Felietony > (Nie)życiowy groch z kapustą

Gdzie jest wiosna, kiedy śpi?

Zwykle lubię poruszać tematy ważkie, znaczące, podnoszące z krzeseł i rzucające na podłogę. Nie muszą one być od razu sprawami wagi państwowej, ale miło jest, kiedy istotnie czytelnik nie potrafi pozostać wobec nich całkowicie obojętnym. Tak będzie i tym razem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy oby nie robię właśnie wyjątku, ale ostatecznie stwierdziłam, że odnotowanie faktu historycznego, by nie zaginął w zawierusze dziejów – jest jak najbardziej sprawą ważką i znaczącą, obok której po prostu nie można przejść obojętnie.

Wszystko zaczęło się, kiedy wczorajszego wieczora wyjrzałam za okno (od wtedy staram się już tego nie robić, w obawie, że paskudny grymas, wyrażający żądzę wyjątkowo okrutnego mordu, jaki wypełza na moją twarz, już z niej nie spełznie). Trwała już wtedy śnieżna kurzawa; zimowy nastrój panuje do chwili obecnej i wcale nie wybiera się do morza ze wszystkimi utopionymi przez przedszkolaki Marzannami. Czyżby na darmo dzieci pracowały krepiną, farbami i kolorowym papierem? A może pracowały nie dość starannie i dlatego zima jeszcze się panoszy, choć nikt jej już nie chce i nie lubi?

Dość jednak, że mój kuchenny kalendarz Zdzierak nie wytrzymuje tej sytuacji i nie dalej jak dziś rano (gdy tylko podniosłam rękę, by zerwać wczorajszą kartkę), wykrzyczał wniebogłosy swoje wierszowane trele-morele:

Koniec marca, mili państwo! Koniec marca, co za draństwo! Koniec marca cały w śniegu, Zima trwa nam na całego. Kurzy z nieba białym pierzem, Na to nikt się nie nabierze! Piórka, to są w grudniu, w lutym, W marcu śnieg ma zapach kupy!

Po zakończeniu deklamacji kalendarz zgłosił wolny wniosek, by wybawić z opresji wszystkie nieszczęsne Panie Przedszkolanki, które musiały dzisiaj powiedzieć do dzieci nie bez skrępowania: „co prawda za oknem mamy bielutką zimę, ale udawajmy, kochane dzieci, że jest wiosna i porozmawiajmy o pieleniu ogródka.” Ponadto postulował włączenie do czytanek zacytowanego wyżej dzieła swego autorstwa. Ja się wstrzymuję od głosu.

Bogiem a prawdą, trzeba przyznać, że sytuacja nie powinna wcale specjalnie dziwić. Przysłowia ludowe wszak przecież od dawien dawna przestrzegają: „w marcu jak w garncu” (że się wszystko miesza jedno z drugim, zima z wiosną, jak w zupie), a „kwiecień plecień, bo przeplata – trochę zimy, trochę lata” (smutna prawda, obecny stan rzeczy może jeszcze długo potrwać). To jednak w moim przekonaniu absolutnie nie załatwia sprawy! Przyjrzyjmy się bowiem przykrej konkluzji (wrażliwców ostrzegam, że będzie to konkluzja szokująca, żeby nie powiedzieć traumatyczna!) – wiosny tak naprawdę nie ma.

Jeśli bowiem zajrzeć do kalendarza (chociażby zagłębić się w swojego wiernego, kuchennego Zdzieraka) – jak byk trzy miesiące mają przypadać na rzekomą wiosnę (marzec, kwiecień, maj), z czego dwa pierwsze, jak już się przekonaliśmy z ludowych mądrości – to nie są wcale miesiące wiosenne, ino tragiczne pomieszania z poplątaniami. Dla pory roku typowo wiosennej pozostaje tylko jeden miesiąc – maj – który często już znaczony jest upałami typowo letnimi. Prawdę tę odkrywam i przed Wami, czytelnicy i przed sobą samą z niekrytym przerażeniem i w rozpaczy.

Konsekwencje tego stanu rzeczy są wstrząsające! Pojawia się bowiem problem Pani Wiosny, o której wszyscy już od przedszkola uczymy się, którą wyobrażamy sobie i w którą wierzymy niezbicie jak w św. Mikołaja, albo i bardziej (bo Mikołaj co prawda przynosi pod choinkę rower, ale dopóki Pani Wiosna w swej łaskawości nie stopi paskudnych zimowych śniegów, dopóty rower kurzył się będzie w piwnicy). Dzieci doskonale wiedzą, czym jest wiosna (baziami, słonkiem, kwiatkami, wielkanocnym kurczaczkiem, zieloną trawą, puchatym króliczkiem, kiełbasą…), wiedzą, czym przyjeżdża (samochodem, hulajnogą, statkiem, na koniu, z wiatrem, na chmurze, helikopterem… a w okolicznościach „syndromu dnia następnego”, może też nie ryzykować i przyjść pieszo, ale to już ja tak twierdzę, a nie dzieci) i bardzo na nią czekają. Teraz proszę: jak tu wytłumaczyć pięcioletniemu dziecku, że Pani Wiosna wcale nie przyjdzie, nie przyjedzie i nie przyleci, bo po prostu nie istnieje? Płacz i zgrzytanie zębów…

Pozostawiam temat otwarty. Dzisiaj rano po ciężkiej nocy przemyśleń byłam już oswojona ze swoim smutnym odkryciem. Co więcej, po wyjściu z domu poczułam się jak w białej, baśniowej krainie, w całości utkanej z koronek i puchu. Pomyślałam, że wygląda to nawet ładnie i że ostatecznie przez wzgląd na niebanalne doznania estetyczne gotowa jestem darować rzeczywistości to dramatyczne niedopatrzenie, jakim jest śnieżna zawierucha spóźniona w moim przekonaniu o co najmniej dwa miesiące (bo przecież grudnia tegorocznego doświadczaliśmy w zasadzie bezśnieżnie). Widziałam nawet, że jedna pani nie mogąc się pohamować, filmowała kamerą komórkową całą swoją drogę do pracy. Tak, wrażenia estetyczne potrafią pokonać wszelki zdrowy rozsądek.

Co zaś się tyczy nieistniejącej pory roku… Gorąco zachęcam, by nie informować dzieci o tym smutnym fakcie. Trudno, kłamstwo, bo kłamstwo, ale z drugiej strony dziecięce traumy doskwierają człowiekowi przez całe życie. Na pytanie zadane trzęsącym się głosem: „Mamo, mamo, gdzie jest wiosna? Jej już nie będzie?!” odpowiadamy spokojnie „Dziecko moje, wiosna śpi. Za późno położyła się spać i zwyczajnie zaspała, ale nie martw się. A ty też chcesz zaspać do przedszkola? Co? Nie chcesz? To do łóżka marsz, zaśpiewam ci jeszcze twoją ulubioną kołysankę. Gdzie jest słonko, kiedy śpi…”

Mit wiosny obalała Joanna Burgiełł.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.