Kultura > Młode pióra

Paweł Prusko – w pogoni za marzeniem

Paweł PruskoWitam oraz serdecznie zapraszam do lektury pierwszego tekstu z cyklu wywiadów z debiutującymi pisarzami. Dziś naszym gościem jest Paweł Prusko – autor książki „Anioł stróż”, która niedawno ukazała się nakładem wydawnictwa Novae Res.

Typowy pokój każdego studenta podczas sesji. Notatki. Wszędzie notatki.

Ustawiam dyktafon, w tym czasie Paweł ściąga na półkę po książkę. Wymięta, zaplamiona, wypłowiała, widać, że sporo przeszła.

- Niestety, po wieczorku autorskim nie pozostał mi ani jeden normalny egzemplarz – tłumaczy. – Muszę przyznać, byłem w szoku, gdy wykupiono wszystkie. Myślałem, że znajdą się chętni na dwa, może trzy. Teraz został mi tylko ten. – Wskazuje umęczoną książkę. – To wersja autorska, jeszcze z błędami. – Otwiera tomik. Widać podkreślenia, notatki na marginesach. – Gdy wydawnictwo akceptuje maszynopis, najpierw jest kilka korekt, potem skład. Następnie przysyła autorowi egzemplarz próbny, taki jak ten. Pisarz nanosi ostatnie poprawki i tak powstaje wersja ostateczna.

Wielu czytelników po raz pierwszy słyszy o „Aniele stróżu”. Może zechcesz opowiedzieć nam coś o książce?

To połączenie dramatu psychologicznego oraz powieści obyczajowej. Opowiada historię Sebastiana, młodego mężczyzny prowadzącego dosyć nieuporządkowane życie. Pewnego dnia ma wypadek – zostaje potrącony przez samochód. Zapada po tym w śpiączkę, podczas której nawiedzają go dziwne sny. Jednak im bardziej zagłębimy się w treści książki, tym oczywistsze staje się, że nie są to zwykłe majaki, tylko migawki z poprzednich wcieleń, a obecny stan bohatera jest konsekwencją błędów popełnionych w przeszłości. Gdy w jednym życiu zrobił coś złego, w drugim się to odbiło i w następnym, i w następnym. Cała książka to historia dążenia do samonaprawy, walki oraz niepoddawania się.

Czyli w utworze występują elementy fantastyczne?

Tak, ale jest ich bardzo mało. Zastosowałem jedynie sam mechanizm reinkarnacji. Chciałem zaciekawić czytelnika, wprowadzić większą różnorodność. Niby mogłem przedstawić tylko jednego bohatera i skupić się na jego losach, jednak po wprowadzeniu motywu wędrówki dusz – czegoś, co lekko wykracza poza naszą codzienność – udało mi się uzyskać niezwykle interesujący efekt. Na przykład, w jednym rozdziale Sebastian jest siedemnastowiecznym szlachcicem z Doliny Loary, w innym młodym chłopakiem żyjącym w USA podczas lat 30-stych. Dzięki temu mogę wprowadzać nowe tła, postaci oraz relacje międzyludzkie.

Wygląda na to, że większość akcji toczy się poza granicami Polski.

Wszystko. Absolutnie wszystko.

Dlaczego? Nie byłoby łatwiej pisać o czymś, co znasz, np. o rodzinnym Olecku?

Może i łatwiej, ale nie w moim przypadku. Gdy piszę, lubię podawać jedynie przybliżoną lokalizację, np. Dolina Loary, a reszta wymyślam już sam, jak choćby amerykańskie miasteczko Oldstone. Z jakiegoś powodu to najbardziej pobudza moją wyobraźnię. Tymczasem, kiedy opisywałem znajome lokacje, książka zaczynała przypominać dziennik, potwornie męczyłem się, pisząc. Natomiast gdy sam tworzyłem całe miejsce oraz scenerię, nareszcie mogłem pchnąć do przodu akcję.

Jak powiedziałeś, sporą część lokacji tworzysz sam. Czy mimo to starasz się zdobyć informacje o realiach, a może posiłkujesz się wyłącznie wyobraźnią?

Oczywiście, podczas pisania „Anioła stróża” dużo czytałem. Zwłaszcza osadzenie akcji w latach 30-stych okazało się nie lada zadaniem. Korzystałem zarówno z Internetu, jak i książek, jednak muszę przyznać, iż skupiałem się bardziej na ciekawostkach niż typowych faktach historycznych. Oczywiście, zbierałem również podstawowe informacje potrzebne do zbudowania tła, mimo to bardziej interesowali mnie ludzie, ich życie rodzinne, mentalność. Sceneria jakoś zawsze schodziła na drugi plan.

Możemy jeszcze na chwilę wrócić do tytułu? „Anioł stróż” wygląda nieco dziwnie przy reinkarnacji oraz karmie.

Jak już mówiłem, reinkarnacji użyłem tyko do zaciekawienia czytelnika oraz uzyskania interesującej formy. Sam termin nie pada ani razu. Podobnie jest z tytułem – chciałem przezeń powiedzieć, że chociaż w życiu często popadamy w tarapaty, coś cały czas nad nami czuwa. W samej historii żadne anioły nie występują, przynajmniej nie bezpośrednio. Nic nie zostaje powiedziane wprost, cały czas czuć nutkę tajemnicy. Dopiero pod koniec powieści…

Gdybyś był czytelnikiem, dlaczego sięgnąłbyś po „Anioła stróża”?

Właśnie z powodu tajemniczości. Co więcej, nie jest to typowa powieść psychologiczna czy fantastyczna. Jest uniwersalna, każdy znajdzie w niej coś dla siebie, ponieważ porusza sprawy bliskie ludziom oraz różnorodne problemy egzystencjalne.

Skąd wziął się pomysł? Co Cię inspirowało?

Głównie obserwacja życia codziennego. Najpierw powstał ogólny zarys. Później zaczęło mi pod czaszką tłoczyć się coraz więcej różnych pomysłów. Tłoczyły się i tłoczyły, aż w końcu wybuchły. Po tym poszło już błyskawicznie. Gdy już miałem główny zarys historii, poczułem, że nadszedł czas. Wiedziałem, że napiszę książkę i postaram się ją wydać.

Czyli od początku planowałeś publikację? To nie była spontaniczna decyzja?

Już gdy zabierałem się do pisania, obiecałem sobie, iż zrobię to porządnie – tak, aby powieść ujrzała światło dzienne. Jednak muszę przyznać, że wcześniej tworzyłem historie, które następnie chowałem pod poduszkę czy do szuflady, jednak tym razem… Zabrzmi to głupio, ale jakoś tak w środku czułem, iż tym razem jest inaczej, że „Anioł stróż” nadaje się na książkę.

Naprawdę nigdy wcześniej nie publikowałeś?

Naprawdę. Nie wysyłałem żadnych opowiadań do gazet ani nic. Może właśnie stąd nagły przypływ natchnienia? Pomysły się piętrzyły, piętrzyły, aż wreszcie wybuchły i musiałem napisać książkę.

Długo ją pisałeś?

Zaskakująco krótko, zaledwie trzy miesiące, dosłownie BŁYSK. Wreszcie musiałem zrobić coś z myślami.

Pisałem systematycznie, zajmowałem się książką, ilekroć miałem wolną chwilę. Czasem potrafiłem napisać kilkanaście stron jednego dnia, innym razem ledwie akapit albo nic. Jednak cały czas myślałem o powieści, w głowie doskonaliłem historię. Lipiec, sierpień, a pod koniec września książka była już gotowa.

Ciekawe, bardzo ciekawe… Opowiedz coś więcej o tym, jak piszesz.

Przede wszystkim do niczego się nie zmuszam. Nie mówię sobie, że dziś mam napisać tyle i tyle, bo to i tak nie ma sensu. Niby przybędzie kilka nowych stron, jednak wszystkie będą kiepskie, a następnego dnia wykreślę całość.

Najpierw konstruuję główną oś książki – początek, koniec i coś tam pośrodku, a także motto czyli przesłanie.

Pierwsze rozdziały zawsze powstają bardzo powoli. Cały czas myślę, co będzie później. Początek ma ogromny wpływ na rozwój dalszej akcji. Starczy jeden, choćby najdrobniejszy błąd, a opowieść nie będzie tworzyć spójnej całości. Dlatego im dalsze rozdziały, tym lżej – już wiem, co było, natomiast wizja przyszłości staje się coraz wyraźniejsza.

Generalnie staram się pisać tak, aby później nie musieć nanosić zbyt wielu poprawek.

Czy podczas pracy nad „Aniołem stróżem” zdarzały się chwile, gdy stałeś w miejscu i myślałeś, że już więcej nie napiszesz?

Tak, było wiele takich momentów. Niby wiedziałem, co będzie dalej, ale nie miałem pojęcia, jak do tego dotrzeć. Właśnie wtedy najwięcej czytałem o opisywanych realiach, szukałem ciekawostek, starałem się oblec historię w sprawy codzienne. Życie ludzkie składa się nie tylko z wielkich, niesamowitych wydarzeń. Pamięć o tym pozwoliła mi przejść przez wszelkie kryzysy.

Właśnie, skoro starasz się, aby bohaterowie byli tacy ludzcy, czy potem nie przywiązujesz się do nich nadmiernie? Jak się czujesz, kiedy musisz na któregoś z nich sprowadzić nieszczęście?

Cóż, muszę przyznać: przywiązuję się do bohaterów. Szczególnie do tych, którzy są dobrzy lub czymś się wyróżniają, jednak w książce – podobnie jak w filmach – musi występować rotacja postaci. Gdyby w serialu przez tysiące odcinków pojawiali się wciąż ci sami ludzie, publiczność zanudziłaby się na śmierć. Dlatego ciągle panuje ruch. Ktoś umiera, ktoś przybywa, ktoś ucieka. Nawet lepiej, kiedy coś złego spotyka właśnie protagonistę lub inną postać, którą czytelnik zdążył polubić – wtedy wydarzenie najmocniej oddziałuje na odbiorcę.

Zaskakująco wiele mówisz o czytelnikach. Pisząc, myślisz bardziej o nich, czy raczej wolisz sam dobrze się bawić, tworząc opowieść?

Emm… Err… Ekhm… No, tak…

Szczerze mówiąc, w ogóle nie myślałem. Po prostu wchodziłem w role bohaterów. Starałem się widzieć świat ich oczami, czuć to, co oni, przewidzieć, jak zachowaliby się w danej sytuacji.

A teraz najbardziej emocjonujący temat – wydawnictwa. Czy trudno jest je zainteresować powieścią? Jak wygląda współpraca?

Pisanie do wydawnictw nie było ciężkie. W większości przypadków maszynopis można było przysłać drogą mailową. Gorzej z wydawcami, którzy nie chcieli przyjmować tekstów w formie elektronicznej. Wysłanie tak ciężkiej paczki to koszt rzędu 30-40 złotych, ale opłaciło się. Z ośmiu wydawnictw odpowiedziały mi dwa: Novae Res oraz Mamiko. Ostatecznie zdecydowałem się na pierwsze, ponieważ jest bardziej znane. Nie żałuję podjętego wyboru. W Novae Res pracują młodzi, energiczni oraz niezwykle uprzejmi ludzie. Dzięki nim autor ma ogromny wpływ na proces wydawniczy oraz ostateczny wygląd książki. Kiedy odrzuciłem pierwszy projekt okładki, natychmiast zaproponowano mi następny, zaś tekst na odwrocie mogłem napisać sam.

Czy była to publikacja ze współfinansowaniem?

Tak, ale na szczęście udało mi się zdobyć sponsora – Biuro Turystyczne Sambia. Dostałem również dofinansowanie z Uniwersytetu w Białymstoku. W końcu, nie co dzień któryś ze studentów wydaje książkę. Część uzyskanych pieniędzy przeznaczyłem na wieczorek autorski oraz inne formy reklamy. I chyba dobrze zrobiłem, ponieważ „Anioł stróż” pojawił się w księgarniach zaledwie miesiąc temu, a już sprzedano ponad sto egzemplarzy. Jak na książkę debiutanta, to doskonały wynik.

Czym zajmujesz się teraz? Czyżbyś pracował nad kolejną powieścią?

Obecnie studiuję ochronę środowiska oraz… Tak, pracuję nad nową książką.

Piszę systematycznie, ale powolutku, z wielką uwagą dobierając słowa oraz dopracowując historię. Opowieść będzie liczyła około czterystu stron. Wiążę z nią jeszcze większe nadzieje niż z „Aniołem stróżem”.

Akcja toczy się u schyłku XIX wieku. Głównym bohaterem jest Jeremy, szesnastolatek, który do niedawna mieszkał w Ameryce. Zmieniło się to, gdy ojciec chłopaka w pogoni za karierą postanowił wraz z rodziną przenieść się do Włoch. W nowym, obcym kraju Jeremy musi poradzić sobie z ogromną stratą – śmiercią bliźniaczej siostry. W końcu przyjaciele namawiają go, aby wybrał się na kilkudniowy wypad narciarski. Niestety, na stoku dochodzi do tragedii…

Żadnych elementów fantastycznych? Choćby takich malutkich?

Żadnych. Tym razem to typowa książka psychologiczno-obyczajowa, jednak bardzo rozbudowana, z mnóstwem bohaterów oraz skomplikowanymi relacjami interpersonalnymi, pisana z różnych punktów widzenia.

Czym dla Ciebie jest pisanie? Pracą? Hobby? Zabawą?

Mam nadzieję, iż w przyszłości stanie się pracą, lecz na razie jest jedynie środkiem do celu. Co prawda obecnie studiuję ochronę środowiska, jednak moim marzeniem jest dostanie się do Łódzkiej Szkoły Filmowej. To jedyne miejsce w Polsce, gdzie można niezaocznie studiować scenariopisarstwo. To dosyć specyficzny kierunek, aby się nań dostać trzeba zaprezentować nie oceny z matury, a dotychczasowy dorobek artystyczny, czyli właśnie opublikowane teksty.

Ostatnio obserwujemy ostre starcia dwóch przeciwstawnych „obozów”. Według pierwszego, pisanie to przyrodzony talent, dar od Boga – albo umie się tworzyć albo nie. Tymczasem drugi twierdzi, iż pisarstwo to umiejętność jak każda inna, rzemiosło, którego można się nauczyć. Jak jest Twoim zdaniem?

Najchętniej powiedziałbym, że prawda leży pośrodku, ale gdybym musiał wybierać, powiedziałbym, że to pierwsze. Na początku trzeba mieć iskrę, a dopiero później ją dopracować, uzupełnić warsztatem rzemieślniczym. Podobnie jest ze sportowcami oraz muzykami. Dzięki latom ćwiczeń mogą być dobrzy w tym, co robią, ale tylko ci „z iskrą” staną się najlepsi.

W ogóle, we wszystkich zawodach artystycznych talent jest bardzo ważny, ale pisarz musi dodatkowo posiadać zmysł obserwacji życia. Bez niego nie można napisać książki, przynajmniej nie beletrystycznej.

Co sądzisz o czytaniu książek? Pytam, ponieważ stara szkoła mówi, iż kto dużo nie czyta, ten nigdy nie nauczy się pisać. Tymczasem coraz więcej młodych ludzi wzbrania się przed lekturą cudzych dzieł w obawie przed utratą własnego stylu oraz oryginalności.

Trzeba odnaleźć tzw. złoty środek. Ktoś, kto w ogóle nie czyta, nie ma warsztatu literackiego. Co z tego, że wpada się na różne pomysły, jeżeli brak umiejętności do ich opisania? Sposoby prowadzenia narracji, umiar w opisach, budowanie napięcia – tego wszystkiego można nauczyć się tylko poprzez czytanie, a wiedzę raz zdobytą należy bezustannie odnawiać. Z drugiej strony, przesadne zachwycanie się dziełami innych również nie wychodzi początkującemu pisarzowi na dobre. Rzeczywiście może doprowadzić do utraty oryginalności. A jakie wydawnictwo chciałoby wydać opowieści „zmałpowane” od innych autorów?

Co Twoim zdaniem jest najważniejsze w dobrej książce? Oryginalny pomysł? Wartka akcja? „Pełnokrwiste” postaci? Dopracowany świat? A może poprawna polszczyzna?

Wszystko po trochu, jednak wydaje mi się, iż najważniejsze są postaci. Bardzo sobie cenię książki, które sprawiają, iż mogę utożsamić się z bohaterem, wejść w jego skórę. Nawet najciekawsza, dobrze napisana historia nie jest kompletna bez ludzkich postaci. To właśnie przedstawienie różnych relacji interpersonalnych sprawia, że czytelnik może zagłębić się w powieści „na maksa”.

Co poradziłbyś osobom dopiero zaczynającym swą przygodę z pisaniem?

Jak już mówiłem, nie ma sensu wyznaczać sobie jakichś dziennych limitów słów. Owszem, trzeba pracować systematycznie, jednak owa systematyczność powinna opierać się nie tyle na samym pisaniu, co na myśleniu o książce.

Pawłowi bardzo dziękuję za udzielenie interesujących odpowiedzi nawet na najgłupsze pytania, a czytelnikom za uwagę. Wszystkich gorąco zapraszam do odwiedzenia „Anioła stróża” na Facebooku.

Za tydzień naszym gościem będzie… A figa, nie powiem! Zdradzę jedynie, iż tym razem nie będzie to pisarz, tylko pisarka.

Tak na zakończenie, dzięki uprzejmości Pawła, mogłam zamieścić dwa fragmenty „Anioła stróża”. Mam nadzieję, iż przypadną Wam do gustu. Życzę miłej lektury!

Anioł stróż - fragment I

- Znów się z nią włóczyłeś co?- Florence siedziała w fotelu w zupełnych ciemnościach, pełna złości i rozgoryczenia. Pokój rozświetlały jedynie pioruny pojawiające się co jakiś czas. Przepełniały całe pomieszczenie nagłymi wybuchami światła. Wiatr wezbrał na sile. Zmuszał do rozpaczliwego tańca drzewa. Wyginały się na wszelkie strony, aby nie ruszyć z miejsca. Ich gałęzie rzucały przez okno przeraźliwe cienie, które wędrując po ścianach przyprawiały zlęknionego nimi człowieka o gęsią skórkę i szybsze bicie serca.

- Tak byłem właśnie z nią- oznajmił zdecydowanie.

- Gdzie do jasnej cholery?- huknęła. Jeden ze złamanych konarów uderzył o szybę potęgując siłę głosu.

- W operze, Michelle ją uwielbia!- skontrował rozdrażniony syn.

- Byłeś z tą małą dziwką w operze? Nie wierzę!- rzuciła na Sebastiana złowieszcze spojrzenie.- Czy ona w ogóle wie co to sztuka? Wydaję mi się, że nie jest do tego zdolna! - wybuchła roztrzęsiona.

- Jak śmiesz…- panicz wyrwał butelkę z rąk matki… spójrz na siebie, jesteś pijana! Pierwszy raz od czasu odejścia ojca widzę cię w takim stanie. Co się z tobą dzieje, nie poznaję własnej matki! Zawsze wydawało mi się, że pragniesz mojego szczęścia!- odparł złamanym głosem.

- Ale nie z nią i jej rodziną!- podsumowała. Doprowadzą nas do bankructwa, zniszczą to co tworzyliśmy przez tyle lat!- wylała z siebie żal do syna.

- Nie bądź głupia, z takiej strony jeszcze cię nie znałem. Po prostu boisz się, że będę poświęcać ci mniej czasu, aż w końcu opuszczę te upiorne miejsce i zostaniesz sama! - podsumował żałosne zachowanie swojej matki.

- Nie będę dłużej tego tolerować, wybieraj, albo ja albo ona!- alkohol uderzał z jej ust. -Decyzja należy do ciebie, a teraz idę spać, bo źle się czuję- przed wejściem na schody lekko podtrzymała poręcz- dobranoc!

- Idź do diabła matko!- wyrzucił z siebie rozgoryczonym tonem Sebastian.

Anioł stróż - fragment II

Następny dzień przywitał wszystkich srogim deszczem. Ludzie wyczekiwali na jego nieuchronne przybycie. Dudniące zewsząd krople napawały niepokojem. Brunatne gęste chmury krążyły ponad małym miasteczkiem, zapuszczając się coraz niżej. Ziemia chłonęła każdą ofiarowaną jej ilość świeżej wody. Strugi deszczu spływały po ulicach, wpadając do wykonanych z kamienia studzienek kanalizacyjnych, lub do odwiedzając spalone słońcem ogródki. Po kilkunastu dniach nieziemskich upałów przydała się odrobina ochłodzenia, nawet ze względu na uprawy, które z braku wody zaczęły schnąć.

Oświadczam, iż na wyraźną prośbę autora oba teksty nie zostały poddane jakiejkolwiek korekcie. Są w dokładnie w takiej formie, w jakiej je otrzymałam.

Z Pawłem Pruską rozmawiała Marta Tarasiuk.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.