Powieści i opowiadania > Szukając przeszłości

Szukając przeszłości, rozdział I

Przemierzając kolejną, porośniętą gęstą trawą drogę zastanawiałam się czy zdążę przed zachodem słońca wejść na szczyt tej pięknej, niewysokiej góry. Obserwowałam go cały czas, prawie nie patrząc pod nogi. Czasem chował się za drzewami, kiedy z rozległych łąk wchodziłam w głąb lasu. Potem znowu ukazywał się moim oczom tylko większy i już nie taki wysoki. Ściemniało się coraz szybciej. Ze wschodu nadciągały ogromne chmury, niosąc ze sobą ciemność. Droga stawała się bardziej stroma. Szłam zamyślona, gdy nagle zza krzaków wybiegł pokaźnych rozmiarów jeleń. Zatrzymał się, głową wykonał okrężny ruch, podrapał się potężnym, rozłożystym rogiem po grzbiecie i ruszył dalej. Nawet się mnie nie przestraszył, rozglądnął się dookoła i pobiegł w dół…

- Wreszcie na szczycie. – powiedziałam do siebie. Najwyższe miejsce tej góry było niewielkie, na środku usytuowany był duży głaz. Dookoła niego zza rozrzedzonej, spalonej słońcem trawy świeciły nagością skały i kamienie. Nieco niżej kołysały się czubki sosen i rozciągały niewielkie wyżyny, które raz wzrastały, a raz opadały niczym fale na burzliwym morzu. Wdrapałam się ostrożnie na ogromny kamień usytuowany na samym środku polany, by rozejrzeć się trochę. Napawałam się cudownymi widokami. Słońce, do połowy skryte za horyzontem, płonęło czerwienią, a chmury otulały je różowym puchem. Ziemia porośnięta lasami oddychała spokojnie. Gdzieniegdzie ostre skały sterczały walecznie, wychylając się zza dominujących w krajobrazie drzew. Przysiadłam zmęczona i wtedy dostrzegłam mały strumyk w pobliżu. Podeszłam by się napić. Woda smakowała wyśmienicie, była krystalicznie czysta i bardzo zimna. Robiło się coraz ciemniej, więc postanowiłam poszukać sobie miejsca, które nadawałoby się do spania. Znalazłam nieopodal strumyka przytulną porośniętą zeschłym już mchem polankę, gdzie mogłam rozbić namiot. Zdjęłam plecak i postanowiłam najpierw rozejrzeć się trochę i przynieść chrust, by rozpalić ognisko. Nie chciało mi się jeszcze spać. Kiedy nabrałam już całe naręcze grubych gałęzi, skierowałam się z powrotem w stronę polanki i wtedy dostrzegłam, że nie ma mojego plecaka. Rzuciłam chrust i poszłam przejrzeć okolicę. Jak to możliwe? Przecież nie było mnie tylko chwilę…- powiedziałam do siebie z pretensją. Szukałam dosyć długo, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Byłam już na tyle zmęczona, że postanowiłam poszukać go jutro, po drodze. Ponownie wdrapałam się na kamień, wsparłam twarz na rękach, próbowałam opanować złość i jednoczesne zdziwienie. Byłam głodna, lecz nie miałam co jeść… Straciłam prowiant, namiot, apteczkę, i co mnie najbardziej smuci, mapę okolic i moje cenne zapiski. Nie zamierzałam jednak rezygnować z tego powodu. Ludzie w dawnych czasach sami zdobywali pożywienie, a jedna noc pod gołym niebem jeszcze nikomu nie zaszkodziła - pocieszałam siebie… – W końcu jest czerwiec, rosną maliny, jeżyny - …i swój pusty żołądek.

Położyłam się i zamknęłam oczy, księżyc czuwał nade mną, a gwiazdy uspokajały…

* * *

Rano obudziłam się na kamieniu. Szybko zasnęłam, nawet nie było tak twardo jakby się mogło wydawać. Przeciągnęłam się i rozejrzałam wokoło. Przyroda żyła swoim życiem, było spokojnie i cicho. Zrobiłam się strasznie głodna, więc wyruszyłam w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Dziś przecież również czeka mnie wędrówka, znacznie krótsza niż poprzednia, lecz wcale nie łatwiejsza. Znalazłam w pobliżu kilka krzaków soczystych malin. Zerwałam ile się da i na trochę zaspokoiłam głód. No cóż, czas w drogę. – powiedziałam do siebie.

Moim celem było odnalezienie starego, kamiennego grobu, pewnie już zabytkowego, o którym wiedzieli nieliczni, w tym ja i mój dziadek. Kochany staruszek, wychowywał mnie i brata, gdyż nasi rodzice zginęli. Miałam wtedy 3 lata. Jego ulubionym zajęciem było polowanie na dzikie zwierzęta. Lasy Północnej Karelii znał jak własną kieszeń, mimo iż były to tereny raczej dziewicze. Kiedyś zabrał mnie na wycieczkę i pokazał właśnie ten grób. Był tam pochowany pewien człowiek, wojownik. Dziadek opowiedział mi wówczas jego historię.

„Dawno, dawno temu, na opustoszałym i spokojnym wschodzie Finlandii, rozgorzał spór między dwoma rodami zamieszkującymi tamtejsze osady. Jeden z nich, ród szwedzkich szlachciców, który kiedyś przywędrował na te tereny i wymieszał się z ludnością fińską, chciał połączyć obie osady w jedną całość. Drugi, ród rdzennych Finów, nie zgadzał się na to, gdyż pragnął zachować swoją odrębność. Nie mogąc dojść do porozumienia, postanowili rozstrzygnąć spór walką. Ród Finów obawiał się, że gdy przegrają i będą musieli dzielić osadę z przeciwnikami, stracą swoją wolność i tożsamość. Było to jeszcze na długo przed próbami „szwedyzacji” naszego kraju, ale już część Finlandii znajdowała się pod szwedzkim panowaniem. W końcu nastał dzień bitwy. Finowie walczyli dzielnie i zacięcie, lecz byli prymitywniejsi w walce od swych przeciwników, dysponujących nowszą bronią. Kiedy ich przegrana była już prawie pewna zjawił się on, tajemniczy nieznajomy. Nagle wyłonił się zza gęstego lasu na swoim białym koniu, cały czas strzelając z łuku, a właściwie kuszy. Koń, dzięki swojej maści, był prawie niewidoczny na tle białej poświaty, pokrywającej pola i drzewa. Poruszał się z gracją i niemal bezszelestnie. Mężczyzna pokonał wodza szwedzkiego rodu, największego wroga tamtejszej ludności, jednym strzałem. Osada fińska zachowała swą odrębność, a z przegranymi, którzy ocaleli zawarto pokój. Tajemniczy jeździec, miał na imię Jari Keskitalo jak się później okazało, od razu stał się sławny w tamtejszej społeczności. Dowódca fińskiego rodu zaproponował, by pozostał z nimi, obiecał nawet, iż tutejsi rzemieślnicy wybudują mu dom. Jeździec odmówił grzecznie, nie chcąc jednak nikogo urazić zgodził się zostać tu parę dni. I właśnie wtedy, pewnej pochmurnej, mroźnej nocy zniknął. Jego ciało, mocno okaleczone, znaleziono po paru dniach, przywiązane do jednego z drzew nieopodal fińskiej osady. Oskarżenia oczywiście padły na przegranych w ostatniej bitwie przeciwników. Czyżby chcieli pomścić śmierć swego przywódcy? Ciało pochowano na szczycie najbliższej góry, zwanej odtąd górą zwycięstwa. Grób wykonano z ogromnych, dopasowanych do siebie kamieni. Na jednym z nich wyryto napis: Ani my ani ziemia ta nie zapomnimy coś dla nas uczynił.”

Pamiętam jaka byłam zawiedziona zakończeniem tej historii. Bardzo mnie zaciekawiła i pamiętam ją do dzisiaj. Nie wiedziałam jeszcze wówczas, że znalezione ciało, nie było ciałem tajemniczego wojownika…

* * *

Słońce mocno świeciło, robiło się coraz cieplej. Zdjęłam koszulę, przepasałam wokół bioder i ruszyłam w głąb lasu. Wokoło kłębiło się mnóstwo ptaków, wiatr szalał w konarach drzew, łamiąc co niektóre słabsze gałęzie. Długie źdźbła traw delikatnie smagały moje odkryte nogi. Każdy promyk słońca sprawiał mi radość. Wiedziałam, że grób musi znajdować się gdzieś w pobliżu. Tylko gdzie? Próbowałam sobie przypomnieć opisywane przez dziadka miejsce. Te pytanie zajmowało mi większość drogi, jednak najbardziej interesujące było to: Jeśli nie waleczny Jari, to kto jest pochowany w tym tajemniczym miejscu, na takim odludziu? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem, zbyt dawno miało to miejsce.

Dowiedziałam się tylko, że ów tajemniczy wojownik opuścił osadę jeszcze tamtej mroźnej nocy. Długo wędrował przemierzając Finlandię, a po upływie lat osiedlił się w miejscowości Savonlinna. Byłam w tym (teraz już) mieście, z pięknym, nie, z najpiękniejszym zamkiem w całej Finlandii. W celach turystycznych co prawda, ale natknęłam się tam na pewną kobietę, historyczkę o imieniu Meiju – moje źródło wiedzy o Jarim. Poznałyśmy się zupełnie przypadkiem…

Zwiedzałam owiany licznymi legendami zamek św. Olafa, zachowany w bardzo dobrym stanie. Właśnie oglądałam ogromny obraz okuty w złotą ozdobną ramę, wiszący w holu, kiedy nagle wpadłam na przechodzącą obok starszą kobietę. Przeprosiłam i pomogłam jej pozbierać rozsypane po całej posadzce papiery. Wówczas dostrzegłam, że są to różne broszury i stara, poszarpana już książka o historii Savonlinna. Zaciekawiłam się nią bardzo.

- Czy mogłabym zobaczyć tę książkę, jeśli jest to oczywiście możliwe? – zapytałam.

- Jest bardzo stara, raczej nie udostępniamy jej turystom, ale… jeśli pani bardzo zależy to mogę ją pokazać. W zamku znajduję się biblioteka z czytelnią, tam można sobie spokojnie poczytać. – odrzekła, uśmiechając się serdecznie. - Właśnie tam idę.

- Dziękuję i jeszcze raz przepraszam.

Poszłam wolnym krokiem za nią. Była to niewysoka starsza pani o pięknych i grubych, jak na swój wiek, blond włosach upiętych w kok. Ubrana była w elegancki brązowy garnitur. Wskazała palcem ogromne drewniane drzwi z pięknymi późnośredniowiecznymi zdobieniami.

- Tu właśnie mieści się biblioteka. To jedno w najładniejszych pomieszczeń w zamku, zaraz po sali balowej. – powiedziała z wyraźną dumą. Delikatnie chwyciła za żelazną klamkę, drzwi zaskrzypiały przeraźliwie i weszliśmy do środka.

- Rzeczywiście. – powiedziałam z zachwytem, rozglądając się po niewielkiej, chłodnej sali. Czy dawniej też znajdowała się tu biblioteka?

- Tak. Zachowało się trochę zbiorów z czasów początku rozwoju Savonnlinny, ale i też literatury fińskiej i rosyjskiej. – odrzekła, wskazując na największy, usytuowany na środku sali regał.

- Ta książka też pochodzi z tych zbiorów, prawda?

- Zgadza się, jeśli to panią interesuję chętnie opowiem coś więcej. A tam znajduję się czytelnia. – rzekła, prowadząc mnie po małych schodkach w górę.

- Będę bardzo wdzięczna. Nazywam się Eveliina Syrjälä, jestem archeologiem.

- Ach! Meiju Toivonen. Bardzo mi miło. – odparła. Jej oczy były pełne zainteresowania. – Ja jestem historykiem, pracuje w muzeum w dziale historii, ale zajmuję się też oprowadzaniem turystów, jak zapewne mogła się pani domyśleć.

- Mi również jest niezmiernie miło. – odrzekłam ściskając jej dłoń. Meiju zaraz zaczęła rozwodzić się na temat historii Savonlinny i tego niezwykłego zamku, zamku Olavinlinna…

„Wybudowany został ok. 1475 r. głównie po to, by odpychać ataki Rosjan ze wschodu jak i również zagwarantować Szwedzkiej Koronie, której podporządkowana była wówczas Finlandia, kontrolę nad ważnym strategiczne regionem Savo. Jego nazwa upamiętnia króla Norwegii św. Olafa…”

Słuchałam jej z zaciekawieniem. Po tej krótkiej chwili znajomości poczułam do niej dużą sympatię i wydawało mi się, iż ona też odwzajemnia to uczucie. Kiedy Meiju powiedziała mi o tym, iż w swoim domu prowadzi swoiste archiwum i gromadzi wszelkie informacje oraz wzmianki o historii tej miejscowości, zapragnęłam ją odwiedzić i poszperać trochę w jej zbiorach. Zgodziła się.

- Nie wszystkie zbiory archiwalne mogą być udostępnione. Niektóre są zbyt stare i poniszczone, a niektóre są prywatną własnością poszczególnych mieszkańców. – odparła, otwierając drzwi. - Część z nich zgromadziłam w domu. Proszę wejdź. – dodała, szybko zamykając za sobą drzwi. Byłam wtedy w fazie rozmyślania nad wyprawą śladami swoich przodków. Meiju miała w zbiorach istne zabytki, liczne dokumenty czy też tomiki poezji przeróżnych fińskich i szwedzkich poetów. Nawet jej dom wydawał się być zabytkowym. Była to mała, drewniana willa, pomalowana na biało z piękną, ozdobną altanką. Wnętrze również zapierało dech w piersiach. Na początku Meiju oprowadziła mnie po swojej posiadłości, przy okazji komentując liczne obrazy, wiszące na niemal każdej ścianie.

- A to mój ulubiony, Albert Edelfelt. Wskazała na duży obraz przedstawiający młodą kobietę z dzieckiem na kolanach. – Jest taki piękny…

Kiedy tak chodziłyśmy od pokoju do pokoju, a podłoga przyjemnie skrzypiała pod naszymi stopami, odniosłam wrażenie, że musi to być niezmiernie stary dom. Meble wyglądały na antyki, no i te rzędy półek rozciągające się pod ścianami i uginające od licznych, ładnie oprawionych książek. Willa była elegancka i czysta. Ściany pomalowane jasnymi, pastelowymi barwami nadawały całości ciepły, przytulny klimat.

- Usiądź, zaparzę kawę. – odparła, wskazując niedużą kremową kanapę. – A jeśli masz ochotę to proszę, przejrzyj sobie moją biblioteczkę, jest do twojej dyspozycji. – dodała z uśmiechem.

- Z przyjemnością. – odparłam, szybko zerwałam się z kanapy i zaczęłam szperać miedzy półkami. Przeglądając poszarpane, stare książki zwróciłam uwagę na spisy mieszkańców z XV i XVI wieku pięknie oprawione w skórę. To chyba najstarsze spisy jakie widziałam. Z ciekawości zaczęłam je oglądać. I wtedy właśnie natrafiłam na nazwisko Keskitalo. Jari, Liisa, Anja, Erkki i Roope… Jari Keskitalo. To przykuło moją uwagę. Przybył do Savonlinny z wioski o nazwie…- niestety nie mogłam odczytać jej nazwy, papier był zbyt mocno pobrudzony – znajdującej się nieopodal Kuopio, w roku 1470. Skończyłam czytać i od razu przypomniała mi się opowieść dziadka. Tak, to on – pomyślałam. Jeśli opowieść była prawdziwa, a ja głęboko w to wierzyłam, to znalezione ciało nie było jego ciałem… Mieli prawo się pomylić, podobno zwłoki były bardzo okaleczone. To właśnie wtedy postanowiłam odszukać sarkofagu i dowiedzieć się czegoś więcej.

Jako archeolog interesowałam się też historią. Dlatego każda okazja, by ją poznać, odkryć choćby jej rąbek była dobra. Do Savonlinny przyjechałam wówczas na krótko, ale wracałam tam jeszcze wiele razy. Zaprzyjaźniłam się z Meiju. Choć była ode mnie o wiele starsza, bardzo dobrze się rozumiałyśmy.

Paulina Drozdek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.