Felietony > (Nie)życiowy groch z kapustą

Skala kosmiczna

Dzisiaj zamierzam przedstawić refleksję całkiem nieżyciową i w zasadzie nawet trącącą banałem. Otóż, szczęśliwym zbiegiem okoliczności było mi niegdyś dane przespacerować się po terenie toruńskiego obserwatorium astronomicznego. Spacer był z jednej strony całkowicie zwyczajny – szło się noga za nogą po betonowym podłożu chodnika. Wokoło kwitły bzy i stokrotki, a z góry świeciło piękne słońce, bo był to akurat maj.

Miejsce jest bardzo sprytnie pomyślane pod kątem szkolnych wycieczek, jest nawet miejsce na ognisko z kiełbaskami pod samo niebo. Mija się po drodze również różne stanowiska obserwacyjne, gdzie można obejrzeć teleskopy starszej i nowszej generacji; jednych się jeszcze używa, a innych już nie. Ściany są udekorowane kolorowymi, imponującymi zdjęciami Kosmosu. Natomiast moją uwagę w szczególności przykuło coś innego.

Spacerowaliśmy sobie zatem spokojnie z dwójką znajomych po terenie obserwatorium i w pewnym momencie naszym oczom ukazała się złota kula wielkości piłki do tenisa. Przy kuli stała tabliczka z napisem „Słońce” i krótkim opisem tej jednostki. Pomyślałam, „no ładne Słońce” i poszliśmy dalej. Za chwilę okazała się kolejna kuleczka, tym razem wielkości łebka od szpilki. Była to Wenus, przeczytałam na tabliczce krótki jej opis. Parę kroków dalej pojawił się Merkury zbliżonych rozmiarów. Przeszliśmy jeszcze, jeszcze dalej i ukazała się Ziemia, taki porządny łebek od szpilki (ale jednak szpilki…), wraz ze swym maleńkim satelitą – Księżycem. Tam my jesteśmy. Tam gdzieś na tym łebku od szpilki. My i nasza internetowa gazeta - Libertas!

Po dłuższej chwili minęliśmy również Marsa, czerwoną planetę i spacerowaliśmy dalej. Gadaliśmy sobie o tym i o owym, już naprawdę nie pamiętam, co to było, grunt, że udało się całkiem nieźle zatopić w dyskusję zanim oczom naszym ukazał się Jowisz. No, Jowisz… Co prawda wielkości piłki do ping ponga chyba jeszcze nie osiągnął, ale już był dość blisko. Dookoła oczywiście jego 63 satelity. Podziwialiśmy go przez chwilę, zapoznaliśmy się z informacjami z tabliczki i poszliśmy dalej.

Prawdopodobnie zdążyliśmy już zmienić temat rozmowy, teraz śmialiśmy się już z czegoś innego (a może kolega opowiadał coś o gwiazdach, czy teleskopach?) i pojawił się Saturn. Rozmiary niedojrzałego zielonego groszku. Pierścienie, satelity… od czasu pojawienia się Ziemi idziemy już dobre pół godziny, a to wciąż ten sam Układ Słoneczny, wciąż ta sama Galaktyka… my jesteśmy gdzieś tam bardzo hen, hen, na łebku od szpilki.

Mapa naszej Galaktyki - Drogi  MlecznejZanim doszliśmy do kolejnej planety zdążyłam już zapomnieć, że je w ogóle śledzę. Wszystko dookoła było takie piękne, wypytywałam o badanie Kosmosu, o różne rzeczy, trochę się śmialiśmy i gadaliśmy o głupotach. Kiedy pojawił się wreszcie Neptun, byłam bardzo zaskoczona, że to w ogóle się jeszcze tak ciągnie i że to jeszcze coś zostało (przez moment myślałam już o tym, że Neptun miał być przed Saturnem i że go po prostu przeoczyliśmy, ale jednak nie).

Następną atrakcją do zwiedzenia miała byś antena i stanowisko jej obsługi. Najpierw postanowiliśmy zobaczyć ją samą, a potem „centrum dowodzenia”. Po drodze kolega opowiadał trochę o zasadach jej działania i o tym, co ciekawego studenci z nią wyprawiają kiedy się nudzą, jak również o tym, co się dzieje, kiedy antena wymknie się spod kontroli, ile ma się sekund na interwencję i ile płotów w tym czasie do pokonania, by wcisnąć czerwony guzik. Minęliśmy pierwszą furtkę ogrodzenia, za którym znajduje się antena. Widzieliśmy ją już daleko przed sobą. Minęliśmy potem druga furtkę i ukazało się coś znajomego. Znowu tabliczka z opisem planety. Oczywiście Pluton. Obecnie już nie uznawany za planetę, ale obserwatorium stoi na miejscu już od jakiegoś czasu. Łącznie szliśmy do niego od Neptuna jeszcze jakieś dwadzieścia minut. Ziemia została bardzo daleko w tyle. A jest to wszystko nawet mniej niż kropla w kropli tego całego oceanu Wszechświata.

Kiedy pomyślę sobie o tej kosmicznej skali wszystkiego, nabieram odwagi i optymizmu i przypomina mi się fragment z Edwarda Stachury:

A na tacy jak owoce: melony, arbuzy, jabłka śliwki i... wszystkie ciała niebieskie. I gdzieś tam wśród tej ciżby Ziemia nasza, malutka jak wisienka. I wtedy, gdy byłem poza, daleko poza, ujrzałem całą jaskrawość tego, że to w ogóle nie chodzi o to, co się na wisience dzieje. Życie, śmierć, miłość, nienawiść, dobro, zło i tak dalej, i tak dalej, ale o to wszystko razem wzięte i podane jak na tacy.

Całkowicie nieżyciowa refleksja. I całkowicie kosmiczny groch z kapustą.

Joanna Burgiełł
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.