Felietony > Na wspak

Śledźcie i pijcie z tego wszyscy

W związku ze zbliżającymi się wyborami zastanawiają mnie nieco dwa fakty. Pierwszy: wspomniane wybory odbyć się mają w dniu urodzin mych, a że jest to święto przynajmniej z założenia apolityczne – to się pojawia zgrzyt i zaduma nad przewrotnością losu. Fakt drugi dotyczy natomiast imidżowych perturbacji kandydatów w wirtualnej przestrzeni, konkretnie na obleganych przez naród portalach społecznościowych. Śpieszę z wyjaśnieniem: ten felieton nie będzie o polityce, ani tym bardziej o wyborczych preferencjach autorki. Rozczarowanych odsyłam do tekstów osób znanych i uznanych, w tej materii obeznanych [czyt.: z założenia kompetentnych]. Ja się ograniczę do wirtualnych cudactw i niepokojącego trendu w budowaniu wizerunku polityka-produktu-marki. Czyli będzie, jak zwykle, o głupotach.

Śledzie na Naszej Klasie gubią skrzela – bo oto pretendenci na urząd prezydenta RP zakładają sobie konta. Oficjalne, z gwiazdeczką. Jak ktoś ma duchową potrzebę, to może panu Andrzejowi Lepperowi wysłać prezent, a nawet wpisać komentarz: „Jędrek – my z Tobą!”. Albo na przykład skomplementować pana Korwina-Mikke, że twarzową muszkę ma lub nie ma. Albo błysnąć słowem pisanym w ożywionej dyskusji na profilu pana Komorowskiego. Nieistotne – ważny symbol. Otóż mamy do czynienia z wyborczą wiwisekcją na obleganych portalach społecznościowych (mówimy tu, rzecz jasna, także o fejsbukach, majspejsach, twitterach i innych podobnych – bo zakładam, że takowe istnieją). Polityk się rozdziawia i ukazuje wnętrzności światu (czyt.: uczłowiecza), ku uciesze internetowej wspólnoty potencjalnych wyborców. Rzekomo chodzi o poparcie młodego elektoratu, który przynajmniej z założenia miast książki czytać – pinezki przypina w naszoklasowych galeriach (na biustach obfotografowanych koleżanek, albo i gdzie indziej). Otóż wychodzi na to, że nic w tym nowego [mówimy rzecz jasna o pozyskiwaniu młodych wyborców, nie o pinezkowaniu niewiast – przyp. K.F]. Podobno Obama wygrał wybory, bo się bratał z młodzieżą w wirtualnej przestrzeni. Na Twitterze hula już czas jakiś i idzie mu przednio. Tak na marginesie: za serce mnie chwycił pan Barack, który drogą internetową, na swym oficjalnym koncie połączył się z pogrążonym w żałobie narodem polskim. Kiedyś się wysyłało listy z kondolencjami.

A teraz śledzie na Naszej Klasie gubią skrzela, więc też jest ciekawie.

Wracając do meritum: kampanie wyborcze zawsze były okresem wzmożonej aktywności pijarowo-medialnej polityków. Ta czerwcowa jest specyficzna – z wiadomych względów. W zasadzie tradycyjne środki przekazu (telewizyjne spoty reklamowe, bilboardy itp.) zastąpiono generalną interakcją wirtualno-personalną. Nie bardzo rozumiem, dlaczego Internet uznano za medium bardziej stosowne do reklamowania kandydatów w obliczu tragedii narodowej. Na pewno taniej, możliwe że skuteczniej – tylko z tą stosownością nie byłabym taka pewna. Indywidualnemu poczuciu smaku i zmysłowi etycznemu Czytelników pozostawię rozstrzygnięcie, na ile poważne jest informowanie wyborców drogą internetową, że się Kandydat Na Prezydenta RP wybiera do Szczecina, a w Warszawie zastała Kandydata Na Prezydenta RP kiepska pogoda. Bo takie rewelacje można na Naszej Klasie odnaleźć. Interakcja z elektoratem, czyli osławione wyciągniecie ręki do ludzi, jest oczywiście nieodłącznym i w gruncie rzeczy koniecznym elementem każdej kampanii wyborczej. Szczytem naiwniactwa, względnie: krypto-ironizmu, byłoby jednak stwierdzenie, że polscy politycy prezentują w kwestii „interaktywności wyborczej” poziom „wyższy niż na Zachodzie”. Internetowe blogi, internetowe konta i internetowy dialog z elektoratem nie są rozwiązaniem nazbyt innowacyjnym (żeby nie powiedzieć: inwazyjnym).

Niezmiernie mnie mierzi nie tyle fakt niefortunnej dla mnie – solenizantki – daty wyborów, lecz towarzysząca im otoczka tandeciarstwa i niby-stosowności. Do naszoklasowej bohemy polskich panów kandydatów zastosowałabym odwieczny slogan: ważne nie tylko, co się propaguje, ale i gdzie się to czyni. To taka moja prywatna jednoosobowa kontestacja rzeczywistości – a nagromadziło się tego od kwietnia. Ludzie bojkotowali swego czasu wyzysk w „Biedronce” – ja bojkotuję wyborcze śledzie.

Zjawisko wirtualnej wiwisekcji działa w zasadzie w obu kierunkach, tzn. rozdziawia się także elektorat. I mam tu na myśli nie tylko ambitne komentarze autoekspresyjne na naszoklasowych forach [zachowałam pisownię oryginalną – przyp. K.F.]:

Cytat nr 1: Pani Tereso ten profil to SLD a nie PIS, PROSZĘ WIĘC SWOJE KOMENTARZE TU NIE WPISYWAĆ:)

Cytat nr 2: Jeśli ktoś myśli że na JKM zagłosują tylko jaracze, to obejrzał w życiu za dużo TVN.

Cytat nr 3 (odnośnie powyższego): LEGALIZE !!! jeśli tak ma być (zalegalizowane konopie) to mój głos ma pan w kieszeni ...jak i tysięcy innych młodych wykształconych ludzi.

Koniec cytatów.

Chodzi mi także o te wszystkie deklaracje-manifestacje, tym razem z facebooka (czyt.: „Zagłosuję na Jarosława Kaczyńskiego”/„Nie zagłosuję na Jarosława Kaczyńskiego” czy np.: „Pójdę na wybory”/”A właśnie że nie pójdę”/”Niezdecydowany(a) jestem). O te wszystkie grupy wsparcia, które się pojawiają rotacyjnie na stronie od czasu katastrofy pod Smoleńskiem. I o ludzi, którzy te podstrony tworzą bądź w nich uczestniczą – i nie widzą niestosowności takiego zachowania. A przecież o generalną Stosowność Etyczno-Formalną się cała kampania A.D. 2010 rozbija. Oficjalnie. Nie dziwi mnie to o tyle, że facebook słynie z generalnej Głupoty Słowno-Formalnej. Oczekuję dnia i godziny, w której odkryję na swojej profilowej tablicy zaproszenie do grupy: „Zróbmy razem kupę!”.

Katarzyna Frukacz lubi to.

Katarzyna Frukacz ubiega cisnące się na usta pytanie: czemuż grzmi i jątrzy, skoro wirtualne konta personalnie posiada? Ano z niecnych i – zapewniam – apolitycznych pobudek. Nasza Klasa (i jej podobne) prawdę Ci powie: o twych znajomych. Bo gdy widzę np. utworzoną na fejsbuku galerię pt. „Powódź 2010” i mogę sobie obejrzeć malownicze pejzaże rechoczących osobników na tle podtopionego Kozanowa – to sobie wyrabiam nie tyle opinię o twórcy galerii, co ogólny pogląd na temat ludzkiej bezmyślności. Co do wirtualnej kampanii – taktownie zmilczę. A podsumuję lingwistycznie. Słynny słowotwórca Kuczok stworzył w „Senności” urokliwy neologizm, na określenie wścibskich sąsiadów podglądających otoczenie z okiennych parapetów – „parapeting”. To ja rzeknę przekornie, że nam się kampania wyborcza „uparapeciła” – wszak okna materialne od tych wirtualnych niewiele się różnią. A tępota pozostaje ta sama.

Katarzyna Frukacz
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.