieśmiałe. Można je kochać lub nienawidzić. Moimi inspiracjami są aktorki, przyjaciółki, obcy ludzie spotkani na ulicy lub nauczyciele. Staram się od każdej istoty „odkleić” kawałek charakteru i „wkleić” go w konkretnego bohatera, by stał się bardziej żywy, realny.

Czy wie Pani czym są blokady twórcze?

Blokady twórcze to najwięksi wrogowie pisarzy. Są gorsze od zmęczenia, kiedy siedzisz i piszesz trzy godziny bez przerwy albo, gdy w pewnym momencie orientujesz się, że nie pamiętasz, jaki jest dzień. Blokada to chwila, gdy twój mózg wzbrania się przed tworzeniem dalszej akcji, nie masz ochoty, ani motywacji, by pisać dalej. Oczywiście sposobem na to nie powinno być zmuszanie się do tworzenia. W ten sposób zrobimy sobie tylko krzywdę

Jak sobie Pani z nimi radzi?

Przyznam, że nie mam konkretnego sposobu na odblokowanie swojej weny twórczej. Najczęściej pomaga mi muzyka. Po prostu rozkręcam swój ulubiony zespół w głośnikach i wyłączam się na kilkanaście minut. To działa odprężająco i odświeżająco, jak kubeł zimnej wody.

Ostatnio obserwujemy ostre starcia dwóch przeciwstawnych obozów. Według pierwszego, pisanie to przyrodzony talent, dar od Boga – albo umie się tworzyć, albo nie. Tymczasem druga twierdzi, iż pisarstwo to umiejętność jak każda inna, rzemiosło, którego można się nauczyć. A jak jest Pani zdaniem?

Mogłabym powiedzieć, że każda z tych grup ma trochę racji w tej sprawie. Owszem, pisarstwo jest rzemiosłem, pięknym i trudnym, lecz jestem pewna, że to Bóg decyduje, czy dany pisarz będzie tworzył prawdziwe, mądre powieści, czy tylko książki zajmujące półki z księgarniach.

Czy czytanie wielu książek pomaga w staniu się pisarzem?

Nie mogę wypowiadać się w imieniu wszystkich autorów, lecz uważam, że czytanie książek kreuje naszą wyobraźnię, motywuje nas do pisania. Nie chodzi o kopiowanie słów, czy pomysłów z już wydanych powieści, lecz o sposób konstruowania literackiego świata, o sposób „wlewania” życia w bohaterów, by nie byli dla czytelnika tylko postacią wykreowaną z krótkiego opisu wyglądu, lecz także z wydarzeń, których była świadkiem, w których uczestniczyła, z uczuć kłębiących się w jej sercu oraz podejściu do życia.

A krytyka? Bywa użyteczna, a może to jedynie zbędne „trollowanie”?

Krytyka jest największym przyjacielem, ale i wrogiem, jeśli jest skonstruowana w autentycznie wrogi sposób. Trzeba umieć nie tylko przyjmować krytykę, ale i ją wyrażać. Powiedzieć komuś, że „jest beznadziejnym pisarzem bez talentu” jest łatwo, ale to nie jest krytyka, lecz zwykła obraza. Słowa nagany lub pochwały należy wyrazić kulturalnie, by nie obrazić drugiej osoby swoim nastawieniem.

Co, Pani zdaniem, w książce jest najważniejsze? Oryginalny pomysł? Wartka akcja? Pełnokrwiste postaci? Dopracowany świat? A może poprawna polszczyzna?

To jest nieco podchwytliwe pytanie. Na pewno każdy z tych elementów jest potrzebny, by czytelnik zdołał zrozumieć przekaz, mógł utożsamić się z postaciami oraz potrafił wkroczyć do świata wykreowanego w danej powieści. Jednak w momencie, gdy dowiedziałam się, że jednak zdołam wydać powieść i spojrzałam na swoją bladą twarz w lustrze, zrozumiałam, że nie liczy się sucha konstrukcja tekstu, ilość przecinków, czy dopracowane szczegóły. Ważne jest serce. Książka napisana bez pasji i poświęcenia nie jest książką, a zbiorowiskiem wyrazów niemających większego sensu.

Co poradziłaby Pani osobom dopiero zaczynającym swą przygodę z pisarstwem?

Trzeba wierzyć we własne siły. Niech upadki, łzy i brak pomysłów nie przeszkadzają w spełnianiu wyznaczonych celów. Życie nie prowadzi nas drogą usłaną różami. Sami musimy się na nią skierować.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Drodzy Czytelnicy, mam nadzieję, że wywiad Wam się podobał. Jeśli macie ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o „Róży z Irlandii” oraz „Angelusie”, koniecznie odwiedźcie bloga Panny Grędy: http://requiem-dla-aniolow.blogspot.com/ A teraz pora na dwa fragmenty jej najnowszej powieści. Życzę miłej lektury!

FRAGMENT I

– Nie powinieneś być przypadkiem u rodziców? Przygotowania do ślubu idą pełną parą – zauważyła bez jakiejkolwiek złośliwości, prowadząc go do domu.

Jacek pogłaskał Atosa, a potem Sabę. Zwierzaki wbiegły jeszcze przed nimi i usadowiły się tuż obok kominka, na własnym kawałku salonu. Gdy blondyn zdejmował z sie­bie skórzany kombinezon do jazdy, Anka poszła do kuchni zaparzyć kawę. Pod spodem miał krojoną na miarę szarą koszulę i grafitowe spodnie. Rozłożył się na kanapie.

– Emilka wywaliła mnie z domu. Przymiarka sukni. – Skrzywił się dramatycznie i oparł łokcie na kolanach. – Czuje się tam jak w środku tornada. Matka wariuje, ojciec myśli tylko o przygotowaniu odpowiedniej nalewki, a Oli­wią i Karol… – Machnął ręką z jękiem. – Doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Zarazili się tym całym szaleństwem od rodziców.

– To wielkie wydarzenie. W końcu się żenisz, a ślub już blisko.

Zamilkł i spojrzał na nią przenikliwie.

– Ciotka mówiła, że zaśpiewasz.

Powoli przełknęła swoją herbatę. Przez chwilę sma­kowała ją w ustach, próbując pozbyć się gorzkiego smaku z języka.

– Moja mama myśli, że jeśli nie zapyta mnie o zgodę, to nic się nie stanie. – Bawiła się dłońmi. – Wiesz, że ostatnio rzadko mam ochotę na występy.

– Przygotowujesz się do apelu w szkole – powiedział z lekkim wyrzutem.

– Bo dyrektorka mnie do tego zmusiła. Gdyby me to, rzuciłabym jej i Michalskiemu nutami w twarz. – Westchnę­ła, przymykając na chwilę oczy. – Jestem zmęczona tą całą gadką o moim talencie. Jakoś w gimnazjum czy podstawów­ce nikt nie zauważył, jaka to jestem uzdolniona.

– Bo wtedy byłaś zbyt zamknięta w sobie, by się poka­zywać – odparł, odstawiając kubek na spodeczek.

Prychnęła pod nosem.

– A teraz nie jestem? – zapytała sarkastycznie.

Nie odezwał się. Pogłaskała lezącą obok Sabę l zamilkła. Jacek upił łyk kawy, a chwilę później oparł się o kanapę.

FRAGMENT II

Pogoda na dworze aż zachęcała do wyjścia. Słońce, dotychczas chowające się za chmurami, dzisiaj zaszczyci­ło ludzi swoją obecnością. Monika popijała poranną kawę z mlekiem i wyglądała przez okno. Wróble licznymi gro­madami siadały na parapecie, ćwierkając i jedząc okruchy, które zostawiła tam minutę wcześniej.

Matka nie zauważyła, że córka w nocy zniknęła. Teraz podśpiewywała coś pod nosem, jednocześnie smażąc naleśniki. Miała na sobie piękną kremową bluzkę i ołówkową spódnicę. Do tego zestawu nie pasowały tylko włochate kapcie, które kobieta nałożyła na nogi. Monika obserwowała ją przez chwilę, a potem nalała sobie więcej kawy i poszła się ubrać.

Przez dłuższą, chwilę przeszukiwała szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Spojrzała z niechęcią na kilka koszulek. Postała tam jeszcze chwilę, aż w końcu wybrała białą bluzkę na ramiączkach oraz czarne rurki trzy czwarte. Ubrała się, rozczesała rozpuszczone włosy i zadowolona zeszła na dół.

Marta Tarasiuk
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.